Mało kto poza USA oczekuje z takim zniecierpliwieniem objęcia przez Trumpa władzy jak Izrael. Prezydent elekt miał w poprzedniej kadencji dobre kontakty z premierem Beniaminem Netanjahu.
To właśnie Trump przeniósł amerykańską ambasadę do Jerozolimy, wyprowadził USA z międzynarodowego porozumienia nuklearnego z Iranem (JCPOA), ogłosił, że żydowskie osiedla na okupowanym Zachodnim Brzegu nie są nielegalne i uznał suwerenność Izraela nad Wzgórzami Golan, ambasadorem w Izraelu został David Friedman, bogaty żydowski przedsiębiorca i przyjaciel rodziny, a pełnomocnikiem do spraw Izraela i Bliskiego Wschodu Jared Kushner, zięć prezydenta, za sprawą którego córka Ivanka przeszła na judaizm.
Czytaj więcej
Wojna na Bliskim Wschodzie zakończy się za dwa miesiące, potem będziemy mieli wybory w Izraelu, po których powstanie zupełnie inny rząd – uważa Ami Ajalon, były szef Szin Betu, izraelskiej służby bezpieczeństwa, z którym rozmawiała „Rzeczpospolita”.
To także z inicjatywy administracji Trumpa doszło do uznania Izraela przez kilka państw arabskich (tak zwane porozumienia Abrahamowe).
Czy Izrael może liczyć na zgodę USA na aneksję Zachodniego Brzegu Jordanu?
Premier Netanjahu stawiał więc jednoznacznie na zwycięstwo Donalda Trumpa, licząc na wsparcie swojej polityki. Znacznie więcej obiecuje sobie izraelska skrajna prawica, która zapewnia przetrwanie rządowi Netanjahu.