Trzeba jasno powiedzieć, że taryfy są niepotrzebne i działają na niekorzyść przemysłu. Nie ma uzasadnienia logicznego dla utrzymywanie sztywnej ceny, a procedura zatwierdzenia taryfy jest długotrwała. Nie są nią zainteresowani ani dostawcy, ani klienci.
Doszło do kuriozalnej sytuacji: z jednej strony rynek oferuje każdemu przedsiębiorstwu wybór dostawcy, a z drugiej prawo narzuca sztuczną taryfę. Dla porównania, cena w taryfie wynosi średnio 116 zł/MWh, a cena na rynku OTC jest o mniej więcej 10 zł niższa. Na giełdzie gazu jeszcze taniej.
Kolejną barierą jest obowiązek magazynowania gazu. Zgodnie z obowiązującym prawem, jeżeli sprowadza się więcej niż 100 mln m sześc. gazu, to należy utworzyć rezerwy obowiązkowe gazu. Dodajmy, że magazyny gazu są własnością Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG), a koszty magazynowania gazu w Polsce są znacznie wyższe niż w innych krajach Unii Europejskiej.
Dodatkowe obowiązki to dodatkowe koszty. Efekt obowiązujących przepisów jest taki, że firmy starają się sprowadzać do Polski nie więcej niż 100 mln m sześc. gazu rocznie. A zapotrzebowanie na tańszy gaz z Zachodu jest znacznie większe. To absurdalnie skostniały zapis, niewystępujący w Europie.
Przez ograniczenie importu tylko do 100 mln m sześc. (śladowy procent w porównaniu z całkowitą konsumpcją gazu w Polsce) następuje rozdrobnienie dostawców i nikt przez to nie jest poważnym konkurentem dla monopolu. Niestety, pomimo powszechnej krytyki wspomniany zapis pozostaje bez zmian i zdecydowanie utrudnia sprowadzanie surowca do Polski z krajów ościennych.