Do sądu tego dnia przyszedłem wcześniej i usiadłem pod salą rozpraw, oczekując wywołania sprawy o odszkodowanie i zadośćuczynienie za niewątpliwie niesłuszne zatrzymanie. Pierwszy przybył mój klient, z którym przywitałem się i zacząłem rozmawiać. Następnie zjawił się prokurator. Ukłoniłem się i spytałem, czy będzie dziś uczestniczył w tej samej co ja rozprawie. Odparł, że tak. Zapytałem go zatem, czy jesteśmy dziś po tej samej czy po przeciwnej stronie. Odpowiedział oschle, że jeśli jestem pełnomocnikiem wnioskodawcy, to po przeciwnej. Ja na to, próbując rozładować atmosferę, z uśmiechem odpowiedziałem, że myślałem, iż jest po stronie właściwej.
Miałem ku takiemu myśleniu podstawy. Sąd, który rozstrzygał zażalenie na zatrzymanie mojego klienta, stwierdził, że było ono bezzasadne. W gruncie rzeczy w postępowaniu o odszkodowanie i zadośćuczynienie pozostawało tylko ustalić, jaka kwota mojemu klientowi wobec tego się w ramach odszkodowania i zadośćuczynienia od Skarbu Państwa należy, a nie, czy się należy. Oczywiście sąd może dokonać odmiennej oceny; na tym polega proces. Tak czy inaczej, prokurator, który w postępowaniu tego rodzaju działa jako rzecznik interesu publicznego, nie może stawiać się kategorycznie po stronie przeciwnej względem wnioskodawcy.
Czytaj więcej
W obliczu sporów o upolitycznianie prokuratury niknie dyskusja o merytorycznej jakości pracy śledczych i wymaganiach, jakie powinni spełniać.
Wtedy prokurator podniesionym tonem zwrócił się do mnie:
– A pan przy kliencie ze mną rozmawia, żeby później więcej pieniędzy od niego wziąć?!