Pokaz jest częścią programu sztuk wizualnych Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016, bo San Sebastian i Wrocław to miasta partnerskie, które dzielą w tym roku tytuł ESK.
Zbiór portretów wybitnego fotografa obejmuje czterdzieści cztery osobistości ze świata sztuki, muzyki, teatru, filmu, literatury i polityki. Wśród nich są znajdują Magdalena Abakanowicz, Roman Cieślewicz, Józef Czapski, Tadeusz Kantor, Ryszard Kapuściński, Krzysztof Kieślowski, Jerzy Kosiński, Witold Lutosławski, Jerzy Maksymiuk, Czesław Miłosz, Roman Polański, Leopold Tyrmand, Andrzej Wajda, Zbigniew Zapasiewicz, Jan Paweł II.
To portfolio autor realizował, głównie w latach 70. i 80. Ukazało się w formie opublikowanej limitowanej kolekcjonerskiej teki fotografii artystycznej (pierwszej w powojennych dziejach w Polsce) dzięki inicjatywie Muzeum Historii Fotografii w Krakowie, pod patronatem Biblioteki Narodowej. Teka nawiązuje ona do znakomitych wzorców - dziewiętnastowiecznych albumów fotograficznych Karola Beyera czy też do międzywojennych autorskich tek Jana Bułhaka. Jej poziom artystyczny i techniczny spełnia zarazem wymogi współczesnych instytucji muzealnych na świecie, jak paryski Luwr, czyi nowojorskie MoMA.
Czarno-białe portrety Krzysztofa Gierałtowskiego, zawarte w tece, mają jego charakterystyczny, rozpoznawalny styl. Fotograf poszukują psychologicznej głębi, ale nie stroni też od ironii, krytycznej oceny, czy subiektywnego komentarza. Zdjęcia oddają zarówno ukryte cechy osobowości modela, jak i charakter wzajemnych relacji lub klimat spotkania. Nie zawsze koncentrują się na twarzy. Czasem na zasadzie pars pro toto na jej fragmencie, np. na przecieranych palcami oczach zmęczonego Kieślowskiego. Albo na całkowicie innym elemencie, jak w portrecie Józefa Czapskiego, na którym twarzy malarza nie widzimy wcale, a jedynie jego arystokratyczne ręce.
Kiedy indziej pojawia się znów jakiś symboliczny rekwizyt, jak choćby papierowa korona na głowie Tadeusza Brzozowskiego. W trakcie sesji Gierałtowski powiedział mu spontanicznie „Jest pan księciem polskich malarzy”, a artysta „koronował się” natychmiast wyciętym z kartonu rekwizytem.