Marcin Chałupka: Sąd biegłego

Dopuszczanie dowodu z opinii biegłego psychologa w sprawach rodzinnych bez ustalenia lub poza granicami stanu faktycznego, z tezą pozornie wskazującą na wiadomości specjalne, a faktycznie dotykającą przedmiotu rozstrzygnięcia, to tworzenie przestrzeni do manipulacji.

Publikacja: 30.10.2024 05:10

Marcin Chałupka: Sąd biegłego

Foto: Adobe Stock

Co robi sąd? Ocenia dowody, ustala fakty, wyciąga z nich wnioski. Jaki ma problem z ustaleniem faktów? Czasem ilościowy. W sprawach rodzinnych i opiekuńczych sąd może być zalany zdarzeniami, wątkami i okolicznościami. Dlaczego? Bo strony opisują lub wręcz kreują zdarzenia, licząc, że będą one miały znaczenie w sprawie, a sąd nie rozstrzygnie sprawy szybko i wnikliwie. Na przykład dlatego, że ma opinię niechętnego domniemanej opiece równoważnej nad dziećmi, jeśli każde z rodziców niezależnie od zgody drugiego taką potrzebę zgłasza. To zaś zachęca do wchodzenia w konflikt, zmusza do startu w swoistym „konkursie na pierwszoplanowego” opiekuna. A „komisję konkursową” często stanowią biegli sądowi – psycholodzy i pedagodzy.

Pytania do eksperta

Artykuł 278 § 1 kodeksu postępowania cywilnego stanowi, że w wypadkach wymagających wiadomości specjalnych sąd po wysłuchaniu wniosków stron co do liczby biegłych i ich wyboru może wezwać jednego lub kilku biegłych w celu zasięgnięcia ich opinii. W sprawach o kontakty czy o władzę rodzicielską do sądu trafiają wnioski, by taką władzę ograniczyć drugiemu rodzicowi, wydzielić mu tzw. kontakty. Okoliczności, jakie strona wnosząca podnosi za takim ograniczeniem, sąd mógłby ocenić samodzielnie, przy uwzględnieniu doświadczenia życiowego oraz wieloletniej często praktyki.

Czytaj więcej

Psychologowie z własnym samorządem i karami. Resort proponuje zmiany

W praktyce w razie braku konkretnych zdarzeń wskazujących na krzywdzenie dziecka przez rodzica trudno byłoby uzasadnić wyłączenie jednego z rodziców z codziennego życia dziecka. Gdy jednak postawimy pytanie biegłemu: jaka jest więź rodziców z dzieckiem, jakie mają kompetencje wychowawcze, tworzy się przestrzeń, że któryś opiekun „przegra”, bo będzie miał mniejsze kompetencje albo jego więź emocjonalna okaże się słabsza.

Bywa, że sąd dopuszcza dowód z opinii biegłego na okoliczności sformułowane w taki sposób, że de facto biegły ma ocenić już nie tylko kompetencje czy więź, ale wręcz zaproponować sposób, formę, częstotliwość kontaktów, albo „orzec”, czy dany rodzic daje rękojmię należytego wykonywania władzy rodzicielskiej. Tym samym sąd pośrednio pyta, który z rodziców „nadaje się” na tego „pierwszoplanowego”, a który ma zostać tym od kontaktów (i w konsekwencji zazwyczaj od alimentów).

Można sobie wyobrazić inne pytania stawiane na gruncie ustalonego już przez sąd stanu faktycznego, np. czy konkretne zachowania czy twierdzenia jednego z rodziców (w świetle wiedzy pedagogicznej czy psychologicznej) mogą wywoływać niechęć, niszczyć więź, czy wzmacniają zaufanie dziecka do rodzica. Tak postawione pytanie nie otwiera biegłemu przestrzeni do badania osobowości rodziców, kompetencji wychowawczych czy rodzaju więzi, by potem sugerować sądowi, kto powinien, a kto nie być rodzicem „pierwszoplanowym”. Czy jednak podobne pytania, oparte o ustalone już fakty wymagałyby tak często zasięgania wiadomości specjalnych?

„Wróżenie” z akt sprawy

Biegły, wypełniając zlecenie sądu, stosuje tzw. narzędzia diagnostyczne, w których zasadnicze znaczenie mają jego własne oceny i interpretacje (wywiad, obserwacja, rozmowa kierowana), lub oparte na odniesieniach statystycznych testy (projekcyjne pomijam). Biegły nie powinien stwierdzać kategorycznie, bo jak wskazał prof. Tomasz Grzyb, „psychologia nie jest nauką ścisłą (…) jest nauką probabilistyczną. My określamy pewne zachowania z pewnym prawdopodobieństwem, ale nigdy nie mamy pewności. (…) te wszystkie badania, o których ja za chwilę będę opowiadał, mówią o pewnych prawidłowościach. Ale niedobrze jest odnosić te prawidłowości konkretnie do własnego życia” (podkast „Nieodwzajemniona miłość”).

Zazwyczaj sąd przekazuje biegłemu akta. Można by zrozumieć przekazanie orzeczenia, w którego uzasadnieniu ustalony jest już przez sąd stan faktyczny, ale można zapytać, po co biegłemu lektura pism i twierdzeń stron o tym stanie faktycznym, skoro nie może i nie powinien on takich okoliczności rozstrzygać czy ich weryfikować. Przecież po ich lekturze wyrabia sobie swoje zdanie o sprawie i stronach, które może podświadomie rzutować na jego oceny. W uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Łodzi z 3 grudnia 2018 r. (sygn. akt III Ca 1155/17) wskazano, że „dlatego dowód z opinii biegłego nie służy ustaleniu stanu faktycznego, lecz naświetleniu i umożliwieniu sądowi wyjaśnienia okoliczności przy wykorzystaniu wiadomości specjalnych, którymi dysponuje biegły. To oznacza, że okoliczności faktyczne powinny być ustalone w oparciu o dowody innego rodzaju, a opinia biegłego nie może zastępować innych dowodów w sprawie. Jednocześnie dowód z opinii biegłego nie ma większej mocy dowodowej niż dowody innego rodzaju i podlega ocenie sądu na ogólnych zasadach”.

Z kolei w uzasadnieniu orzeczenia SN z 19 września 2018 r. (sygn. akt I CSK 578/17) czytamy: „Dowód z opinii biegłego sądowego ma charakter szczególny, gdyż zasadniczo nie służy ustalaniu okoliczności faktycznych, lecz ich ocenie przez pryzmat wiadomości specjalnych. Do dokonywania wszelkich ustaleń w procesie powołany jest sąd, a nie biegły”.

Wpływ twierdzeń przeciwnika

Zasadnicze znaczenie etapu integracji i interpretacji danych, w tym wyników zastosowania tzw. narzędzi diagnostycznych, sprawia, że nawet wyniki testów opartych na odniesieniach statystycznych mogą podlegać (w toku owej „integracji”) korekcie. Biegłemu (mimo zaleceń środowiskowych w tym względzie) może być trudno odróżnić to od kierowania się swoim pierwszym wrażeniem, utrwalonym przekonaniem, a nawet uprzedzeniem.

W „Standardach opiniowania psychologicznego w sprawach rodzinnych i opiekuńczych” A. Czerederecka wskazuje: „Podstawę weryfikacji stanowi porównanie wszystkich uzyskanych wyników osoby badanej z pochodzącymi z akt sprawy oraz – z badania innych osób – informacjami na temat występowania w jej historii życia określonych mechanizmów zachowania”. Choć nie wskazano tu, czy skutkiem takiej weryfikacji może być pominięcie danych niepasujących do wyników testu, to jasno wskazano, że biegły ma uzyskane wyniki porównywać z informacjami z akt sprawy j i rozmowy w toku badania z drugą stroną postępowania.

W toku procesu sądowego strony mają oczywiście możliwość kontrowania twierdzeń drugiej strony. W toku badania dla opiniowania psychologicznego strony mogą przedstawiać swe narracje i dokumenty bezpośrednio biegłemu, bez rejestracji, faktycznie w tajemnicy przed drugą stroną. Biegły może takim narracjom czy tendencyjnie dla strony przygotowanym dokumentom choćby podświadomie ulegać, czynić je de facto bazą swoich „zintegrowanych” ustaleń i wniosków końcowych, które potem staną się fundamentem rozstrzygnięcia sądu.

Uprzedzenia osobiste

Agnieszka Szydełko w „Roli opinii psychologicznych w polskim systemie prawnym” (Palestra 6/2021) wskazała, że „każdy biegły, w tym psycholog, musi uzbroić się także w pewną dozę samokrytycyzmu, dystansu do siebie i swoich umiejętności oraz obiektywizmu. Z racji specyfiki tego zawodu – mimo istnienia standaryzowanych metod diagnostycznych – jest on szczególnie narażony na wpływ własnych przekonań osoby badającej na interpretację pozyskanego w wyniku badania (w tym analizy akt postępowania) materiału i sformułowanych wniosków. (…) Dodatkowo należy zwrócić uwagę na powszechnie panujące obecnie zjawisko przenoszenia odpowiedzialności z sądów przy zlecaniu sporządzania opinii na biegłych psychologów. Owo przekonanie o profesjonalizmie i wręcz nieomylności biegłych, zwłaszcza tych wpisanych na listę biegłych sądowych sądów okręgowych, powoduje niekiedy bezkrytyczność w podejściu do treści składanych przez nich opinii”.

Z kolei Izabela Strózik w „Podstawowych zasadach sporządzania przez biegłych opinii w sprawach rodzinnych” stwierdza: „Najkorzystniej jest, jeśli te wyniki (badania biegłego – dop. red.) są wymierne, a ich interpretacje sprawdzalne (weryfikowalne) – możliwe do potwierdzenia w ponownym badaniu i w odniesieniu do konkretnych sytuacji osoby badanej”. A jeśli uprzedzenie psychologa do badanego może mieć wpływ na wynik badania, to znaczyłoby, że badanie nie jest (z zasady) zobiektywizowane i niezależne od badającego, a więc to nie same narzędzia diagnostyczne „dają wyniki” wpływające na opinię, ale to sam biegły jest „narzędziem” – źródłem jej wniosków końcowych.

Dane źródłowe

We wspomnianych „Standardach opiniowania psychologicznego w sprawach rodzinnych i opiekuńczych” znalazło się zalecenie „6.3. Nieujawnianie wyników surowych i przeliczonych Wyniki surowe i przeliczone poszczególnych narzędzi nie mogą być zamieszczane w opinii (St. dgn. 5.2.), gdyż łamie to standardy etyczne psychologa i może prowadzić do błędnych interpretacji dokonywanych przez osoby do tego nieprzygotowane zawodowo (strony w procesie, przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości), co dla badanego może się okazać szkodliwe. Może też naruszać prawa autorskie wydawców poszczególnych narzędzi badawczych lub uniemożliwiać ponowne badanie”.

Trudno zrozumieć, dlaczego badany ma nie mieć dostępu do danych dotyczących jego osoby czy dziecka, do których jest uprawniony. Czy gdyby biegły konstruktor od zdarzeń drogowo-wypadkowych odmówił podania wartości liczbowych, jakie uzyskał z pomiarów w naturze albo z ich przeliczenia wedle matematycznych reguł, twierdząc, że ktoś nieprzygotowany zawodowo mógłby je źle zinterpretować, a to by zaszkodziło sprawie rozstrzyganej przez sąd, albo naruszałoby prawo autorskie autorów tych reguł wnioskowania – to czy uznalibyśmy to za poważne? Przecież w zakresie badań lekarskich, w tym psychiatrycznych, badany nie tylko ma dostęp do swoich danych, ale może, a czasem powinien wręcz, poddać je weryfikacji innego lekarza.

Ponad sądem?

Z kolei dr hab. Zbigniew Spendel w „Wybranych etycznych i metodologicznych aspektach opiniodawstwa sądowego jako praktyki ekspertalnej psychologa” wskazuje, że przy porównaniu EPSC, czyli ekspertyzy psychologicznej w sprawach cywilnych (i wszelkich innych ekspertyz psychologicznych sporządzanych na potrzeby organu procesowego, w tym w sprawach karnych) z innego rodzaju ekspertyzami, jakie mogą być sporządzane na potrzeby sądu, np. medycznymi czy technicznymi „można zauważyć, iż — niestety(!) — w przypadku opinii psychologicznych mamy do czynienia ze znacznie niższą ich rzetelnością i trafnością. (…). A przecież w sprawach rodzinno‑opiekuńczych psycholog ocenia (wartościuje) rodziców dziecka „po to, by jednemu z nich powierzyć władzę rodzicielską nad nim, a drugiego pozbawić tej władzy lub ją ograniczyć” . Wówczas gdy sąd powierza psychologowi wręcz niezwykłą władzę decydowania, czy choćby współdecydowania, o ludzkich losach, a więc o tym, czy rodzic ma sprawować władzę rodzicielską, „szczególnie wyrazisty staje się interpretacyjno‑oceniający wymiar EPSC, który przy tym wymyka się jednoznacznym kryteriom oceny jego prawomocności”.

Testy być może są dziś trafniejsze, ale czy jeśli biegły ds. wypadków może podstawić dane do matematycznie weryfikowalnych równań i rozpisać swą ścieżkę logicznego wywodu, to czy biegły psycholog może dojść do wniosków, do których pięciu innych w tych samych warunkach wyjściowych danych by nie doszło, bo inaczej zinterpretowali wyniki lub z innym skutkiem dokonali ich integracji? Jeśli tak, to taki biegły dokonuje własnego osądu, czym zastępuje sąd.

Nie podważam uczciwości biegłych, nie neguję dorobku psychologii tam gdzie jest on naukowy. Zwracam jedynie uwagę, że samo funkcjonowanie opisanych mechanizmów i istnienie przytoczonych wątpliwości powinno skłaniać do daleko idącej uważności.

Autor jest radcą prawnym, prowadzi zajęcia z prawa rodzinnego w Akademii Zamojskiej

Co robi sąd? Ocenia dowody, ustala fakty, wyciąga z nich wnioski. Jaki ma problem z ustaleniem faktów? Czasem ilościowy. W sprawach rodzinnych i opiekuńczych sąd może być zalany zdarzeniami, wątkami i okolicznościami. Dlaczego? Bo strony opisują lub wręcz kreują zdarzenia, licząc, że będą one miały znaczenie w sprawie, a sąd nie rozstrzygnie sprawy szybko i wnikliwie. Na przykład dlatego, że ma opinię niechętnego domniemanej opiece równoważnej nad dziećmi, jeśli każde z rodziców niezależnie od zgody drugiego taką potrzebę zgłasza. To zaś zachęca do wchodzenia w konflikt, zmusza do startu w swoistym „konkursie na pierwszoplanowego” opiekuna. A „komisję konkursową” często stanowią biegli sądowi – psycholodzy i pedagodzy.

Pozostało 93% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?