Ostatnie kilkanaście dni to nie był najlepszy czas dla prokuratury. Najpierw Sąd Apelacyjny w Krakowie uniewinnił Roberta J. od zarzutu brutalnego zabójstwa i oskórowania studentki Katarzyny Z. To bardzo głośna tzw. „sprawa Skóry”. Kilka dni później Prokuratura Regionalna w Gdańsku poinformowała o umorzeniu śledztwa w sprawie śmierci Jolanty Brzeskiej, liderki Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, która stała się symbolem walki z czyścicielami kamienic.
Pozornie efektów prac prokuratury w tych dwóch sprawach nie powinno się łączyć, co więcej, powodowałoby to sprzeczność.
W końcu w sprawie studentki prokuratura skierowała akt oskarżenia. W pierwszej instancji skazano oskarżonego na dożywocie, ale w drugiej uniewinniono go, bo zdaniem sądu nie udowodniono mu winy i nie można w sposób pewny przyjąć, że dokonał zabójstwa.
Czytaj więcej
W sądzie jako obrońca i pełnomocnik w sprawach karnych bywam często. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się nic tak osobliwego jak to, o czym chcę opowiedzieć.
W sprawie Jolanty Brzeskiej największy zarzut do prokuratury polega zaś na tym, że – pomimo bardzo szerokich działań (m.in. przesłuchania ponad trzystu świadków), okoliczności sugerujących morderstwo (śmierć przez podpalenie) i ważkiej roli społecznej, sprawiedliwościowej tego postępowania – nie udało się sformułować aktu oskarżenia.