Ogłoszona w czwartek tarcza antyinflacyjna to 10 mld zł w postaci obniżki podatków na nośniki energii, które dziś najmocniej drożeją, i specjalne dopłaty dla mniej zamożnych gospodarstw domowych, dla których wysokie podwyżki rachunków za prąd czy ogrzewanie byłyby nie do zniesienia.
Czytaj więcej
Obniżki stawek podatku VAT i akcyzy na paliwa i prąd mają złagodzić skutki szybko rosnących cen. – To czasowo podany środek przeciwbólowy. Rząd nie mówi, jak chce leczyć chorobę – oceniają ekonomiści.
Warto tu zauważyć, że 10 mld zł przeznaczonych na nowe projekty rządowe to kwota bardzo zbliżona do korzyści, jakie budżet uzyskuje... z inflacji. Nie dalej jak w tym tygodniu minister finansów wyliczał przecież, że dzięki wyższym cenom do kasy państwa wpłynęło ok. 9 mld zł (głównie w podatku VAT). Z tego punktu widzenia tarcza antyinflacyjna nie jest wielką szczodrością ze strony rządu, ale jedynie oddaniem społeczeństwu tego, co wcześniej zabrał nam podatek inflacyjny.
Czy tarcza będzie skuteczna? Ekonomiści są zgodni, że takie działania mogą przyczynić się do obniżenia inflacji, ale niestety tylko na chwilę. Bo tzw. szczyt inflacyjny może rzeczywiście będzie niższy i zostanie osiągnięty później. Ale za to z drożyzną będziemy się borykać jeszcze dłużej – prognozy mówią, że nawet w odczytach na początku 2023 r. zobaczymy jeszcze 6-procentowy wzrost cen.
Wszystko przez to, że energia to niejedyna drożejąca grupa towarów i usług. Coraz więcej płacimy też przecież za żywność i różne usługi. Poza tym tarcza antyinflacyjna (zarówno obniżki podatków, jak i bezpośrednie dopłaty dla gospodarstw domowych) stanowi jednak impuls popytowy, który... przyczynia się do wzrostu inflacji.