„Trzeba było uważać” – odpowiada Kwinto w „Vabanku” dwóm szopenfeldziarzom na pytanie, „jak pan to zrobił?”. Podobnie Donald Tusk mógłby odpowiedzieć Jarosławowi Kaczyńskiemu. Jeśli KO wydawała pieniądze niezgodnie z przeznaczeniem, powinna mieć podobne kłopoty co PiS. Jeśli ich nie miała, to znaczy, że albo tego nie robiła, albo PiS postanowił przymknąć oko, żeby nie otwierać politycznej „puszki z Pandorą”. Bo wykorzystanie stanowisk państwowych do finansowania kampanii wyborczych to w Polsce praktyka o długiej tradycji i bardzo popularna. Tyle że dotyczy zawsze polityków rządzących, bo ci w opozycji stanowisk rządowych nie mają. Jest trochę samorządowych, ale „potencjał rażenia” burmistrza czy wójta, a nawet prezydenta miasta, jest kilkukrotnie mniejszy niż np. ministra.
Czy inne partie niż PiS nie wydawały publicznych pieniędzy niezgodnie z przeznaczeniem?
Używanie rządowych stanowisk jest szczególnie wygodne dla wszelkiej maści spadochroniarzy, czyli polityków obcych w okręgach wyborczych, którzy nie tylko mogą korzystać z limuzyn rządowych, ale też wręczać nieswoje pieniądze, fundować wozy strażackie i dofinansowywać koła gospodyń na pewnym starannie określonym obszarze.
Czytaj więcej
Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) odrzuciła ubiegłoroczne sprawozdanie finansowe PiS – podaje RMF FM. Co to oznacza dla partii Jarosława Kaczyńskiego?
Znam gminy w województwie warmińsko-mazurskim, w których startowało troje ministrów z PiS, w których wójtowie mieli kłopoty z ułożeniem grafiku ministerialnych spontanicznych wizyt i znalezieniem odpowiednich beneficjentów przedwyborczej pomocy. Otwierano asfaltowe drogi w maleńkich wsiach, gorączkowo poszukiwano sposobów położenia światłowodów i wydatnie obniżono średni wiek wozów strażackich w regionie. Znajomy wójt się nawet cieszył, ale jednak z obawą, że wrześniowe Boże Narodzenie skończy się już 15 października. Miał rację.
Czy inne partie tego nie robiły? Pewnie robiły, ale skala była inna, nikt za rękę nie złapał, a w papierach był porządek. PiS nie uważał i teraz powinien utracić subwencję aż do 2027 roku, czyli ok. 75 mln zł.