Artur Bartkiewicz: Szymon Hołownia był dobrym policjantem. Teraz pojawił się szeryf Donald Tusk

Spotkanie Donalda Tuska z ministrami, a zwłaszcza późniejsza konferencja prasowa, wyznacza koniec okresu „polityki miłości”, której twarzą stał się marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Tusk, przygotowując sobie przedpole do działania, wysłał sygnał: miło już było.

Publikacja: 08.12.2023 12:20

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP/Paweł Supernak

Szeroka koalicja, która ma stworzyć rząd z Donaldem Tuskiem na czele, wiąże się z wieloma trudnościami dla obozu rządzącego wynikających chociażby z konieczności powściągania ambicji poszczególnych jej uczestników i mozolnego szukania kompromisów, z których żadna ze stron nie będzie do końca zadowolona. Ale ma też jedną niewątpliwą zaletę – pozwala takiej koalicji grać na wielu fortepianach.

Szymon Hołownia: Polityka z uśmiechem na ustach

Czytaj więcej

"Donald Tusk się wściekł" ws. wiatraków? Tusk: Ja się nie wściekam

Po 13 listopada twarzą koalicji na kilka tygodni stał się Szymon Hołownia, który ewidentnie występował w roli dobrego policjanta. Hołownia w polemiki z Markiem Suskim, Mateuszem Morawieckim czy Przemysławem Czarnkiem wchodził z uśmiechem na ustach, z mównicy sejmowej rzucał żarty, spotykał się z młodzieżą, zastanawiał się, gdzie powiesi „srebrny przycisk” od YouTube'a, na który zasłużył, zmieniając obrady Sejmu w tzw. Sejmflix. Za sprawą Hołowni polityka stała się z pewnością mniej odpychająca dla tych wszystkich, których udało się zmobilizować do pójścia na wybory 15 października, a którzy wcześniej polskiej sceny politycznej nie śledzili zrażeni debatą polegającą na przekomarzaniu się w kwestii tego, kto jest Targowicą. Akompaniowały temu okrzyki „ja panu nie przerywałem” w telewizyjnych studiach.

Czym Donald Tusk różni się od Szymona Hołowni?

W czasie gdy Szymon Hołownia brylował, Donald Tusk milczał. Kiedy jednak przerwał milczenie, wystąpił w zupełnie innej niż Hołownia roli. Jeśli lider Polski 2050 był dobrym policjantem, który miał wzbudzić zaufanie Polaków dotychczas niezaangażowanych w politykę, zwłaszcza najmłodszych wyborców, to Donald Tusk zaoferował coś dla żelaznego elektoratu opozycji. Na konferencji prasowej wystąpił w roli szeryfa, kogoś kto za chwilę ściągnie cugle przechodzącemu do opozycji PiS-owi i już nie będzie tak miło jak wtedy, gdy Hołownia przekomarzał się z mównicy sejmowej z Suskim. Tusk wprawdzie zapewnił, że się nie wścieka, ale jednocześnie zapowiedział, że ministrów będzie dyscyplinował, PiS rozliczał, prowadząc w resortach audyt w towarzystwie prokuratorów, a na dodatek będzie stawiał zarzuty wyprowadzania przez PiS z budżetu pieniędzy w ostatnich dniach istnienia rządu Mateusza Morawieckiego. Jeśli ktoś uważał, że polityka w wykonaniu Hołowni nie jest do końca poważna, to Tusk wysłał sygnał  – może nie, ale jeszcze ja tu jestem.

Czytaj więcej

Donald Tusk zapowiada pierwsze decyzje, ujawnia nazwiska ministrów

Co Donald Tusk zasygnalizował swoją konferencją prasową?

Konferencja Tuska była sygnałem do wewnątrz koalicji, której członkom przyszły premier przypomniał, że czeka ich ciężka praca i niekoniecznie będzie tak miło jak w pierwszych tygodniach prac Sejmu. Ponadto Tusk wyraźnie dał sygnał, kto tu rządzi. Ale Tusk wysłał także sygnał na zewnątrz. Sposób rozłożenia akcentów pozwala przypuszczać, że Tusk  – zdając sobie sprawę, że budżet państwa mógłby nie wytrzymać wszystkich 100 konkretów PO wdrażanych jednocześnie  – będzie przesuwać ciężar tak, by oprócz chleba (podwyżka 500+ do 800+) dać wyborcom również igrzyska, aby nie byli rozczarowani, że nowa większość jest mniej hojna przy władzy niż była w opozycji. A sygnały, że aż tak bardzo hojna nie będzie, już płyną z różnych stron: ceny prądu są mrożone na pół roku, a Marek Sawicki mówi, że najpierw trzeba zapoznać się z sytuacją budżetową. Marek Belka sugeruje, że nowa większość nie powinna rozwijać czerwonego dywanu przed emerytami, a Ryszard Petru w ogóle prześwietlałby każdą złotówkę wypływającą z budżetu. Więc wyborcom trzeba zaoferować coś w zamian – usunięcie barierek sprzed Sejmu raczej nie wystarczy. Ale już rozliczenie PiS dla wielu będzie atrakcyjne.

Konferencja Tuska była sygnałem do wewnątrz koalicji, której członkom przyszły premier przypomniał, że czeka ich ciężka praca i niekoniecznie będzie tak miło jak w pierwszych tygodniach prac Sejmu

Z tej perspektywy nie dziwi fakt, że przyszły rząd Donalda Tuska składa się z polityków, a nie „bezpartyjnych fachowców ”. Bo kiedy idzie się na wojnę, potrzeba żołnierzy. I wodza – a ten właśnie dał sygnał do ataku.

Szeroka koalicja, która ma stworzyć rząd z Donaldem Tuskiem na czele, wiąże się z wieloma trudnościami dla obozu rządzącego wynikających chociażby z konieczności powściągania ambicji poszczególnych jej uczestników i mozolnego szukania kompromisów, z których żadna ze stron nie będzie do końca zadowolona. Ale ma też jedną niewątpliwą zaletę – pozwala takiej koalicji grać na wielu fortepianach.

Szymon Hołownia: Polityka z uśmiechem na ustach

Pozostało 90% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska