Dwa tygodnie po wyborach parlamentarnych, które zakończyły się pyrrusowym zwycięstwem partii Jarosława Kaczyńskiego, w PiS trwa próba oceny tego, co poszło nie tak.
Pierwsza sprawa dotyczy list wyborczych i prac struktur. Zdaniem naszych rozmówców, którzy pamiętają poprzednie zwycięskie kampanie, zarówno jedno, jak i drugie było na bardzo niskim poziomie. – Partia się po prostu rozlazła, niczym wojsko szukające okazji do rozrywki zamiast do bitwy – tak o niskim zaangażowaniu się partyjnych struktur mówi jeden z naszych informatorów.
Czytaj więcej
Lider PO Donald Tusk powiedział, że nie oglądał wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy, ponieważ miał inne zajęcia w Brukseli. Dodał, że jest jasne, kto ma większość w nowym Sejmie i że jeśli prezydent "uzna fakty", to on gwarantuje, że powstanie rządu KO-TD-NL "będzie oznaczało szybkie wypłacenie Polsce środków z KPO".
Druga kwestia to układ list wyborczych. Przed wyborami obowiązywała teoria, że liczne zmiany na listach, roszady kandydatów dadzą więcej mandatów. Ale teraz władze PiS muszą się liczyć z oskarżeniami, że te układanki kosztowały partię dodatkowe mandaty. – Wyniki pokazują, że w wielu okręgach bez sensu straciliśmy mandaty – mówi nam jeden z rozgoryczonych polityków PiS.
Kto w PiS poniesie odpowiedzialność za wynik wyborów?
Co z polityczną odpowiedzialnością za wynik? Kwestie struktur i list to częściowo odpowiedzialność Krzysztofa Sobolewskiego, sekretarza generalnego PiS. Sobolewski w ubiegłym tygodniu podał się do dymisji. Ale z naszych informacji wynika, że nie jest jeszcze ostatecznie przesądzone, że stanowisko straci. W PiS trwa też obwinianie się wewnętrzne różnych grup i frakcji, jeśli chodzi o pracę sztabu wyborczego.