Stanisław Gomułka, BCC: RPP nie śpieszy się do celu

W zacieśnieniu polityki pieniężnej nie chodzi o to, żeby wywołać celowo wzrost bezrobocia – mówi prof. Stanisław Gomułka, członek Polskiej Akademii Nauk, główny ekonomista BCC.

Publikacja: 20.04.2023 03:00

Stanisław Gomułka, BCC: RPP nie śpieszy się do celu

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Według ostatnich prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego inflacja w Polsce dopiero w 2026 r. znajdzie się w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu NBP, czyli poniżej 3,5 proc. Do samego celu, tj. 2,5 proc., ma wrócić w 2027 r. Są jakieś podstawy, aby sądzić, że problem z nadmierną inflacją utrzyma się u nas tak długo?

Nie musiałby się utrzymywać tak długo, gdyby polityka fiskalna i pieniężna były bardziej restrykcyjne. W czasie pandemii Covid-19 polityka gospodarcza w Polsce była bardzo ekspansywna – bardziej niż średnio w krajach UE oraz w USA. Między innymi dlatego dzisiaj inflacja jest w Polsce dwa–trzy razy wyższa niż średnio w UE i w USA. I trudno oczekiwać, że to się w najbliższym czasie zmieni. Jesteśmy w roku wyborczym. Zarówno rząd, jak i Rada Polityki Pieniężnej będą się starały nie dopuścić do recesji i wzrostu stopy bezrobocia. To jest sytuacja zupełnie inna od tej z przełomu stuleci, gdy poprzednio inflacja była powyżej 10 proc.

W ocenie prezesa NBP Adama Glapińskiego ówczesna walka z inflacją to przykład, jak nie należy jej toczyć. Jedną z konsekwencji był bowiem wzrost stopy bezrobocia do nawet 20 proc.

Wtedy RPP prowadziła bardzo ostrą politykę pieniężną, stopa referencyjna została podwyższona do blisko 20 proc. To oznacza, że realnie była zdecydowanie dodatnia – dziś jest ujemna. Jedną z konsekwencji była recesja w sektorze budowlanym. Ale wysokie stopy procentowe przyciągały kapitał zagraniczny, co prowadziło do umocnienia złotego. To przyczyniło się do spadku inflacji, która szybko wróciła do celu NBP. Koszt społeczny rzeczywiście był duży. RPP uznała wtedy, że musi działać zgodnie z Konstytucją RP i ustawą o NBP, a zmniejszaniem kosztu społecznego powinien się zająć rząd. Obecnie większość członków RPP współpracuje z rządem: chcą obniżyć inflację, ale możliwie małym kosztem, żeby nie ryzykować utraty władzy.

Czy rzeczywiście RPP stoi przed taką alternatywą, jak ćwierć wieku temu: albo wysokie bezrobocie i szybki spadek inflacji, albo niskie bezrobocie i powolny powrót inflacji do celu? Może z powodów demograficznych wzrost bezrobocia nie grozi nam nawet przy bardziej restrykcyjnej polityce pieniężnej?

To bardzo prawdopodobne. W zacieśnieniu polityki pieniężnej i fiskalnej nie chodzi o to, żeby celowo wywołać duży wzrost stopy bezrobocia, tylko żeby osłabić popyt wewnętrzny, np. hamując wzrost płac, i doprowadzić do umocnienia waluty. Ale jeżeli w innych krajach mamy do czynienia z większym zacieśnieniem polityki pieniężnej niż w Polsce, to trudno liczyć na to, że złoty się umocni. I rzeczywiście złoty jest wciąż dużo słabszy niż przed pandemią Covid-19.

RPP podwyższyła stopy procentowe bardziej niż amerykańska Rezerwa Federalna i Europejski Bank Centralny oraz podobnie jak na przykład Narodowy Bank Czech.

Tak było, ale tylko w odniesieniu do stopy nominalnej. Realna stopa procentowa w Polsce spadła w dużo większym stopniu niż w USA czy strefie euro.

Czy nie jest tak, że inflacja w Polsce w dużej mierze spowodowana jest czynnikami zewnętrznymi, a nie wewnętrznymi, więc silniejsze zacieśnienie polityki pieniężnej niewiele by pomogło?

Ten argument jest tylko częściowo poprawny. Inflacja w pewnym stopniu jest skutkiem czynników zewnętrznych, w szczególności szoku energetycznego. Ale nie jest to jej jedyne źródło. Kryzys energetyczny uderzył w całą Europę, a mimo to inflacja w Polsce jest wyższa niż średnio w UE. Poza tym ten argument traci aktualność. Ceny energii spadają, a inflacja wszędzie maleje. W Polsce została jednak podjęta strategiczna decyzja, aby zaakceptować powolny, rozłożony na wiele lat powrót inflacji do celu.

Większość członków RPP argumentuje, że podwyżki stóp procentowych osiągnęły już swoje cele: akcja kredytowa się załamała, a popyt konsumpcyjny maleje. Co jeszcze miałaby zrobić?

Zacieśnienie polityki pieniężnej jest faktem. Ostatnio nawet widać pewną zmianę w postawie prezesa NBP, który jeszcze niedawno rysował perspektywę obniżki stóp procentowych w II połowie br., a teraz akcentuje, że możliwe są nawet dalsze podwyżki stóp procentowych. Wszystko to wystarczy, aby oczekiwać znaczącego spadku inflacji w br. Z 18 proc. w lutym inflacja do końca br. zmaleje do około 10 proc. Pytanie jednak jest o to, co dalej. Dalszy spadek inflacji będzie już trudny, szczególnie w warunkach oczekiwanego w tym roku wzrostu deficytu sektora finansów publicznych, liczonego zgodnie z unijną metodologią, do około 5 proc. PKB.

Wspomniał pan o tym, że polityka fiskalna powinna osłabić popyt krajowy. To się już dzieje. Wydatki konsumpcyjne maleją od IV kwartału ub.r. Dlaczego mimo to przyspiesza inflacja bazowa, nieobejmująca cen energii i żywności? W marcu wyniosła 12,3 proc., najwięcej w tym stuleciu.

Na szczęście to przyspieszenie inflacji bazowej jest niewielkie. Jego przyczyn upatrywałbym w decyzjach rządu i RPP w ub.r. Reakcja inflacji na zmiany stóp procentowych następuje po dwóch do sześciu kwartałów. Od ostatniej podwyżki stóp minęły właśnie dwa kwartały. Można oczekiwać, że inflacja bazowa zacznie wkrótce maleć, ale to będzie proces powolny. Wolniejszy, niż byłby, gdyby zacieśnienie polityki pieniężnej było ostrzejsze. Spowolnienie popytu konsumpcyjnego już odgrywa istotną rolę w obniżaniu inflacji. Osłabia bowiem import, co przekłada się na poprawę salda wymiany handlowej. To z kolei umacnia złotego. Ale to nie są wystarczająco silne siły, aby sprowadzić inflację do celu NBP. Mogę sobie wyobrazić, że za dwa lata znajdzie się ona w okolicy 5–6 proc. Ale oczekiwanie, że wyniesie 2,5 proc., byłoby nieliczeniem się z faktami.

Według ostatnich prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego inflacja w Polsce dopiero w 2026 r. znajdzie się w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu NBP, czyli poniżej 3,5 proc. Do samego celu, tj. 2,5 proc., ma wrócić w 2027 r. Są jakieś podstawy, aby sądzić, że problem z nadmierną inflacją utrzyma się u nas tak długo?

Nie musiałby się utrzymywać tak długo, gdyby polityka fiskalna i pieniężna były bardziej restrykcyjne. W czasie pandemii Covid-19 polityka gospodarcza w Polsce była bardzo ekspansywna – bardziej niż średnio w krajach UE oraz w USA. Między innymi dlatego dzisiaj inflacja jest w Polsce dwa–trzy razy wyższa niż średnio w UE i w USA. I trudno oczekiwać, że to się w najbliższym czasie zmieni. Jesteśmy w roku wyborczym. Zarówno rząd, jak i Rada Polityki Pieniężnej będą się starały nie dopuścić do recesji i wzrostu stopy bezrobocia. To jest sytuacja zupełnie inna od tej z przełomu stuleci, gdy poprzednio inflacja była powyżej 10 proc.

Pozostało 82% artykułu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao S.A. z ofertą dla małych firm – nowe konta z premią i wysokim oprocentowaniem
Banki
Citibank opuszcza Rosję. Wielki exodus bankierów
Banki
Donald Tusk: Powodzianie kredytobiorcy otrzymają pomoc w spłacie kredytów
Banki
Duża awaria w polskim banku. Klienci mają kłopoty z płatnościami
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Banki
Prezes NBP Adam Glapiński donosi do prokuratury na Szymona Hołownię