Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie

Mowa niemieckiego pisarza Marko Martina, którą wygłosił w obecności prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera, wywołała w Niemczech głębokie poruszenie, u niektórych nawet oburzenie. Dlaczego?

Publikacja: 19.11.2024 04:43

Frank-Walter Steinmeier podczas obchodów 35. rocznicy upadku muru berlińskiego

Frank-Walter Steinmeier podczas obchodów 35. rocznicy upadku muru berlińskiego

Foto: AFP

Wstęp
Artur Becker, polsko-niemiecki powieściopisarz, eseista i poeta

Krytyczne uwagi wobec polityki Niemiec wschodnioniemiecki pisarz, publicysta i intelektualista wygłosił podczas uroczystości z okazji 35. rocznicy upadku muru berlińskiego w pałacu Bellevue. Wśród wielu gości wysłuchał go także prezydent Frank-Walter Steinmeier. Tezy wystąpienia wywołały szeroki rezonans w niemieckiej prasie.

Tematem jubileuszowej mowy Martina nie jest właśnie chwalebna przeszłość niemieckiej, „pokojowej” rewolucji w 1989, ale ‒ nomen est omen ‒ jej demontaż i niechwalebna teraźniejszość: czyli według Martina tchórzliwa rola i postawa Niemiec, głównie socjaldemokracji i chadecji, wobec polityki Rosji i Władimira Putina.

Martin potępił ostro także postawę samego Steinmeiera, który był ministrem spraw zagranicznych i który opisał manewry NATO na wschodniej flance w 2016 roku jako „potrząsanie szabelką i podżeganie do wojny”, chociaż, jak stwierdził jubileuszowy mówca, chodziło tylko o ochronę tamtejszych demokratów.

Dlaczego Niemcy nie pamiętają o roli Solidarności

Główny zarzut Martina zaadresowany do niemieckiej polityki dotyczy jej kompletnej ignorancji wobec roli Solidarności i zasług Polaków w kontekście upadku muru berlińskiego. Dotyczy on także niemieckiej polityki odprężenia i budowania „mostu” (według Steinmeiera) pomiędzy Berlinem i Moskwą poprzez projekt Nord Stream 2. Martin sam przyznaje, że mówi o oczywistościach i faktach, które są znane. W wywiadzie udzielonym niemieckiemu serwisowi t-online po swojej mowie jubileuszowej, która Steinmeiera wyprowadziła wręcz z równowagi („stracił opanowanie” – podsumował mówca), stwierdził: „Ironia tego wszystkiego polega na tym, że nie powiedziałem niczego szczególnie nowego. Eksperci zajmujący się Europą Wschodnią, tacy jak historyczka Franziska Davies, obserwatorzy z zagranicy, tacy jak André Glucksmann czy Timothy Garton Ash, wielokrotnie ostrzegali przed Putinem i agresywną Rosją na przestrzeni lat i dziesięcioleci. Oni i wielu innych. Ale Steinmeier był po prostu ślepy.”

No i mleko się wreszcie rozlało. Niemiecki intelektualista wypowiedział to, czego wielu Niemców nie chciało słuchać w wypowiedziach ani czytać krytycznie i z refleksją w esejach autorów ze wschodniej i środkowowschodniej Europy, także emigrantów o takiej proweniencji. A Václav Havel przestrzegał Niemcy już w 2007 roku przed projektem Nord Stream oraz przede wszystkim przed załatwianiem spraw z Rosją i Putinem nad głowami Polaków.

Zachód wciąż nie rozumie obaw Europy Środkowej przed Rosją

Nie zapomnę też własnych doświadczeń z niemieckimi pisarzami, tych ze Wschodu jak i z Zachodu, którym opowiadałem już dobre 20 lat temu, iż Rosja jest zdolna do napaści na Ukrainę, a nawet na kraje nadbałtyckie i Polskę, a może też i Niemcy. Słuchali moich wywodów z ogromnym niedowierzaniem i patrzyli się na mnie jak na szaleńca. Dopiero po ataku Rosji na Ukrainę przypomnieli sobie niektórzy koledzy moje słowa Kasandry, którą przecież nigdy nie chciałem i nawet nie mogłem nią być ‒ czerpałem tylko z polskiego bagażu doświadczeń historycznych z Rosją.

Zachód po dziś dzień nie rozumie obaw polskich w kontekście imperialnego myślenia Putina, chociaż twierdzi, że 24 lutego 2022 roku w końcu je zrozumiał. Ale tak nie jest. „Nikt na Zachodzie nie będzie ryzykował utraty wygodnego filozofowania i życia kawiarnianego w pięknym Paryżu lub w pięknym Frankfurcie na Menem w imię wolności i niezależności Ukrainy” – napisałem w moim najnowszym niemieckojęzycznym zbiorze esejów „Czarne serwetki na moim sercu. Z życia Kosmopolaków” (tytuł w moim tłumaczeniu).

A Niemcy Wschodnie? Zdają się być zagubione – na razie doszczętnie. Wielu dysydentów lub też zwykłych demonstrantów, którzy w październiku 1989 roku wyszli w Lipsku na ulicę i protestowali przeciwko reżimowi NRD, przefarbowało się dziś na stalinowców i putinowców.

Ale poczytajmy, co na ten temat ma do powiedzenia Marko Martin…

Szanowny Panie Prezydencie Federalny, Panie i Panowie – ale przede wszystkim nasi wielce szanowni polscy goście, w tym bohaterowie rewolucji Solidarności i współinicjatorzy strajku w Stoczni Gdańskiej: bez waszej odwagi nie byłoby w ogóle „1989”. Ponieważ najwyraźniej nie zostaliście zaproszeni na kolejny odbywający się dzisiaj, wyłącznie niemiecki panel, chciałbym wam z tego miejsca bardzo serdecznie podziękować: Danke schön!

Nie wszyscy wschodni Niemcy popierali rewolucję

35 lat pokojowej rewolucji, a jednym ze skojarzeń utrwalonych w pamięci jest trafne zdanie Wolfa Biermanna po jego powrocie z wygnania na koncercie w Lipsku w grudniu 1989 roku: „Och, kilku tylko było nas – a wielu pozostało!”.

W każdym razie miliony obywateli NRD nie wyszło wówczas na ulice, tylko niejako przeczekało za firankami w bawialniach swych mieszkań – co wcale nie jest osądem wartościującym, a jedynie quasi-uzupełniającym potwierdzaniem faktów, które obrazuje, skąd tak wiele nadal egzystujących sposobów myślenia.

Czytaj więcej

Berlin zaprasza na 35-lecie upadku muru berlińskiego. Polacy w czołówce gości

Jeśli dziś istnieje wschodnioniemieckie społeczeństwo obywatelskie – ważniejsze niż kiedykolwiek wcześniej – to przede wszystkim dzięki niezwykle odważnym demonstrantom z jesieni 1989 roku, ich dzieciom, a teraz często nawet wnukom z dużych i średnich miast Niemiec Wschodnich. (Należy również wspomnieć i napisać o uporczywej samotności oraz izolacji tychże przedstawicieli emancypacyjnego „Ruchu 89” i ich spadkobierców w niezliczonych mniejszych miejscowościach, a niekiedy nawet wśród przyjaciół i w kręgu rodzinnym).

Nie można milczeć, gdy zwyciężają skrajności

Być może niektórzy zadadzą sobie teraz pytanie, czy taki ton jest odpowiedni w 35. rocznicę pokojowej i zakończonej sukcesem rewolucji? Zadam więc kontrpytanie: czy „właściwe” byłoby zbycie milczeniem faktu, że dwie nieliberalne partie odniosły miażdżące zwycięstwa w ostatnich wyborach landowych we wschodnich Niemczech? Jedna z nich skrajnie prawicowa, a obie otwarcie proputinowskie i szerzące najbardziej podłą kremlowską propagandę, co, przynajmniej w przypadku autorytarnej sekty Sary Wagenknecht, nie wydaje się zbytnio przeszkadzać dwóm głównym partiom demokratycznym w prowadzeniu rozmaitych negocjacji?

Czy „właściwe” jest odmawianie refleksji nad korzeniami tego wszystkiego, pomimo że „1989” najwyraźniej nie zawsze był wyzwalającą cezurą, jak to przez długi czas zaklinano i utrzymywano?

Czytaj więcej

Młodzi Niemcy nic nie wiedzą o Murze Berlińskim

I nie, takie sondowanie nie jest żadną autoreferencyjną krytyką dyskursu, ale prowadzi prosto do teraźniejszości. Dlaczego według reprezentatywnych sondaży, a także nastrojów na ulicach, w biurach i przedsiębiorstwach, a wieczorami przy kuchennym stole wsparcie dla zbrodniczo zaatakowanej Ukrainy, niezbędne do jej przetrwania, jest znacznie mniej popularne na wschodzie niż na zachodzie kraju?

Nikt nie troszczył się należycie o Niemców z b. NRD

Poza abstrakcyjną i często tylko udawaną troską o „pokój” raz po raz można tam usłyszeć: „Putin, Putin, ciągle tylko ten Putin – a co z nami?”. Z tej absurdalnie zawężonej perspektywy nawet wojna ofensywna przeciwko Ukrainie wydaje się być kolejnym zachodnim pretekstem, aby tylko nie troszczyć się należycie o sprawy wschodnich Niemców. Podobnie jak debata na temat zmian klimatycznych, kryzys uchodźczy z 2015 roku, stary i nowy antysemityzm czy wojny w byłej Jugosławii na początku lat 90. były przez wielu postrzegane jako nic więcej, jak tylko wygórowane żądania – zwłaszcza w stosunku do nich samych – i jako narcystyczna zniewaga, którą następnie próbowali wyartykułować, jęcząc: „A my to co, kto się nami przejmuje?”.

Nawet wojna Rosji przeciwko Ukrainie wydaje się być kolejnym zachodnim pretekstem, aby tylko nie troszczyć się należycie o sprawy wschodnich Niemców

Pisarz Uwe Johnson, który uciekł z NRD w 1959 roku, opisał tę mentalność jeszcze w 1970 roku: „Tak dzieci mówią o swoich rodzicach. Tak dorośli mówią o kimś, kto kiedyś był dla nich ojcem”. Jednak uczciwe rozpoznanie takich chronicznych wad i „oddelegowywania w górę” mogłoby dać szansę na prawdziwe wyzwolenie, na radosne odkrycie własnych możliwości działania. I – tak, to też! – dla tego rodzaju aktywnej solidarności, którą praktykuje już całkiem sporo Niemców Wschodnich w każdym wieku, nieprzypadkowo często w odniesieniu do „89”.

W końcu to w Ukrainie rozstrzyga się teraz, czy „1989” naprawdę zapoczątkował „zrównoważony rozwój” historii wolności, jak głosi modne hasło, czy też był tylko rodzajem przerwy na oddech w historii świata. A jednak wydaje się, że zbyt wielu ludziom zarówno w Niemczech Wschodnich, jak i Zachodnich brakuje wglądu i woli, by uznać ten fakt – i zacząć adekwatnie działać. Ale czy wcześniej było inaczej – w latach 80. i w odniesieniu do Polski, gdzie niemalże cała ludność z niezwykłą odwagą przeciwstawiła się dyktaturze?

Czytaj więcej

Mur berliński padł, a Angela Merkel przyjechała do Polski

Mało kto inspirował się Solidarnością

Polski opór był inspirujący również dla NRD-owskich działaczy na rzecz praw obywatelskich, jednakże przeważająca część społeczeństwa miała zupełnie odmienne zdanie. Dlaczego, a wypowiadano te słowa wtedy wcale nie półgłosem, „Polacken” po prostu nie pójdą do pracy, zamiast strajkować i nieustannie domagać się wolności i denerwować „nas”? W państwowych mediach brzmiało to tylko trochę bardziej zawoalowanie.

Od dłuższego czasu myślę o tym bardzo wczesnym doświadczeniu odmowy solidarności. Czy nie powtarza się ono dziś w lodowatych żądaniach, wzywających napadniętą Ukrainę do ostatecznego zaprzestania oporu i poddania się rosyjskim okupantom bez walki – pomimo że dyktatura w Niemczech Wschodnich ostatecznie upadła już w 1989 roku, a kontekst jest teraz zupełnie inny?

Ale skąd się bierze ta nagła inflacja koncepcji pokoju, przecież zdecydowana większość młodych ludzi i mężczyzn, którzy dorastali w NRD, nie odmawiała wcześniej pełnienia służby wojskowej, tak samo jak nie odmawiała udziału w lekcjach przysposobienia obronnego w szkole, w obozowych szkoleniach paramilitarnych, mających miejsce podczas praktyk zawodowych, a później ćwiczeń w tak zwanych zakładowych grupach bojowych? Czy to możliwe, że reżimowa propaganda, która postrzegała „pokój” jako gwarantowany tylko wtedy, gdy służył on interesom Kremla, podczas gdy sojusz obronny NATO był oczerniany jako „imperialistyczny podżegacz wojenny”, nadal miała tutaj na to jakiś wpływ?

Błądzi jednak ten, kto interpretowałby to jako „typowo wschodnie” zachowanie. Była to bowiem i nadal jest, by tak rzec, podwójna niemiecka historia, a bzdury opowiadane na Zachodzie zawsze odbijały się rykoszetem na Wschodzie. Na przykład w 1982 roku Egon Bahr w czasopiśmie „Vorwärts” (Naprzód) określił wręcz Solidarność jako „zagrożenie dla światowego pokoju”.

Czy w zbiorowej [niemieckiej] pamięci uznaje się dzisiaj, że pierwszy kamień muru berlińskiego został kiedyś rozbity w stoczni Lenina w Gdańsku?

Marko Martin

Szalona infamia, której poeta Peter Rühmkorff, do dziś powszechnie czczony jako wywrotowy, subtelny duch, sekundował w ten sposób – w surowej artykulacji pokolenia ojców nazistów: „Tak czy owak, nikt na świecie nie może nakazać narodowi polskiemu niczego więcej niż pracy i dyscypliny – ale kto zdobędzie się na odwagę, aby je faktycznie narzucić?”.

Niemieckie zapominanie historii

Ale co to ma wspólnego z 35. rocznicą pokojowej rewolucji w NRD? Z pewnością więcej, niż byśmy tego chcieli. W końcu ta wypaczona koncepcja pokoju, która jest całkowicie pozbawiona kwestii trwałości, stabilności i sprawiedliwości, krąży teraz tam i z powrotem między Wschodem a Zachodem niczym tkackie czółenko. I z ręką na ostygłym sercu: czy naprawdę w zbiorowej pamięci uznaje się dzisiaj, że pierwszy kamień muru berlińskiego został kiedyś rozbity w stoczni Lenina w Gdańsku? Czy uznaje się, że wychwalana polityka odprężenia opierała się na zwiększeniu wydatków na obronę w PKB Niemiec Zachodnich – i oczywiście na parasolu ochronnym NATO oraz na amerykańskiej polityce, która w imponujący sposób pokazała Związkowi Radzieckiemu granice jego ekspansjonistycznej potęgi?

Myślę, że to wiele mówi o lokalnym, niemieckim zapominaniu historii – po raz kolejny zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie – celowo wypierając to wszystko i zamiast tego nadal oddając się nostalgicznym wspomnieniom o „dobrym carze Gorbim”, pod rządami którego Kreml nie rozjeżdżał podówczas czołgami i nie strzelał do cywilów. (Innymi słowy, w „Krwawą Niedzielę Wileńską”, 13 stycznia 1991 roku, zrobił to mimo wszystko – w czasie gdy zjednoczenie już dawno przebiegło gładko i wszyscy Niemcy mogli oddawać się wreszcie swojemu ulubionemu hobby: zajmowaniu się wyłącznie sobą, najlepiej narzekając przy tym na cokolwiek).

Czytaj więcej

Zjednoczenie Niemiec budziło niepokój

Ostrzeżenia z Europy Wschodniej po raz kolejny zignorowane

„Za wolność naszą i waszą” jest polskim zawołaniem od XIX wieku, zostało ono zrozumiane przez działaczy na rzecz praw obywatelskich w NRD i oczywiście przede wszystkim przez mieszkańców Europy Wschodniej, w 1989 roku, a także później, w 2004 i 2013/14 roku podczas demokratycznych rewolucji w Kijowie, z europejskimi flagami w rękach demonstrantów.

Tymczasem wydaje się, że pogarda, która niegdyś przemawiała ze słów Egona Bahra, przebrana za geopolitykę i Realpolitik, nadal mocno się trzyma i wywiera wpływ. Gerhard Schröder, pozbawiony wciąż skrupułów, bliski przyjaciel masowego mordercy z Kremla, otrzymał już gwarancje od nowego sekretarza generalnego partii kanclerza, że wciąż znajdzie się dla niego miejsce w niemieckiej socjaldemokracji. Nawiasem mówiąc, ku temu samemu przerażeniu wschodnich Europejczyków, co doświadczonych socjaldemokratów, którzy w 2016 roku musieli usłyszeć z ust ówczesnego ministra spraw zagranicznych, że manewry NATO na wschodniej flance, przeprowadzone w celu ochrony tamtejszych demokracji, to „potrząsanie szabelką i podżeganie do wojny”.

„Potrząsanie szabelką i podżeganie do wojny”? Szanowny Panie Prezydencie Federalny, z całym szacunkiem, projekt Nord Stream, którego SPD i CDU trzymały się tak żałośnie długo wbrew wszelkiej uzasadnionej krytyce, był tylko „mostem” – pańskie słowa z wiosny 2022 roku – o tyle, o ile jeszcze bardziej zachęcił Putina do agresji i kalkulacji, że Niemcy, skądinąd mistrzowie świata w moralizatorstwie, z pewnością nie zrezygnują z tak lukratywnego interesu. Co tam im Ukraina! I po raz kolejny jasnowidzące ostrzeżenia z Europy Wschodniej zostały zignorowane z wielką arogancją. I to również zagrożona Europa Wschodnia musi ponieść całą konsekwencję w najbliższej przyszłości, co więcej, być może nawet bez amerykańskiej pomocy.

Skąd dystans do pomocy dla Ukrainy

Za wolność naszą i waszą: to właśnie udręczona ludność cywilna w Ukrainie, tak samo jak żołnierze i żołnierki ukraińskiej armii, starają się chronić swoim oporem również naszą wolność, zaistniałą w zjednoczonych Niemczech po 1989 roku – nawet teraz, w tej właśnie chwili i przy niewyobrażalnym poświęceniu. I nie, ci specjaliści nauk wojskowych i badacze zajmujący się Europą Wschodnią oraz politycy w Niemczech, często tak karygodnie izolowani we własnych partiach, którzy dzień po dniu zastanawiają się, w jaki sposób napadnięty kraj mógłby być wspierany lepiej niż dotychczas – ci zaangażowani mężczyźni i kobiety nie zasługują na potępienie i nazywanie ich „ekspertami od kalibru”, sugerując, że są „rozbrykanymi” wichrzycielami, którzy chętnie naciskają na spust.

Nazwijmy rzeczy po imieniu: wszystko to jest czymś więcej niż tylko słownymi przejęzyczeniami, które następnie świadomie i z poczucia obowiązku są wycofywane. To właśnie w ten sposób uwidaczniają się fatalne wzorce myślowe, a twierdzenia takie wygłaszane są praktycznie z najwyższego pułapu, z samej góry, i błyskawicznie rozprzestrzeniają się w sferze publicznej i wprowadzają tam dodatkowe zamieszanie. Jednakże w czasach wzmożonego kryzysu to właśnie jasność myśli ma wielką wartość.

Czytaj więcej

Euromajdan. Bohaterowie i symbole ukraińskich rewolucji

Inni płacą za błędy Niemców

Jeśli, pozwolę sobie zakończyć tą myślą, zwłaszcza teraz, 35 lat po upadku muru, często uzasadnione jest mówienie o tym lub innym „deficycie na Wschodzie” – co w takim razie z jednoczesnym prowadzeniem debaty na temat deficytu wiedzy, działania i uczciwości na Zachodzie, do którego również należałoby się przyznać i go przezwyciężyć? I to nie jako czysto retoryczne ćwiczenie pokutne, ale jako konieczne pożegnanie z ogólnoniemieckim życiem w kłamstwie i wypieraniem rzeczywistości, ponieważ płacą za to gdzieś indziej ludzie swoim życiem, w bardzo konkretny i straszny sposób.

Podczas wspomnianego na początku koncertu Wolfa Biermanna w Lipsku w 1989 roku przemawiał także pisarz Jürgen Fuchs, który po raz pierwszy od uwięzienia go przez Stasi i wyrzucenia z kraju, mógł wrócić na Wschód. Zacytował on słowa jednego z rosyjskich dysydentów, które są nadal aktualne: „Prawda jest łagodna; jest radykalna, ale też zdolna do przebaczenia. Jednak sprawiedliwość i przebaczenie nie są możliwe przed i poza prawdą”.

Przemówienie wygłoszone podczas uroczystości z okazji 35. rocznicy upadku muru berlińskiego, Schloss Bellevue, Berlin, 7 listopada 2024 roku. Tłum. Dariusz Muszer. Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji



Szanowny Panie Prezydencie Federalny, Panie i Panowie – ale przede wszystkim nasi wielce szanowni polscy goście, w tym bohaterowie rewolucji Solidarności i współinicjatorzy strajku w Stoczni Gdańskiej: bez waszej odwagi nie byłoby w ogóle „1989”. Ponieważ najwyraźniej nie zostaliście zaproszeni na kolejny odbywający się dzisiaj, wyłącznie niemiecki panel, chciałbym wam z tego miejsca bardzo serdecznie podziękować: Danke schön!

Nie wszyscy wschodni Niemcy popierali rewolucję

Pozostało 98% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Po nominacji Roberta F. Kennedy’ego antyszczepionkowcy uwierzyli w swoją siłę
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Mniej czy więcej Zachodu? W Polsce musimy przemyśleć naszą własną rolę