Konfederację czeka w następnej kadencji przełom. Czy się to komuś podoba czy nie, wejdzie do dużej, poważnej polityki – nawet jeżeli pozostanie w opozycji. Pytanie, czy sama jest na to gotowa i czy gotowi są na to jej zwolennicy?
Łatwo jest być antysystemowym ugrupowaniem, jeśli nie ma się na nic realnego wpływu. Niewiele było w mijającej kadencji głosowań, w których głosy Konfederacji o czymś faktycznie zdecydowały. W nowej kadencji już tak nie będzie. Jeśli partia Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka będzie mieć trzeci klub w Sejmie, jej głosy mogą być w wielu sytuacjach kluczowe. Co najmniej wtedy, gdy trzeba będzie odnieść się do decyzji Senatu czy – tym bardziej – weta prezydenta. A to oznacza konieczność podejmowania decyzji w sprawie regulacji wpływających na życie wszystkich.
Konfederacja jako jedyna przedstawiła kompleksowy program wyborczy. Krytyczne wobec niej media prześcigają się we wskazywaniu, że wiele jego punktów jest ich zdaniem nierealnych. To w dużej mierze kwestia podejścia i indywidualnej oceny, ale jeśli program krytykują TVN 24, TVP czy „Gazeta Wyborcza”, to wyborców od Konfederacji to raczej nie odstraszy. Najwyżej uwiarygodni ją jako formację spoza układu – skoro to układ ją atakuje. Takie działania są z punktu widzenia atakujących kompletnie kontrproduktywne.
Czytaj więcej
Program Mentzena jest zaprzeczeniem funkcjonowania współczesnego świata.
Wiele propozycji, jakie Konfederacja w programie zawarła, jest zbudowanych jak punkty programu partii, która może liczyć na samodzielną większość. Trzecia siła raczej ich nie wprowadzi, choć może mieć sposobność realizacji części z nich, a i to nie w całości. Do jakich zatem kompromisów Konfederacja byłaby zdolna i na jakie jest gotowa – tego nie wiemy. To tworzy dla tej partii dylemat: można albo odrzucać wszystkie możliwości częściowej realizacji swoich planów, ale wtedy traci się wpływ na rzeczywistość, a wyborcy mogą się poczuć rozczarowani, że mimo znacznego wzrostu reprezentacji w Sejmie ich partia nadal nic nie może. Albo można zgodzić się na kompromisowe rozwiązania, ryzykując również rozczarowanie wyborców z powodu dogadywania się z „układem”.