Dokładnie tak samo sprawy się mają z Rzecznikiem Praw Obywatelskich: wybrany na to stanowisko polityk może okazać się świetnym, bezstronnym strażnikiem naszych wolności. Ale nie musi. Dlatego nie powinno się łamać niepisanej zasady, by ten urząd utrzymywać z dala od polityki.
Rzecznikowi Praw Obywatelskich wolno mieć własne poglądy. Ba, on powinien je mieć – jasne, wyraziste, konsekwentnie przekładające się na działania. Żeby bronić praw obywateli, trzeba respektować określony system wartości, oparty o wiarę w demokratyczne mechanizmy. Adam Bodnar – w mojej ocenie znakomity RPO – to właśnie człowiek, który swoją wizję obrony wolności realizuje konsekwentnie, nie poddając się presji ze strony polityków. Prawica krytykowała go za obronę niezawisłości sądów, a opozycja za to, że nie bojkotował postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym. Dobry Rzecznik Praw Obywatelskich to taki, którego politycy nie chwalą, a krytykują. Ma bowiem stale patrzeć im na ręce i wskazywać, gdzie jest granica, poza którą zaczyna się naruszanie naszych swobód.
Parlament nie może wybrać nowego RPO – przede wszystkim dlatego, że rządowa większość forsuje na to stanowisko aktywnych polityków. To praktyka, która wcześniej czy później doprowadzi do utraty waloru niezależności tego niezmiernie istotnego urzędu. System partyjnych łupów objął już niemal wszystkie urzędy, instytucje, spółki Skarbu Państwa. Rzecznik Praw Obywatelskich to jedna z ostatnich niezależnych instytucji. Konstytucja sama w sobie nie uchroni przed zawłaszczeniem tego stanowiska przez polityków. To sami politycy muszą powiedzieć: „stop".
Być może pani Lidia Staroń byłaby znakomitym Rzecznikiem Praw Obywatelskich – tym bardziej, że nie we wszystkich sprawach głosuje razem z PiS. Jest jednak aktywnym politykiem, senatorem wybranym z poparciem rządzącej dzisiaj partii. Dlatego – w imię fundamentalnych zasad demokracji – nie powinna piastować urzędu RPO. Podobnie, jak każdy inny parlamentarzysta, minister, polityk, niezależnie od barw partyjnych.
Polsce grozi nie tylko upartyjnienie apolitycznego z definicji urzędu, ale długotrwały klincz. Senat bowiem nie zgodzi się na wybór żadnego polityka związanego z PiS ani osoby, która nie zyska akceptacji innych, poza Zjednoczoną Prawicą, środowisk. Z kolei kandydat związany z opozycją nie ma szans zdobyć poparcia w Sejmie.