Fenomen polityczny Konfederacji musi spędzać sen z powiek obu największym partiom politycznym w Polsce. Po zwasalizowaniu Suwerennej Polski, dzięki obietnicy znalezienia się Zbigniewa Ziobry i jego ludzi na listach wyborczych, to konfederaci stali się głównym zagrożeniem dla partii rządzącej, oskrzydlając prawą flankę obozu władzy. Z drugiej strony liderzy trzeciej siły politycznej w Polsce oferują zmęczonym wyborcom PO coś więcej niż tylko bycie anty-PiS.
Dopóki nie zaczniemy Konfederacji traktować poważnie, na czele z Nowogrodzką i Donaldem Tuskiem, tym większe będzie zdziwienie po jesiennych wyborach.
Paradoksem jest to, że program i przekaz Sławomira Mentzena jest absolutnym zaprzeczaniem tego, jak wygląda i funkcjonuje współczesny świat. Ostatnia rzecz, jaką można powiedzieć o naszej rzeczywistości, to to, że jest prosta. Proste recepty, formułowane przez lidera Nowej Nadziei, łatwo jest rozbroić, ba, wręcz wyśmiać, co pokazał Ryszard Petru.
Czytaj więcej
Realna trzecia siła polityczna za chwilę straci polityczne dziewictwo i może zachować przyzwoitość.
Drugim paradoksem jest to, że pomimo tego nierealnego i naiwnego programu wyborczego Konfederacja i tak rośnie w sondażach. Więcej, nie liczy się to, że politycy Konfederacji w bezpośredniej konfrontacji wyglądają jak dzieci we mgle – dla wyborców nie będzie to miało większego znaczenia w październiku. Dzisiaj liczą się tylko emocje, jakie wśród wyborców wzbudzają politycy i ich słowa, słowa, za którymi niekoniecznie idą czyny.