Biskupi, których przestała lubić „Wyborcza”

Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu hierarchowie ci byli nadzieją liberalnych środowisk na nowe otwarcie w Kościele nad Wisłą. Dziś są czarnymi charakterami „Gazety Wyborczej" i innych mediów, które wojują z katolickim „ciemnogrodem".

Aktualizacja: 22.03.2015 16:12 Publikacja: 22.03.2015 00:01

Biskupi, których przestała lubić „Wyborcza”

Foto: Fotorzepa/Łukasz Solski

Arcybiskup Stanisław Gądecki, od roku przewodniczący polskiego episkopatu, rozczarował liberałów. Jasno wyraża swój sprzeciw wobec ideologii gender, wskazuje na zagrożenia konwencji antyprzemocowej i wyraźnie mówi, że Kościół nigdy nie zaakceptuje metody zapłodnienia pozaustrojowego. Hierarcha, którego jeszcze kilka lat temu lewicujące mainstreamowe media zaliczały do liberalnego skrzydła w episkopacie, dziś uważany jest za konserwatystę. Można wręcz powiedzieć, że zaczął „mówić Michalikiem".

Podobnie działo się kilka lat temu z arcybiskupem Henrykiem Hoserem, ordynariuszem warszawsko-praskim. Gdy w 2008 roku przyjeżdżał do Warszawy, widziano w nim „nadzieję" dla episkopatu. Tego, który odnowi jego oblicze. Po siedmiu latach arcybiskup Hoser stał się ucieleśnieniem całego zła w polskim Kościele, który nie tylko groził posłom ekskomuniką, ale zakneblował też krnąbrnego kapłana. A do tego sprzeciwia się in vitro.

Liberalnych publicystów nie zachwyca też arcybiskup Marek Jędraszewski, od 2012 roku metropolita łódzki, a od roku wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski (KEP). On z kolei zaangażował się mocno w obronę profesora Bogdana Chazana, na spotkaniach z młodzieżą straszy „białymi w rezerwatach", a na dodatek śmie podważać słowa „wybitnej" profesor Magdaleny Środy.

Rok po tym, jak episkopat wybrał nowe władze, widać wyraźnie, że podejmowane przez wiele lat próby podziału biskupów spaliły na panewce. Liberałom wymknął się bowiem także kardynał Stanisław Dziwisz – do niedawna symbol tzw. Kościoła łagiewnickiego. Krakowski purpurat jesienią ubiegłego roku jak gdyby nigdy nic pojawił się w Toruniu – kolebce Radia Maryja, by razem z jego słuchaczami świętować kolejną rocznicę powstania rozgłośni ojca Tadeusza Rydzyka.

Poza typologią Gowina

Episkopat Polski jest podzielony, ale trzeba się cieszyć, bo mogło być gorzej. Owszem, zwyciężył abp Michalik prezentujący raczej poglądy »oblężonej twierdzy«: lęk przed współczesnym światem, zgniłym Zachodem, krytycznie myślącym laikatem, niewierzącymi, ba, masonami. [...] Kościołowi o takim wizerunku niełatwo będzie w zjednoczonej Europie, gdzie takie postawy hierarchów należą do przeszłości. Dlaczego jednak trzeba się cieszyć? Gdyż abp Gądecki, otwarty myślowo, rzecznik dialogu ze światem [...] został w pierwszym głosowaniu wiceprzewodniczącym" – tak wybory w polskim episkopacie w marcu 2004 roku komentował na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej" Jan Turnau.

Ster w episkopacie po raz pierwszy przejął wówczas hierarcha, który nie był jednocześnie prymasem Polski. Przewodniczącym został metropolita przemyski arcybiskup Józef Michalik, a jego zastępcą metropolita poznański arcybiskup Stanisław Gądecki.

Dekadę wcześniej w roku 1995 Jarosław Gowin napisał książkę „Kościół po komunizmie" i nakreślił w niej szczegółową „mapę" Kościoła w dobie postkomunistycznej. Oprócz dwóch nurtów katolicyzmu – „zamkniętego" i „otwartego" – wytyczających wtedy zasadniczy podział wśród katolików w Polsce, dostrzegł jeszcze trzy: katolicyzm „tradycji", „protestu" oraz „integralny", który, czerpiąc z tradycji, pozostaje otwarty na otaczający i wciąż zmieniający się świat.

Wedle typologii Gowina w gronie katolików „zamkniętych", którzy ocierają się o integryzm, znalazł się arcybiskup Józef Michalik. Wśród katolików „tradycji" Gowin umieścił m.in. kardynała Józefa Glempa. Z kolei do katolików „integralnych" zaliczył m.in. arcybiskupa Henryka Muszyńskiego, biskupa Tadeusza Pieronka oraz biskupa Józefa Życińskiego.

Stanisław Gądecki, liczący wówczas 46 lat biskup pomocniczy archidiecezji gnieźnieńskiej, nie znalazł się w żadnej grupie. Ale z uwagi na jego bliską współpracę z arcybiskupem Henrykiem Muszyńskim i fakt, że od 1992 roku był najpierw wiceprzewodniczącym, a potem przewodniczącym Komisji ds. Dialogu z Judaizmem, traktowano go jako człowieka dialogu. W przededniu wyborów w episkopacie w roku 2004 Gądecki był już arcybiskupem. Od dwóch lat zarządzał archidiecezją poznańską, którą przejął po tym, jak w 2002 roku w atmosferze skandalu z kierowania nią zrezygnował arcybiskup Juliusz Paetz. Metropolitę poznańskiego uznawano za potencjalnego kandydata na stanowisko przewodniczącego KEP. Wśród plusów wymieniano jego zaangażowanie w dialog ekumeniczny i katolicko-żydowski. Po stronie minusów było to, że za bardzo kojarzony był z tzw. nurtem liberalnym wśród hierarchów. Jego wybór na wiceprzewodniczącego episkopatu traktowano więc jako przeciwwagę dla konserwatywnego, wręcz „twardogłowego" arcybiskupa Michalika.

Uderzenie w gender

Minęło dziesięć lat i w marcu 2014 roku metropolita przemyski zakończył swoje przewodnictwo. Zastąpił go rzekomy liberał arcybiskup Gądecki. Ale Jan Turnau wcale się z tego wyboru nie cieszył. Na łamach „Gazety Wyborczej" otwarcie przyznawał, że jego kandydatem „był oczywiście kardynał Kazimierz Nycz", a arcybiskup Gądecki budzi jego „umiarkowaną nadzieję". Tak, tak – to ten sam Turnau, który w 2004 roku radował się, że metropolita poznański został wiceszefem episkopatu.

Co zmieniło się w ciągu dziesięciu lat? Otóż w episkopacie zaczęli dochodzić do głosu purpuraci postrzegani przez publicystów z Czerskiej jako jeszcze bardziej liberalni, a przy tym także bliscy Platformie Obywatelskiej. Za takiego uważany jest właśnie metropolita warszawski. A sam arcybiskup Gądecki mógł rozczarować słowami, które wypowiedział kilka dni przed wyborami przewodniczącego KEP. – Episkopat uderzył w mocne tony, bo „gender" to nie zabawa, ale szkodliwa ideologia – mówił w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. – Jej przyjęcie oznacza koniec rodziny, małżeństwa, a także życia społecznego. (...) Negowanie istoty mężczyzny i kobiety sprawia, że przestaje istnieć także rodzina – podkreślał przewodniczący KEP.

Uderzenie w gender „Gazecie Wyborczej" podobać się nie mogło. Stąd nie dziwi, że wybór konserwatywnego – co podkreślała m.in. Dominika Wielowieyska – hierarchy wzbudzał entuzjazm umiarkowany. W starciu z „mocno liberalnym" kardynałem Nyczem oraz uważanym za ultrakonserwatystę i kojarzonym z Radiem Maryją arcybiskupem Wacławem Depą z Częstochowy metropolita poznański nagle stał się umiarkowanym „człowiekiem środka", który może pogodzić zwaśnione frakcje w episkopacie! Ale nie tylko w nim. Pozytywnym sygnałem ze strony arcybiskupa Gądeckiego – symbolem wyjścia w kierunku tzw. Kościoła otwartego – mógł być wywiad dla „Tygodnika Powszechnego", którego jego poprzednik arcybiskup Michalik unikał jak ognia. Problem w tym, że arcybiskup Gądecki bardzo szybko się „zmichalikizował".

Kiedy ledwo pół roku po wyborze na przewodniczącego KEP jako jedyny polski purpurat pojechał na nadzwyczajny synod do Rzymu poświęcony tematyce rodziny, zwyczajnie liberałów rozczarował. Po pierwszym tygodniu obrad przedstawiono sprawozdanie, w którym znalazły się słowa uznania dla osób homoseksualnych i stwierdzono, że Kościół powinien podjąć wobec nich „odważne decyzje duszpasterskie". Prócz tego ujawniono różnice zdań między ojcami synodalnymi w kwestii komunii dla osób rozwiedzionych. W liberalnych mediach obwieszczono przełom. Także w tych nad Wisłą. Ale arcybiskup Gądecki, występując na antenie Radia Watykańskiego, wyraził opinię, że dokument synodu odchodzi od nauczania Jana Pawła II.

– A nawet widać w nim ślady antymałżeńskiej ideologii – stwierdzał metropolita poznański. – Naszym głównym zadaniem duszpasterskim jest wsparcie rodziny, a nie uderzanie w nią, eksponowanie tych trudnych sytuacji, które istnieją, ale które nie stanowią jądra samej rodziny i nie przekreślają konieczności wsparcia, które powinniśmy dać dobrym, normalnym, zwykłym rodzinom, które walczą nie tyle może o przetrwanie, ile o wierność – mówił i dodawał również, że powstaje „wrażenie, że dotąd nauczanie Kościoła było niemiłosierne, podczas gdy teraz zacznie się nauczanie miłosierne".

Kość niezgody

Kościół „otwarty" między Odrą a Bugiem załamał ręce. Arcybiskupa Gądeckiego, który ośmielił się pójść pod prąd, okrzyknięto niemal zacofanym szaleńcem. Publicysta „Więzi" Konrad Sawicki na łamach „Gazety Wyborczej" orzekł, że metropolita poznański „nie zrozumiał synodu" a jego wystąpienie było „kwintesencją problemów i lęków wielu wierzących znad Wisły".

Arcybiskup Stanisław Gądecki najprawdopodobniej będzie jednym z trzech biskupów, którzy pojadą w październiku do Rzymu na synod zwyczajny. A że na ostatnim posiedzeniu episkopatu mocno podkreślał, że małżeństwo jest nierozerwalnym związkiem mężczyzny i kobiety, a z nauczania Kościoła wynika, że osoby żyjące w związkach niesakramentalnych nie mogą przyjmować komunii świętej, to zapewne nieraz narazi się na krytykę ze strony lewicowo-liberalnych mediów.

Kością niezgody staną się nie tylko kwestie małżeństwa i rodziny. Wszak w ostatnim czasie hierarchowie mocno akcentowali swój głos także w sprawie tzw. pigułki „dzień po", konwencji antyprzemocowej i przypomnieli, że Kościół nie może zaakceptować jakiejkolwiek metody zapłodnienia pozaustrojowego. A projekt ustawy o in vitro, nad którą obecnie toczą się prace, ma charakter skrajnie liberalny. Skoro jesteśmy już przy tym wątku, warto przypomnieć, że arcybiskup Gądecki nie jest jedynym hierarchą, który rozczarował liberałów.

Zachwyt minął

Cofnijmy się jednak o kilka lat wstecz. Gdy w 2008 roku z Watykanu przyszła informacja, że nowym ordynariuszem warszawsko-praskim będzie dotychczasowy sekretarz pomocniczy Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów i jednocześnie przewodniczący Najwyższej Rady Papieskich Dzieł Misyjnych arcybiskup Henryk Hoser, „Gazeta Wyborcza" piórem Katarzyny Wiśniewskiej pisała w komentarzu zatytułowanym „Otwarty biskup Hoser": „Mój znajomy ksiądz stwierdził (trawestując toruńskiego klasyka) złośliwie, że awanse w polskim Kościele polegają na ogół na wyborze marki BMW: bierny, mierny, ale wierny. Na pewno nie jest to przypadek abp. Hosera [...]. Wieloletni misjonarz z doświadczeniem w Watykanie i strukturach Unii Europejskiej, bliski środowisku paryskiej »Kultury« to – w tandemie z rozważnym metropolitą Kazimierzem Nyczem – zysk dla Kościoła warszawskiego".

Dalej zaś Wiśniewska przewidywała, że nowa twarz w polskim episkopacie z trzeźwym spojrzeniem na sprawy Kościoła wpłynie m.in. na styl listów czy komunikatów kierowanych do wiernych. „Wiele wskazuje na to, że będzie to spojrzenie hierarchy, który w świecie współczesnym nie szuka czyhających wokół wrogów i któremu obca jest mentalność nakazowo-zakazowa. A to polskiemu episkopatowi może wyjść na dobre" – kontynuowała Wiśniewska.

Zachwyt minął szybko. Już w pierwszych dniach swojego pobytu w kraju arcybiskup Hoser został przewodniczącym Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski. W tym samym czasie w Polsce trwała pierwsza dyskusja nad uregulowaniami prawnymi w kwestii zapłodnienia pozaustrojowego. To właśnie w 2008 roku ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz po raz pierwszy powiedziała, że trwają prace nad refundacją in vitro z budżetu państwa. Także wtedy w Sejmie prowadzona była batalia o projekt ustawy bioetycznej, który zakładał unormowania prawne w tej dziedzinie. Jarosław Gowin z PO chciał m.in. zakazu tworzenia i mrożenia dodatkowych zarodków. Z kolei Bolesław Piecha z PiS przedstawił projekt całkowicie zakazujący in vitro. „Gazeta Wyborcza" natychmiast zajęła stanowisko w sprawie, twierdząc, że powinno ono być dozwolone bez żadnych ograniczeń i refundowane z budżetu. Na myślących inaczej z jej łamów posypały się gromy. Siłą rzeczy najwięcej dostawało się Kościołowi, który głośno i dobitnie zaczął przypominać prawa moralne.

Mainstream najchętniej napisałby Ewangelię na nowo

Oto ta sama Katarzyna Wiśniewska, która w maju 2008 roku zachwycała się ordynariuszem warszawsko-praskim, w październiku 2010 pisała, że „hierarcha wchodzi w sumienia polityków", i dowodziła, że „żaden biskup nie jest od wystawiania glejtu przynależności do Kościoła". Potem język komentarzy tylko się zaostrzał. Arcybiskupowi Hoserowi zarzucano, że groził posłom ekskomuniką. Aż w końcu – komentując sprawę konfliktu ordynariusza warszawsko-praskiego z księdzem Lemańskim – publicystka „Gazety Wyborczej" zasugerowała hierarsze odejście na emeryturę. Powód? Kneblowanie niewygodnego duchownego, sprzeciw wobec in vitro i prowadzenie Kościoła w kierunku praktyk szamańskich. Ten ostatni zarzut był aluzją do głośnych rekolekcji na Stadionie Narodowym, które poprowadził na zaproszenie arcybiskupa Hosera charyzmatyczny duchowny z Ugandy, ojciec John Bashobora. To zdaniem Wiśniewskiej jedyne osiągnięcia hierarchy w diecezji warszawsko-praskiej.

Niezmienne orędzie

Nadzieją dla liberałów nigdy nie był arcybiskup Marek Jędraszewski. Wyszedł z cienia w 2012 roku, zostając metropolitą łódzkim. Wcześniej przez 15 lat był biskupem pomocniczym poznańskim i przez dekadę współpracownikiem arcybiskupa Gądeckiego. To mogło dawać jakąś nadzieję, zwłaszcza że w roku 1991 uzyskał on habilitację na podstawie dysertacji „Jean-Paul Sartre i Emmanuel Levinas – w poszukiwaniu nowego humanizmu. Studium analityczno-porównawcze" – takie zainteresowania mogły świadczyć o szerokich horyzontach intelektualnych i kojarzyć się z katolicyzmem „otwartym". Ale metropolita łódzki błyskawicznie owe nadzieje rozwiał, bo niemal od początku swojej pracy w Łodzi piętnuje gender.

– Praktycznie jest to ideologia, szalenie niebezpieczna, która prowadzi do śmierci danej cywilizacji. Jest to też teoria coraz bardziej przyjmowana czy może nawet narzucana – w Europie i Stanach Zjednoczonych – mówił jesienią 2013 roku. – Nie potrafię docenić genialności pani profesor Środy, która twierdzi, że Jezus był pierwszym rzecznikiem gender. Ale to już być może jej jakaś szczególna interpretacja tego zjawiska. Proszę mi wytłumaczyć, bo być może ja jestem za głupi, żeby to zrozumieć – znając Ewangelię – w jakiej mierze Chrystus jest pierwszym twórcą czy zwolennikiem gender? Ja tego nie potrafię, ale być może jestem ograniczony – ironizował hierarcha.

To mainstream mógł jeszcze jakoś przełknąć, ale gdy latem 2014 roku na łamach „Plusa Minusa" arcybiskup Jędraszewski obwieścił, że w Polsce próbuje się „tworzyć katolickie getto", a wokół nas trwa wojna ideologiczna i Kościół nie może milczeć, czar prysł. Zwłaszcza że metropolita zrobił też przytyk Kościołowi „otwartemu".

– Mogę się zgodzić na cierpienie z powodu takich czy innych inwektyw. Mogę je nawet pominąć milczeniem. Ale jeśli się narusza sprawiedliwość społeczną w tym zwłaszcza prawo do życia innego, bezbronnego człowieka, to mam milczeć? To właśnie miałoby być przejawem tak bardzo oczekiwanego przez pewne środowiska tzw. Kościoła otwartego? – pytał.

Przywódcą liberałów na pewno nie zostanie już kardynał Stanisław Dziwisz. Wprawił mainstream w zdziwienie, gdy jesienią ubiegłego roku pojawił się na jubileuszu Radia Maryja. Przywódca liberalnego tzw. Kościoła łagiewnickiego w Toruniu! „Nie ma [...] Kościoła Pawła i Apollosa. Nie ma Kościoła łagiewnickiego i toruńskiego. Jest jeden Chrystusowy Kościół" – przekonywał w kolebce Radia Maryja.

Jeśli przywódcą liberałów nie jest ani arcybiskup Gądecki, ani arcybiskup Hoser, ani arcybiskup Jędraszewski, ani nawet kardynał Dziwisz, to gdzie go szukać? Czy pozostają zatem młodsi purpuraci? W tym kontekście coraz głośniej wybrzmiewają nazwiska biskupa Edwarda Dajczaka (bo wspaniały duszpasterz i ewangelizator, twórca m.in. Przystanku Jezus), arcybiskupa Stanisława Budzika (bo intelektualista, następca uchodzącego za wzór otwartości arcybiskupa Józefa Życińskiego), arcybiskupa Wojciecha Polaka (bo najmłodszy prymas, odważnie walczy z pedofilią).

Sęk w tym, że wszyscy ci potencjalni kandydaci do przywództwa skrzydła liberalnego w episkopacie mają coś wspólnego z arcybiskupem Michalikiem. Pierwszy przez kilka lat był jego sekretarzem, a potem biskupem pomocniczym w Gorzowie Wielkopolskim. Drugi mówi, że spotkanie z metropolitą przemyskim traktuje jako jedno z najważniejszych w swoim życiu. Trzeci otwarcie przyznaje, że garściami czerpie z doświadczeń arcybiskupa Michalika.

I nawet jeśli wszystkich trzech łączy pogląd, że Kościół podlega procesom reformatorskim, że musi się dopasować do konkretnego czasu, to mają jednocześnie świadomość, że Ewangelia jest ciągle ta sama, że orędzie Chrystusa jest niezmienne. I z tym mainstream ma największy kłopot, bo gdyby mógł, to Ewangelię napisałby na nowo...

Arcybiskup Stanisław Gądecki, od roku przewodniczący polskiego episkopatu, rozczarował liberałów. Jasno wyraża swój sprzeciw wobec ideologii gender, wskazuje na zagrożenia konwencji antyprzemocowej i wyraźnie mówi, że Kościół nigdy nie zaakceptuje metody zapłodnienia pozaustrojowego. Hierarcha, którego jeszcze kilka lat temu lewicujące mainstreamowe media zaliczały do liberalnego skrzydła w episkopacie, dziś uważany jest za konserwatystę. Można wręcz powiedzieć, że zaczął „mówić Michalikiem".

Podobnie działo się kilka lat temu z arcybiskupem Henrykiem Hoserem, ordynariuszem warszawsko-praskim. Gdy w 2008 roku przyjeżdżał do Warszawy, widziano w nim „nadzieję" dla episkopatu. Tego, który odnowi jego oblicze. Po siedmiu latach arcybiskup Hoser stał się ucieleśnieniem całego zła w polskim Kościele, który nie tylko groził posłom ekskomuniką, ale zakneblował też krnąbrnego kapłana. A do tego sprzeciwia się in vitro.

Liberalnych publicystów nie zachwyca też arcybiskup Marek Jędraszewski, od 2012 roku metropolita łódzki, a od roku wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski (KEP). On z kolei zaangażował się mocno w obronę profesora Bogdana Chazana, na spotkaniach z młodzieżą straszy „białymi w rezerwatach", a na dodatek śmie podważać słowa „wybitnej" profesor Magdaleny Środy.

Rok po tym, jak episkopat wybrał nowe władze, widać wyraźnie, że podejmowane przez wiele lat próby podziału biskupów spaliły na panewce. Liberałom wymknął się bowiem także kardynał Stanisław Dziwisz – do niedawna symbol tzw. Kościoła łagiewnickiego. Krakowski purpurat jesienią ubiegłego roku jak gdyby nigdy nic pojawił się w Toruniu – kolebce Radia Maryja, by razem z jego słuchaczami świętować kolejną rocznicę powstania rozgłośni ojca Tadeusza Rydzyka.

Pozostało 89% artykułu
Kościół
Mazowieckie: Zwłoki znalezione w mieszkaniu księdza. Duchowny opuścił parafię
Kościół
Biskup Wojciech Osial: Nie chcemy wojny w sprawie religii
Kościół
Emerytura abp. Marka Jędraszewskiego. Czy polski Kościół czeka rewolucja?
Kościół
Tomasz Krzyżak: Watykan nie musi się spieszyć z wyznaczeniem następcy abp. Marka Jędraszewskiego
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Kościół
Abp Marek Jędraszewski złożył rezygnację. Kuria: Zgodnie z prawem