– Zaoszczędzilibyśmy miliardy pieniędzy europejskich podatników, gdybyśmy wspólnie zajmowali się zamówieniami, inwestycjami i innowacjami. Dlatego jest to świetny pierwszy krok – powiedział we wtorek Manfred Weber, szef Europejskiej Partii Ludowej. – Na dłuższą metę musimy również rozważyć działania, w których mamy prawdziwą europejską wartość dodaną, na przykład w zakresie cyberobrony, dronów, ewentualnej tarczy nuklearnej – dodał niemiecki chadek.
Opinia dla "Rzeczpospolitej"
Elżbieta Bieńkowska, była komisarz UE
W latach 2016–2018 wojny na pełną skalę przeciw Ukrainie jeszcze nie było, ale już było wiadomo, że i Rosja, i Chiny mają ogromne i rosnące wydatki na obronność. I zastanawialiśmy się wtedy, co zrobić, żeby wspólnie zwiększyć wydatki. Były dwie opcje: wspólne zakupy i dług. Ta druga opcja zawisła w powietrzu, było zbyt wcześnie. Teraz nadeszła, niestety, odpowiednia pora. To jest jedyna droga prowadząca do znacznego zwiększenia wspólnej obronności. Oczywiście zawsze będą sceptycy, bo taki kredyt jeszcze bardziej zwiąże ze sobą państwa członkowskie. Ale ci tradycyjni sceptycy mają bardzo silne antyrosyjskie nastawienie, więc pomysł pada na podatny grunt.
Jak sfinansować te wspólne europejskie kompetencje obronne? Chętnych do płacenia większych składek do unijnego budżetu nie ma, zatem jedyną opcją jest zaciągnięcie długu na ten cel. W listopadzie ub.r. wspomniał o tym Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej. W swojej wizji poszedł dość daleko, mówiąc, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat państwa UE powinny złożyć się na fundusz wart 600 mld euro. W tym samym czasie pomysł obligacji obronnych zaczęła forsować Kaja Kallas, premier Estonii. Szybko pochwalił ją za to prezydent Francji Emmanuel Macron, a do grona zwolenników dołączyła m.in. Belgia. Teraz pojawiła się kwota 100 mld euro zaproponowana przez Thierry’ego Bretona, unijnego komisarza ds. rynku wewnętrznego. Wiadomo, że tradycyjnie przeciwne zaciąganiu długu są państwa Europy Północnej będące jednocześnie największymi płatnikami netto do budżetu UE, jak Niemcy, Holandia czy państwa skandynawskie.
Kredyt na uzbrojenie unijnych armii
Coraz więcej jednak wskazuje na to, że nie musi to być pomysł skazany na niepowodzenie. Po pierwsze, ścieżki są już przetarte. Gdy w 2020 roku mówiono o konieczności zaciągnięcia długu na sfinansowanie odbudowy i wzmocnienie odporności gospodarki po pandemii, opór też był bardzo silny i wielu mówiło, że to nierealne. Ostatecznie jednak i Niemcy, i Holandia, a także państwa skandynawskie zgodziły się – po raz pierwszy w historii UE – na zaciągnięcie długu na kwotę aż do 800 mld euro. Jest więc model, który można skopiować. Po drugie, tym razem wszyscy są właściwie zgodni, że cel wymaga finansowania. Po trzecie wreszcie, kraje najbardziej sceptyczne wobec zaciągania długu przez UE to jednocześnie kraje najgłośniej apelujące o zwiększenie pomocy dla Ukrainy i zbrojenie się przed Rosją.