Usunięcie profilu przywódcy największego światowego mocarstwa z platform umożliwiających mu komunikowanie się z wyborcami powinno stać się momentem przełomowym dla rozwoju serwisów społecznościowych. Po latach afer i rozmów o roli platform internetowych u progu nowej dekady stajemy wobec pilnego wyzwania, które może zadecydować o losie demokracji – nie tylko tej liberalnej. Jeśli w tej dekadzie nie uporządkujemy zasad wypowiedzi i rozprzestrzeniania treści w sieci, to możemy nie mieć już nigdy na to kolejnej szansy. Odpowiedzią nie jest jednak ani pozwolenie platformom na samoregulację, ani zakazanie moderacji, ani jej upaństwowienie, lecz system kontroli i równowagi.
Przez większość nowożytności – do końca XVIII wieku – cywilizacja europejska pod względem szybkości przesyłu informacji pozostawała w tyle. Nie znała metody szybszej niż podróż konno lub statkiem. Wyprzedzały nas wówczas używające tam-tamów ludy Afryki czy rdzenni mieszkańcy Ameryki z ich komunikacją dymną – opisywał w książce „The Information" James Gleick. Cywilizacja europejska miała jednak pewną przewagę skali rozprzestrzeniania informacji – druk. Powielenie tej samej treści w setkach egzemplarzy umożliwiało równoczesne rozesłanie jej do wielu miejsc na świecie, bez narażania się na różnice powstające w przekazie ustnym.
To właśnie tempo oraz skala rozprzestrzeniania się informacji są kluczowym elementem kolejnych rewolucji medialnych. Nieprzypadkowo drukowane masowo gazety nabrały na znaczeniu, kiedy wzrósł odsetek potrafiących czytać i pisać. Wkrótce pojawiło się zdolne do zdecydowanie szybszego przesyłu informacji radio oraz krocząca za nim – już w wieku XX – telewizja.
Na początku XXI wieku na scenę wszedł internet, który całkowicie zrewolucjonizował zarówno tempo, jak i skalę rozprzestrzeniania informacji. Żadna wydawana następnego dnia gazeta czy nawet wieczorny program informacyjny nie ma szans na bycie pierwszym w podaniu informacji. W internecie znajdziemy nie tylko ją, ale i zdjęcia, i filmy z miejsca zdarzenia oraz relacje naocznych świadków. Autorzy nie muszą być dziennikarzami. Tam, gdzie telewizja działała w minutach, internet działa w sekundach.
Wzrosła również skala tworzonej i rozprzestrzenianej informacji. Dość powiedzieć, że szacuje się, że aż 90 proc. wszystkich informacji stworzonych w historii ludzkiej cywilizacji powstało w ciągu ostatnich paru lat. Dziś można utonąć w miliardach informacyjnych bitów generowanych co sekundę przez 4,5 miliarda użytkowników internetu. Tradycyjne redakcje telewizyjne, radiowe czy prasowe musiały – ze względu na ograniczone zasoby – selekcjonować tematy.