Polsce coraz bliżej do politycznej kultury Wschodu niż Zachodu. Dotychczas akty fizycznych przepychanek można było zobaczyć między posłami w Białorusi czy Ukrainie. W Polsce podobne obrazki były sporadyczne. W Sejmie dochodziło do blokowania mównicy, padały z niej mocne słowa, wyrywano sobie telefony z rąk, ale były granice, których nie przekraczano. To się zmieniło.
– Każda akcja wywołuje określoną reakcję. To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem – powiedziała przed laty rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Beata Mazurek, komentując atak na działacza Komitetu Obrony Demokracji w Radomiu. Kiedy w 2014 roku Jarosław Kuźniar, dziennikarz TVN 24, napisał na Twitterze: „Wipler otulający się bulwarówkami i ściskający rano grabę z Warzechami i Republikami – bezcenne”, odpowiedziała mu ta sama Beata Mazurek z PiS: „Panu to jeszcze nikt łomotu nie spuścił za takie wpisy? Szkoda, to byłoby bezcenne”. To były tylko i aż słowa. Wkrótce podobnych wypowiedzi miało być więcej.
Podczas pikniku rodzinnego w Stawiskach „Z miłości do Polski” Jarosław Kaczyński nazwał Donalda Tuska „ryżym” i „wrogiem narodu”, oskarżając go o zdradę i współpracę z Niemcami. Czy może być coś gorszego w publicznej debacie niż wyzwanie kogoś od wroga i zdrajcy kolaborującego z obcym państwem? Polscy politycy nie przebierają w słowach.
Czytaj więcej
Trumpizacja polityki sprawiła, że to, czego wcześniej byśmy nawet nie powiedzieli, jest akceptowalne.
Konfederacja podczas swojej konwencji gra na antyukraińskiej i antysemickiej nucie. Grzegorz Braun z mównicy sejmowej groził wcześniej ministrowi zdrowia Adamowi Niedzielskiego słowami: „Będziesz pan wisiał”. Dalej posunęli się wobec polityków PO sympatycy PiS, którzy na atrapach szubienic powiesili zdjęcia europosłów. Mało którego polityka PiS ten widok bulwersował. W słowach i czynach nie przebierali również byli politycy Platformy Obywatelskiej, jak Janusz Palikot czy Stefan Niesiołowski. Coraz częstszym przypadkiem jest jednak przerywanie konferencji prasowych.