– Gdyby pojawił się punktualnie, zrujnowałby sobie reputację – komentuje Jerzy Illg, redaktor naczelny wydawnictwa „Znak”, autor niedawno opublikowanej rozmowy–rzeki z Radwanem „Zagram ci to kiedyś”.
Andrzej Domalik, reżyser, jest bardziej wyrozumiały opowiadając, że legendarna niepunktualność, niebywanie oraz znikanie Stanisława Radwana nigdy nie jest przez niego zawinione. Przypomina, że istotnie spóźnił się kiedyś godzinę na próbę w teatrze, ale miał istotny powód – winda, która wwoziła na odpowiedni poziom, przeznaczona była do transportu sześciu osób, a że Radwan był sam – czekał na pozostałych pięć…
W Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie był w klasie Krzysztofa Pendereckiego jedynym studentem. W budynku uczelni spotykali się jedynie przy okazji egzaminów, na co dzień nauka odbywała się w kawiarniach albo w domu.
– Nie miał żadnej metody, choć jest wielkim pedagogiem – opowiada o Krzysztofie Pendereckim Radwan. – Dostosowywał swoje nauczanie do braków studenta.
Bohater programu wspomina też, jak ważną postacią naszej kultury, o nieprzemijającym znaczeniu jest Stanisław Wyspiański, a także jak to się stało, że mieszkał przez pewien czas na Wawelu. Opowiada też o maju 1968 roku, który spędził w Paryżu. Nie chciał zostać we Francji, bo jak mówi – w Polsce był wtedy o wiele świetniejszy okres niż w Paryżu – życie kulturalne buzowało odkrywczymi wydarzeniami, twórcy przeżywali czas rozkwitu. Ale i paryskie życie miało swoje zalety.