Konstytucja może bowiem w istotnym stopniu przyczynić się do uwolnienia gospodarki w Polsce. By tak się stało, szczytne zapowiedzi muszą szybko zmienić się w fakty. Prawo o działalności przedsiębiorstw musi stać się absolutnym priorytetem w działaniach gabinetu Beaty Szydło i partii rządzącej.
Dlaczego dla Morawieckiego może to być tak ciężka batalia? Po pierwsze dlatego, że w obozie PiS jest kilka frakcji, a nie wszystkie życzą sukcesów wicepremierowi, ministrowi rozwoju i ministrowi finansów w jednej osobie. Wielu wpływowych polityków partii rządzącej jest znacznie bardziej zainteresowanych tropieniem realnych i urojonych zbrodni Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska, przeprowadzaniem rewolucji kulturalnej, wymianą elit oraz operacją „Smoleńsk” niż wzrostem gospodarczym.
Być może Morawiecki będzie musiał się też zmierzyć z samym Jarosławem Kaczyńskim, który gospodarki nie rozumie, a biznesmenów – szczególnie tych większych – uważa za współpracowników służb specjalnych PRL (wprost mówił o tym w jednym z wywiadów w „Rzeczpospolitej”) lub członków grup interesów związanych z poprzednią władzą.
Najbliższe miesiące pokażą, czy działania na rzecz gospodarki dostaną zielone światło i konstytucja biznesu odbiurokratyzuje prowadzenie biznesu w Polsce, czy też skończy się na pięknych zapowiedziach, a wygra pragmatyka – gaszenie pożarów, podsycanie społecznych konfliktów czy organizowanie kolejnych igrzysk.
Bo na krótką metę działania Morawieckiego nie muszą przynieść korzyści PiS. Po ostatnim chaosie związanym z reformą podatkową wielu przedsiębiorców patrzy na tę partię podejrzliwie. W dodatku wojną o Trybunał Konstytucyjny, nadwerężaniem wizerunku Polski w świecie czy wszczynaniem kolejnych smoleńskich wojen PiS mógł zrazić do siebie część umiarkowanego elektoratu – zwracają na to uwagę nawet dość przychylni Jarosławowi Kaczyńskiemu komentatorzy.