Król Europy nie traci formy. Wciąż ma niucha, kiedy warto dać nogę. Bo też sterczeć jak krawat na baczność przed prezydentem doktorem Dudą w pokornym stadku z lekarką z okolic Szydłowca, Nowicką, Borusewiczem, Kidawą, no i Piotrowską, zabawnie chyba by nie było, ale komicznie owszem. Lekarka na szeroko uziemionych szpilkach górowałaby nad gromadką z królem włącznie, a wyżej, i to sporo, byłby tylko prezydent doktor Duda. Wystarczył więc na początek jeden mail do zaprzyjaźnionego, europejskiego medium i już w czwarteczek można było zerwać się choćby i na gałę, a Duda ma koło pióra, niby że nienawistnie króla sekuje.
Oczywista, gdyby „marszałkini" Kidawa nie czuła czaczy, to nie byłaby drugą personą kraju. Ze spolegliwości wywodzić się muszą przecież zarówno i to dyskretne firmowanie pretekstu do afrontu, czyli bezczelnego pominięcia tytułu króla Europy w zaproszeniu na święto prezydenta Dudy, jak i zmyślne, krajowe zaproszenia bez nazwiska prezydenta, jedynie z Kidawą na czele, czyli taka sama dobra okazja do podłości, jak każda. Za to, będąc hybrydą Pani Jowialskiej z Dziunią Pietrusińską, można z sukcesem brylować na urzędzie państwowym i odstawiać „marszałkinię". Tu bynajmniej, gdy głosik Dziuni Jowialskiej spływa z najwyższej choćby trybuny i podrzuca prezydentowi z kartki zamiast słów zaprzysiężenia: „a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie najwyższym nakazem" jakieś bezmyślne „o dobro Ojczyzny...", nikt się nie ekscytuje. Nie można powiedzieć, że „marszałkini" nie chce jak najlepiej, tylko prezydent doktor Duda na takie zwody się nie łapie, zimnej krwi nie traci, czym na całej linii rozczarowuje trzecią erpe. Co tu gadać – Duda urodził się na prezydenta! To mistrz. Więc, jak żyć?
Podczas święta doktora Dudy TVP Info zdała się toteż na zaufany wytrzeszcz Lewickiej Karoliny. Trzeba było wypytać zgraję wrogich prezydentowi, stronniczych, zawistnych nieuków, nieudaczników i bełkotów, z których większość w charakterze politycznego truchła wegetuje na śmietniku historii. Szczytowaniem tego zużytego formatu była opinia zarośniętego, ucharakteryzowanego ostatnio na ruskiego, carskiego łyka typa, którego wciąż mianuje się imiennikiem jakowegoś enigmatycznego ruchu.
Lewicka z życzliwym uśmiechem chłonęła ślinotok bredni i inwektyw sepleniącego łyka, który sam poległ w prezydenckiej konkurencji żegnany odrazą i drwiną narodu. „Trochę więcej chyba radości by się przydało" – sekundowała mu w ataku na świetny, dawno w Polsce nie słyszany, wyjątkowy w treści i wykonaniu prezydencki koncert oratorski. Nie bacząc, że głupot skompromitowanego nieudacznika nikt w Polsce nie jest ciekawy, choć latami rzucał się on do podboju sceny politycznej radosnym epatowaniem krwawym, świńskim łbem, publicznym osuszaniem małpek żołądkowej gorzkiej, paleniem zioła lub szermierką utensyliami z sex shopu z haniebnym profanowaniem krzyży na czele.
„Nie padło słowo Niemcy!",„Trzeba bić na alarm!" – tumanił łyk tym razem, reklamując swych kontrahentów. Takich „trudno znaleźć w innych krajach Europy" – prezentował szowinizm w klasycznej postaci. To „chocholi taniec ze zmarłymi", „pakujemy się we wspomnienia, w politykę historyczną", „Lech Kaczyński był najsłabszym prezydentem" – pryskał śliną jako sepleniak i autor skandalicznie dotąd nie osądzonego i nie ukaranego, pisemnego donosu do Rosji na rodaków w 2012.„Nie – dyskusji o pomniku smoleńskim!"- promował rucherską wolność słowa aż Lewicka z zachwytem w wytrzeszczu błysnęła cytatem:"Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe"! To nie żart, tak było.