W październiku 2020 roku ukazał się w „New York Times” komentarz redakcyjny autorstwa Toma Friedmana, który zapowiadał, że „po pandemii czeka nas rewolucja w szkolnictwie i na rynku pracy”. W czasie, który dzieli nas od ukazania się tej zapowiedzi, wydarzyło się naprawdę bardzo wiele: wojna w Ukrainie, deglobalizacja, zastosowania sztucznej inteligencji.
Przede wszystkim jednak świat stał się mniej przewidywalny. Nie sposób jest dziś przewidzieć efektów tak kluczowych procesów jak: regionalne konflikty zbrojne, narastająca konfrontacja USA i Chin, zastosowania sztucznej inteligencji czy uporczywa inflacja. Tradycyjne planowanie strategiczne i długotrwała kontynuacja wypróbowanych schematów tracą rację bytu. Tak pojmowana uogólniona niepewność dotyczy także szkolnictwa wyższego.
Wszyscy chcą studiować
Zasadniczymi cechami współczesnego szkolnictwa wyższego są: umasowienie i dywersyfikacja w stopniu wciąż jeszcze trudnym do pojęcia.
Na całym świecie dynamicznie rozwija się klasa średnia. Jednym z najważniejszych jej atrybutów jest wyższe wykształcenie. Dokonująca się na naszych oczach radykalna zmiana technologiczna (SI) skłania wielu analityków do przekonania, że w niedalekiej przyszłości jakakolwiek forma zatrudnienia w nowoczesnej gospodarce będzie wymagała specjalistycznego wykształcenia na poziomie wyższym.
Dziesiątki milionów młodych ludzi pragnie kontynuować naukę po ukończeniu szkoły średniej czy jej odpowiednika. W takich krajach jak Indie, Brazylia czy Nigeria już teraz są setki kandydatów na jedno miejsce na studiach. Wiele osób wyjeżdża na studia za granicę. Jednym z podstawowych wskaźników „ciężaru” i znaczenia kraju na świecie będzie ilość zagranicznych studentów, których taki kraj kształci na swoich uczelniach.