Wchodzimy w czwarty rok od wybuchu pandemii, która na rynku biurowym przełożyła się – poza innymi czynnikami – na przyspieszony wzrost udziału pracy zdalnej, hybrydowej, zatrzymanie aktywności deweloperów, rewizję zapotrzebowania na biura. Docelowe modele cały czas się kształtują w poszczególnych firmach. Jak postrzegacie rynek jako deweloper?
Rynek na pewno nie zamiera, wręcz przeciwnie. Obecnie obserwujemy współistnienie kilku czynników wpływających na jego rozwój. Po pierwsze, lukę podażową, która będzie widoczna w przyszłym roku i która wymusza przyspieszone decyzje najemców będących w swoim określonym punkcie cyklu długości umowy najmu. Ta grupa najemców, której umowy zbliżają się do końca, musi podjąć decyzje, czy pozostanie w danej lokalizacji, czy nie.
Po drugie, tuż po wybuchu pandemii Covid-19 panowało przeświadczenie, że najemcy będą zmniejszać zajmowane przestrzenie i że popyt na biura generalnie będzie spadać. Rzeczywiście, zauważyliśmy wówczas przejściowy wzrost rynku podnajmu i zamrożenie decyzji strategicznych. Dziś widzimy, że decyzje dotyczą tego, czy zostać w danej lokalizacji, czy się przenieść. Najemcy nadal biorą pod uwagę model hybrydowy, ale wcale nie oznacza to automatycznie redukowania wynajmowanych powierzchni.
Firmy widzą w relokacji szansę ściągnięcia pracowników z powrotem do biur. Tymczasem podaż na rynku jest ograniczona. W efekcie rynek najemcy stał się rynkiem wynajmującego, a sam proces wynajmu mocno przyspieszył. W ramach etapu E kompleksu LIXA, który zostanie oddany na początku 2024 r., mamy zarezerwowane 64 proc. powierzchni, co przed pandemią byłoby raczej trudne do osiągnięcia – z uwagi na konkurencję panującą na rynku oraz na wydłużony czas trwania negocjacji. Dziś najemcy zdają sobie sprawę z ograniczonego wyboru, szczególnie jeśli chodzi o nowe, atrakcyjne powierzchnie.
Czyli dobre biuro stacjonarne pozostaje ważnym czynnikiem np. przy pozyskiwaniu nowych pracowników?