Niezamykane na klucz koedukacyjne łazienki, wspólne dla kobiet i mężczyzn i niezamykane gabinety zabiegowe – rzeczywistość wielu polskich szpitali nie daje pacjentom szans na intymność. – Prawa pacjenta w wielu polskich szpitalach pozostają tylko formalną deklaracją – piszą kontrolerzy NIK w raporcie „Ochrona intymności i godności pacjentów w szpitalach", który jako pierwsza poznała „Rzeczpospolita".
Z dotychczasowych danych wynika, że z w polskich szpitalach aż dwukrotnie, bo z 19 do 40, wzrosła w latach 2013–2016 liczba naruszeń prawa do intymności i godności stwierdzonych przez rzecznika praw pacjenta. Wyniki kontroli NIK są jeszcze mniej optymistyczne. W 10 na 12 skontrolowanych szpitali zapewnienie prawa do intymności i godności uniemożliwiała pacjentom nie tylko przestarzała infrastruktura, ale też warunki pobytu. Pacjenci leżeli na ciasnych salach, a gdy tam brakowało miejsca, umieszczano ich na korytarzu. Mogli liczyć najwyżej na parawan.
W przepełnianych salach przeprowadzano wywiady lekarskie i informowano chorych o diagnozie, co nie tylko naruszało prawa pacjentów do intymności, ale przeczyło zasadom tajemnicy lekarskiej.
W czterech szpitalach pacjenci nie mogli liczyć na intymność nawet w toaletach – z braku zamków w każdej chwili narażeni byli na wtargnięcie innych osób. W dwóch szpitalach łazienki nie były dostosowane do potrzeb niepełnosprawnych. 32 pacjentów z ośmiu sal oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej w warszawskim szpitalu korzystało z dwóch ubikacji – jednej dla kobiet, jednej dla mężczyzn, i jednej koedukacyjnej łazienki. Z kolei w szpitalu w Lublinie na 11 pacjentek oddziału ginekologii operacyjnej była tylko jedna toaleta.
NIK skrytykował też brak poszanowania intymności pacjentów poddawanych zabiegom. W trzech szpitalach gabinety zabiegowe nie miały zabezpieczeń przed wejściem osób nieuprawnionych. Brakowało też jakiejkolwiek sygnalizacji o wykonywaniu w danym momencie badania czy zabiegu. W Bełchatowie w trakcie kontroli do niezamkniętego gabinetu podczas zabiegu weszła osoba postronna, a w Łodzi badanie przez niezasłonięte okna było widać z ulicy.