Azjatki pracowały niemalże jak niewolnice w domu pary pracodawców w Göteborgu. Jedna z nich przybyła do Szwecji, by wesprzeć finansowo swoją rodzinę na Filipinach i zaczęła pracować w styczniu 2020 r. Okazało się jednak, że warunki zatrudnienia były zupełnie inne, niż jej obiecano. Według umowy miała otrzymać etat bufetowej w jednej z restauracji 52-letniego pracodawcy. (Mężczyzna jest też właścicielem firm w branży nieruchomości i hotelowej).
Zamiast jednak w restauracji Filipinka pracowała jako au pair i zajmowała się gospodarstwem domowym rodziny przez wszystkie dni bez przerwy. Na początku wynagrodzenie wynosiło 4500 koron (1751 zł) brutto miesięcznie, a później 6500 koron (2529 zł), choć w kontrakcie przekazanym władzom widniały wyższe sumy. Kobieta nie miała nawet własnego pokoju, tylko spała z dziećmi pary w sypialni, w której zamontowano kamerę.
Czytaj więcej
Trzeba uważać, co można, a czego nie można wrzucać do internetu, kiedy ktoś ma fatalny dzień i zostaje to sfilmowane.
Drugą Filipinkę para zwabiła do Szwecji, również kreśląc inne warunki zatrudnienia, niż się okazało. Zamieszkała w tym samym domu co rodzina, dzieląc monitorowaną sypialnię z dziećmi pary i rodaczką. Kobieta wytrzymała jednak u rodziny jedynie 11 dni, miała trudności z oddychaniem i nie była w stanie wykonywać swoich obowiązków. Wówczas udała się na posterunek policji i w sprawie wszczęto dochodzenie. Na przesłuchaniu obie kobiety opowiadały, że oczekiwano od nich pracy 24 godziny na dobę od poniedziałku do niedzieli, zgodnie z kontraktem przewidzianym na trzy lata. Przez pierwsze dwa lata ( a nawet dłużej ) nie przyznano im prawa do urlopu i nie zaakceptowano podróży do rodziny na Filipiny. Pracodawczyni skonfiskowała też paszport jednej z imigrantek. Wykorzystywane kobiety nie mogły też zerwać kontraktu o pracę, bo grożono im zgłoszeniem tego na policję, i że będą musiały zapłacić odszkodowanie w wysokości 20 tys. koron. Jedna z Filipinek, pracująca u rodziny ponad dwa lata, była na tyle zastraszona, że bała się iść na policję. Myślała bowiem, że przyjdą tam po nią pracodawcy. Ostrzegali ją wszak, że są wpływowi.
Zgodnie z kodeksem karnym, za wyzyskiwanie ludzi skazuje się sprawcę, który „poprzez nielegalne przymuszanie, zwodzenie lub wykorzystanie pozycji zależności, braku ochrony lub trudnej sytuacji eksploatuje osobę w przymusowej pracy, pracy na ewidentnie nieracjonalnych warunkach lub poprzez żebraninę”. Najsurowsza sankcja to cztery lata więzienia.