Wirusy, które paraliżują układ nerwowy przeżuwaczy, przenoszą miniaturowe komary zwane kuczmanami. Pierwsze przypadki zachorowań u zwierząt hodowlanych wykryto w sierpniu 2006 r. w okolicach Kolonii. Choroba, której nazwa wzięła się od koloru błon śluzowych, nie jest groźna dla ludzi, a zwierzęta nie mogą zarazić się jedno od drugiego.
– Śmiertelność wśród owiec czy bydła jest niska, a większość osobników po ustąpieniu objawów wraca do zdrowia – wyjaśnia prof. Jerzy Kita ze Szkoły Wyższej Gospodarstwa Wiejskiego, który zajmuje się chorobami zakaźnymi zwierząt. – Żubry są prawdopodobnie mniej odporne na wirusy i padają.
Choroba niebieskiego języka występowała dotychczas w Ameryce Południowej i Afryce. Nie wyjaśniono, dlaczego przywędrowała na północ Europy.
Jak groźna jest dla żubrów, tego nie sposób ustalić. Niemiecki hodowca Rainer Gluntz poinformował Wandę Piasecką-Olech z SGGW, europejskiego koordynatora hodowli żubrów, że w jego stadzie w pobliżu Bad Driburga padło 10 z 30 osobników, a inny hodowca z okolic Hannau stracił z tego samego powodu 10 z 16 żubrów. Według map zamieszczonych na stronie internetowej niemieckiego Ministerstwa Rolnictwa choroba niebieskiego języka z południa kraju rozprzestrzenia się także na północ. Według opinii naukowców może przekroczyć 50 równoleżnik (Polska leży pomiędzy 49 a 54,5).
Wokół każdego lokalizowanego ogniska choroby oznacza się 150-kilometrową strefę zagrożoną chorobą (odległość, jaką mogą pokonać kuczmany). Jej wschodnie i północnowschodnie krańce przylegają do granic z Polską. Zagrożona jest wyspa Rugia, która sąsiaduje z województwem zachodniopomorskim. W znajdujących się na tym terenie nadleśnictwach Mirosławiec oraz Świerczyna na wolności żyje stado liczące ponad 40 żubrów.