Czy uważa Pan, że osoba, której związki z polityką przed objęciem urzędu były ścisłe nigdy nie powinna zostać sędzią?
Oczywiście sytuacja, w której kandydat na sędziego nie miał żadnych związków z polityką jest najbardziej klarowna. Jednak w praktyce sędziowie często byli wiceministrami i ministrami. Wystarczy wskazać na Adama Strzembosza, który bezpośrednio po zakończeniu pełnienia funkcji wiceministra sprawiedliwości został wybrany na I prezesa SN, a później kandydował na urząd prezydenta i wrócił następnie do SN. Wielu wiceministrów orzekało i orzeka w NSA. Cała Polska widziała film ze spotkania prezesów SN z politykami PO w lipcu 2017 r. Dlatego uważam, że twierdzenie, jakoby to dopiero po 2018 r. polityka wkroczyła do SN, jest nieprawdziwe.
Jest pan wymieniany jako jedna z tych osób w SN, która była blisko związana władzą. Czy sądzi pan, że przyniósł pan politykę do SN?
Rzeczywiście przez prawie 9 miesięcy pełniłem funkcję podsekretarza stanu w MSZ. Jednak już po 5 miesiącach zapowiedziano mi dymisję uznając, że zbyt samodzielnie pełniłem swoją funkcję. Zarówno do rządu jak i do sądu trafiłem jako akademik nigdy nie byłem członkiem żadnej partii. Trudno moim zdaniem twierdzić, że przyniosłem ze sobą politykę do sądu.
A pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska? Nie ukrywa, że jej relacja z prezydentem jest bliska.