W czasie ostatniej dekady gaz był dla Rosjan instrumentem polityki. Handlowali nim w oparciu o system „eksterytorialny", co oznacza, że relacje bilateralne były niejako traktowane jako leżące poza sferą władztwa prawa unijnego.
Karty w tej grze rozdawał Władimir Putin, który według uznania decydował o rachunkach za ogrzewanie w krajach Europy Środkowej. Podpisywano kontrakty gazowe wyłącznie w oparciu o dwustronne relacje między odbiorcami w Europie a Gazpromem. Do tego forsowano transakcje wiązane. A przy podpisywaniu umów tylko Rosjanie znali ceny innych kontraktów, co znacząco wzmacniało ich pozycję. Negocjacje kontraktów gazowych były jak gra w pokera, w której przeciwnik zna twoje karty.
Gruntowana zmiana systemu sprzedaży gazu
W końcu Komisja zakończyła dekadę pobłażliwości wobec polityki Rosji. Europa już raz popełniła historyczny błąd, ulegając lobbingowi i zgadzając się na Nordstream. Teraz nie ma wyjścia: musi nałożyć karę za nadużywanie pozycji dominującej i zmusić spółki europejskie do zmian w obowiązujących umowach gazowych. Przez to nastąpi gruntowna zmiana systemu sprzedaży gazu do UE.
Moment na formalne postawienie zarzutów jest strategicznie dobry. Mamy nową Komisję, a formalne zarzuty zostaną postawione tydzień po działaniach wobec amerykańskiego Google, co zdecydowanie niweluje oskarżenia o upolitycznienia sprawy. Nikt nie zarzuci Komisji, że wszczęte postępowanie jest de facto ukrytymi sankcjami. To zarazem jasny sygnał KE wysłany do wszystkich graczy – jeśli chcecie działać na europejskim rynku, musicie przestrzegać europejskich standardów.
Akcja Brukseli dobra dla Polski
Stwarza to korzystną sytuację dla naszego kraju – oficjalne oskarżenie Gazpromu przez Komisje Europejską zdecydowanie wzmocni pozycję Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa w trakcie renegocjacji kontraktu gazowego, a także w ewentualnym postępowaniu arbitrażowym. Łatwo przewidzieć ruchy Gazpromu. Już ponad tydzień temu zapowiedział, że wszelkie zrównywanie cen gazu w Europie będzie się odbywało w górę, nie w dół.