Kolejka kilkudziesięciu osób czeka cierpliwie w czwartkowe popołudnie przed kantorem Tavex na ul. Świętokrzyskiej w Warszawie. Co jakiś czas ktoś z przechodniów pyta z lekkim niepokojem: „to kolejka po dolary?”. W odpowiedzi słyszy krótkie wyjaśnienie po ukraińsku: „menamy hrywny na złote” (wymieniamy hrywny na złote).
Warszawski kantor spółki Tavex to jedno z niewielu miejsc, gdzie jeszcze można sprzedać hrywny za złotówki i to po przyzwoitym kursie dziewięć groszy za hrywnę (9 zł za 100 UAH), kilkukrotnie wyższym niż w wielu innych kantorach, które coraz częściej wstrzymują skup.
– Dotychczas skupiliśmy już hrywnę za prawie 1,3 miliona złotych i nadal chcemy to robić, ale kończą nam się zasoby. Nie jesteśmy bankiem, który może sięgnąć po środki z depozytów klientów. Pilnie potrzebujemy więc pomocy osób, które odkupią od nas trochę ukraińskiej waluty – mówi „Rzeczpospolitej” Aleksander Pawlak, dyrektor generalny spółki Tavex, która z początkiem marca ruszyła z walutową akcją pomocową dla Ukrainy.
Czytaj więcej
Z USA 10 mld dolarów i 1,2 mld euro z Unii - na taką pomocy w najbliższym czasie może liczyć Ukraina. Wczoraj Bruksela zakazała dostaw do Rosji europejskiej waluty - banknotów euro.
Oddziały firmy (dwa w Warszawie i po jednym w Gdyni, Katowicach i Wrocławiu) skupują ukraińską walutę po stałym kursie 9 zł za 100 hrywien i po takiej samej cenie ją sprzedają. – Ten sztywny kurs kupna i sprzedaży hrywny oznacza, że nie zarabiamy na spreadzie i na tej działalności. Chcemy przede wszystkim pomóc uchodźcom z Ukrainy, by mogli mieć środki do życia w Polsce – wyjaśnia szef Taveksu, który w czwartek po południu wspierał pracowników swego oddziału na Świętokrzyskiej.