Według ostatnich prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego inflacja w Polsce dopiero w 2026 r. znajdzie się w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu NBP, czyli poniżej 3,5 proc. Do samego celu, tj. 2,5 proc., ma wrócić w 2027 r. Są jakieś podstawy, aby sądzić, że problem z nadmierną inflacją utrzyma się u nas tak długo?
Nie musiałby się utrzymywać tak długo, gdyby polityka fiskalna i pieniężna były bardziej restrykcyjne. W czasie pandemii Covid-19 polityka gospodarcza w Polsce była bardzo ekspansywna – bardziej niż średnio w krajach UE oraz w USA. Między innymi dlatego dzisiaj inflacja jest w Polsce dwa–trzy razy wyższa niż średnio w UE i w USA. I trudno oczekiwać, że to się w najbliższym czasie zmieni. Jesteśmy w roku wyborczym. Zarówno rząd, jak i Rada Polityki Pieniężnej będą się starały nie dopuścić do recesji i wzrostu stopy bezrobocia. To jest sytuacja zupełnie inna od tej z przełomu stuleci, gdy poprzednio inflacja była powyżej 10 proc.
W ocenie prezesa NBP Adama Glapińskiego ówczesna walka z inflacją to przykład, jak nie należy jej toczyć. Jedną z konsekwencji był bowiem wzrost stopy bezrobocia do nawet 20 proc.
Wtedy RPP prowadziła bardzo ostrą politykę pieniężną, stopa referencyjna została podwyższona do blisko 20 proc. To oznacza, że realnie była zdecydowanie dodatnia – dziś jest ujemna. Jedną z konsekwencji była recesja w sektorze budowlanym. Ale wysokie stopy procentowe przyciągały kapitał zagraniczny, co prowadziło do umocnienia złotego. To przyczyniło się do spadku inflacji, która szybko wróciła do celu NBP. Koszt społeczny rzeczywiście był duży. RPP uznała wtedy, że musi działać zgodnie z Konstytucją RP i ustawą o NBP, a zmniejszaniem kosztu społecznego powinien się zająć rząd. Obecnie większość członków RPP współpracuje z rządem: chcą obniżyć inflację, ale możliwie małym kosztem, żeby nie ryzykować utraty władzy.
Czy rzeczywiście RPP stoi przed taką alternatywą, jak ćwierć wieku temu: albo wysokie bezrobocie i szybki spadek inflacji, albo niskie bezrobocie i powolny powrót inflacji do celu? Może z powodów demograficznych wzrost bezrobocia nie grozi nam nawet przy bardziej restrykcyjnej polityce pieniężnej?
To bardzo prawdopodobne. W zacieśnieniu polityki pieniężnej i fiskalnej nie chodzi o to, żeby celowo wywołać duży wzrost stopy bezrobocia, tylko żeby osłabić popyt wewnętrzny, np. hamując wzrost płac, i doprowadzić do umocnienia waluty. Ale jeżeli w innych krajach mamy do czynienia z większym zacieśnieniem polityki pieniężnej niż w Polsce, to trudno liczyć na to, że złoty się umocni. I rzeczywiście złoty jest wciąż dużo słabszy niż przed pandemią Covid-19.
RPP podwyższyła stopy procentowe bardziej niż amerykańska Rezerwa Federalna i Europejski Bank Centralny oraz podobnie jak na przykład Narodowy Bank Czech.
Tak było, ale tylko w odniesieniu do stopy nominalnej. Realna stopa procentowa w Polsce spadła w dużo większym stopniu niż w USA czy strefie euro.