A jak pandemia może wpłynąć na społeczeństwo? Tracimy pracę, dochody, boimy się utraty zdrowia i tego, że państwo nie może zapewnić nam opieki zdrowotnej. Wszystko się wali.
Nie wiem, w jakim stopniu będziemy chcieli doświadczenie epidemii wykrzyczeć, a w jakim jak najszybciej wyprzeć z pamięci. Po wygaśnięciu pierwszej fali zachorowań wszyscy poczuli się szczęśliwi, że na chwilę można uciec od tego problemu. To zresztą przypomina reakcję ludzi po II wojnie światowej – ci, którzy przeżyli te wszystkie okropności, rzucili się w wir normalnego życia, żeby odreagować. O wojnie zaczęli opowiadać parę lat później. Zobaczymy, jak społeczeństwo podejdzie do indywidualnych tragedii wywołanych pandemią, np. do bankructwa kogoś, kto tuż przed epidemią wziął kredyt na uruchomienie siłowni czy kawiarni. Takich ludzi będzie bardzo dużo i albo będziemy chcieli im pomóc, albo uznamy – zgodnie z liberalną modą – że tak to bywa, ale przecież przeżyli i mogą jeszcze stanąć na nogi. Na pewno dla młodszego pokolenia, które musi żyć w dziwnym świecie bez rówieśników, pandemia stanie się problemem rozwojowym.
Dlaczego? Od dawna narzekamy, że dzieci siedzą głównie przed komputerem i mają wirtualnych znajomych, a nie rzeczywistych.
Ale jednak chodziły do szkoły i tam przez kilka godzin dziennie te interakcje z rówieśnikami zachodziły. Kolejna sprawa to opieka zdrowotna. Jeżeli zgodzimy się, żeby pozostała na takim samym poziomie jak obecnie, to znaczy, że nie potrafimy wyciągać wniosków z własnych doświadczeń. Tu bardzo wiele należałoby zmienić, nawet kosztem tak cennych rzeczy jak np. polityka historyczna. To jest ironia. Ujawniły się też skutki polityki rządu polegającej na niewspółpracowaniu z kimkolwiek. Wydawało mi się oczywiste, że zaraz po dotarciu epidemii do Polski dojdzie do spotkania z opozycją i ustalenia, co robimy dalej.
Do tego tanga trzeba dwojga – rządzących i opozycji.
Zgadza się. Nie było tych partnerów. Wyciągnięto najgorsze narzędzia przy próbie przeprowadzenia wyborów prezydenckich 10 maja. Miałem też nadzieję, że rządzący pogodzą się z samorządami i powiedzą otwarcie: sami sobie nie poradzimy. Nic takiego się nie stało. Samorządy są dzisiaj pełne obaw, jak pandemia się na nich odbije, a przecież są częścią tej samej władzy co rząd.
Ale część z nich z pobudek politycznych starała się storpedować wybory prezydenckie. Można przejść nad tym do porządku dziennego?
Nie. Ale to jest właśnie efekt tego, że w marcu premier nie usiadł do rozmów z Borysem Budką i Włodzimierzem Czarzastym, by ustalić, jak przejść przez okres Covidu i kampanii prezydenckiej. Sprawy kampanii powinny zostać poddane twardym uzgodnieniom ponadpartyjnym. A że takie uzgodnienia były możliwe, pokazało zawiązanie koalicji ponad podziałami, gdy trzeba było uchwalić podwyżki dla posłów i zwiększyć dotacje dla partii politycznych. W tej sprawie cały pryncypializm runął.
Chce pan powiedzieć, że skoro z podwyżkami nie było problemu, to w sprawie Covidu i wyborów też można było się dogadać?
Oczywiście. Skoro w tak trywialnej sprawie można, to dlaczego w sprawach poważnych nie? Poza tym otwarte jest pytanie, dlaczego rządzący przespali letnie miesiące, zamiast przygotowywać się do pandemii. Widzę tylko jedną odpowiedź: bo skupili się na rekonstrukcji rządu, którą zarządził Jarosław Kaczyński, a jego bardziej boją się niż Covid-19. Z tego wyciągam wniosek, że państwo polskie mogłoby lepiej działać, gdyby trwale, ustrojowo osłabić czynnik partyjny.
Czy obecne wstrząsy społeczne można porównać do jakichś wydarzeń z ostatnich 30 lat?
Nie. Moim zdaniem można je porównywać jedynie do 1968 roku – nie tylko we Francji, ale w ogóle na Zachodzie.
Bunt młodego pokolenia przeciwko kapitalizmowi, staremu porządkowi, tradycjonalistycznemu społeczeństwu.
Tak. To jest rzucenie w twarz nie tylko politykom, ale i całemu starszemu pokoleniu kontrkulturowego protestu. Czuję, że tam jest dodatkowa emocja typu: nie chcemy już milczeć, udawać grzecznych dziewczynek, tak jak sobie nas wyobrażaliście. Życie to nie reklama twarożku. A druga rzecz: PiS zrobiło bardzo dużo, aby doprowadzić do absurdu złe cechy III RP, chociażby propagandę uprawianą przez TVP, która stała się wręcz groteskowa. Ludzie widzą oficjalne manewry władzy, która kłamie w żywe oczy. Zatem jesteśmy w momencie, w którym następuje bardzo gwałtowna delegitymizacja porządku. Jakąś perspektywę daje nam myślenie w kategorii konstytucji i nowego ładu, który będzie miał solidne podstawy, a nie kruche, łatwe do obalenia w ciągu jednej nocy.
Rafał Matyja jest autorem hasła budowy IV Rzeczypospolitej. W latach 80. działał w podziemiu, w Ruchu Młodej Polski. Potem należał do kilku partii konserwatywnych. Pisał przemówienia premier Hannie Suchockiej, w rządzie Jerzego Buzka współreformował administrację. Doradzał Wiesławowi Walendziakowi, gdy kierował TVP, a Kazimierzowi Michałowi Ujazdowskiemu, gdy był wicemarszałkiem Sejmu. Wydaje kwartalnik „Praktyka Polityczna", wykłada w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania z siedzibą w Rzeszowie