Gdyby jakiś scenarzysta szukał pomysłu na serial akcji lub thriller, to uważna lektura włoskich, amerykańskich i polskich informacji o Kościele katolickim – i to tylko z ostatnich kilku tygodni – zapewniłaby materiał na trzymające w napięciu kilka sezonów. Jeszcze nie przebrzmiały echa skandalu związanego z kardynałem Angelem Becciu, który nie tylko finansował z budżetu watykańskiego swoją „damę", ale też opłacał fałszywe zeznania przeciwko kard. George'owi Pellowi, a już okazało się, że jego następca w sekretariacie stanu, arcybiskup Edgar Pena, też ma niepokojącą przeszłość. Nie jest wykluczone, że on także pożegna się ze swoim stanowiskiem.
Niemal w tym samym czasie papież odebrał sekretariatowi stanu możliwość zarządzania pieniędzmi, a także zapowiedział publikację raportu w sprawie byłego już kardynała i księdza Theodore'a McCarricka. Może on pogrążyć wiele kościelnych karier i położyć się cieniem na życiorysach wielu zasłużonych postaci katolickiego świata. Jeśli komuś tego mało, to można do tego dodać niedawne skazanie indyjskiego biskupa za wielokrotne gwałty na zakonnicy. Nie wydarzyło się to co prawda w Stolicy Apostolskiej, ale uświadamia, że Watykan może niedługo mierzyć się także z problemem wykorzystania seksualnego sióstr zakonnych, bezbronnych dorosłych i dzieci w krajach, które dotąd uchodziły za wolne od tego problemu.
Listę problemów i skandali, z jakimi zmagają się teraz Watykan i Kościół na świecie, można ciągnąć jeszcze długo, ale przejdźmy na moment do Polski. I tak okazuje się, że biskup Edward Janiak, który miał kryć przestępców seksualnych, sam oskarżony był w liście księży do nuncjatury o to, że zachowywał się niewłaściwie wobec kleryków, gdy jeszcze był biskupem pomocniczym we Wrocławiu. List jednak, jak to bywało za czasów nuncjatury arcybiskupa Józefa Kowalczyka, nie dotarł do adresata. Przepadł. Potem odwołany zostaje biskup kaliski, a jednocześnie rozwiązane zostaje seminarium tej diecezji. Dlaczego? Oficjalnie nic nie wiadomo, a nawet można odnieść wrażenie, że powodu nie było, bo – jak wyjaśnia później nuncjusz – nikt nie ma zarzutów ani do kleryków, ani do wykładowców. Jest to jednak decyzja bez precedensu – albo zatem jakiś powód był, albo w samym Watykanie nikt już niczego nie kontroluje.
A potem jest już z górki. Najpierw wywiadu TVN24 udziela kard. Stanisław Dziwisz, który przypomina, że o żadnej z głośnych spraw dotyczących Kościoła, o jego własnej diecezji nie wspominając, nie słyszał, że niczego nie czytał, a listów nie otrzymywał. Chwilę później wszczęte zostaje dochodzenie kanoniczne w sprawie arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia, a na koniec kardynał Henryk Gulbinowicz zostaje – po dochodzeniu Stolicy Apostolskiej – pozbawiony prawa do insygniów biskupich, a także pochówku i pogrzebu w katedrze. Później kardynał Dziwisz uznaje za szkodzącego Polsce dziennikarza, który robi materiał o jego wieloletnich zaniedbaniach. A następnego dnia po emisji filmu „Don Stanislao" Watykan publikuje raport, z którego wynika, że jednym z odpowiedzialnych za zlekceważenie oskarżeń wobec biskupa McCarricka był... ks. Dziwisz. Jak na dosłownie kilka miesięcy to naprawdę dużo, a nic nie wskazuje na to, by na tym miało się skończyć. Raport w sprawie McCarricka może jeszcze bardziej uderzyć w polskich hierarchów.
Struktury Sodomy
Aby dobrze zrozumieć, co takiego się dzieje, trzeba zobaczyć, co właśnie rozpada się na naszych oczach. Nie jest to – a piszę to jako wierzący, zaangażowany katolik – Kościół w jego wymiarze religijnym, bo ten oparty jest na Chrystusie, i „bramy piekielne nie przemogą go". Mamy tu do czynienia ze „strukturami grzechu", które omotały jego ludzką stronę, wymiar instytucjonalny.