Pomysł resortu edukacji, aby ograniczyć prace domowe, nie doprowadzi do tego, że uczniowie będą mieli „zakaz” otwierania książek. Eksperci podkreślają jednak, że trzeba zlecać je z głową, i chcą doprecyzowania przepisów.
Przeładowana podstawa programowa w szkołach
Samych założeń specjaliści nie krytykują, wręcz zauważają, że dotychczasowy system zadań domowych często pozostawiał sporo do życzenia.
– W pierwszej kolejności uzasadnione byłoby wprowadzenie zmian w podstawie programowej i ograniczenie treści wymaganych na poszczególnych etapach edukacji – mówi adw. Łukasz Łuczak z Kancelarii Adwokackiej Adwokat Łukasz Łuczak. – W mojej ocenie to jest źródłem problemów systemu edukacji, a zadawanie prac domowych jest wyłącznie efektem tego, że zrealizowanie podstawy programowej na zajęciach szkolnych jest utrudnione – dodaje.
Tę opinię podziela radca prawny Ewa Bożko-Kozikowska z Kancelarii Prawa Publicznego i Samorządowego. Zdaniem ekspertki proponowane postulaty można by wprowadzić w życie nie tylko ograniczając podstawę, ale też zmniejszając maksymalną liczbę uczniów w oddziałach.
Wiceprzewodnicząca komisji ds. edukacji prawnej i pro bono działającej przy Okręgowej Izbie Radców Prawnych w Gdańsku uważa również, że wszystkie założenia rozporządzenia powinny wejść w życie dopiero na początku najbliższego roku szkolnego. MEN chce zaś, aby regulacje dotyczące zadań pojawiły się szybciej. Ekspertka uważa, że to „może powodować problemy w dostosowaniu statutów szkół podstawowych do oceniania wewnątrzszkolnego, jeżeli dotychczasowy statut zawiera regulacje dotyczące zadawania i oceniania prac domowych”. I przypomina, że zasady oceniania wewnątrzszkolnego – w myśl ustawy o systemie oświaty – nie powinny być zmieniane w trakcie roku. Bo to na samym jego początku uczniowie i nauczyciele muszą o nich wiedzieć.