Zabezpieczenie granic republiki: to była obietnica, która zaprowadziła Giorgię Meloni do Palazzo Chigi (siedziba szefa rządu Włoch). Liderka Braci Włochów (FdI) snuła wtedy wielkie plany. Jednym z nich była blokada morska: włoska marynarka wojenna miała zatrzymywać wszystkie statki z nielegalnymi migrantami.
Innym był pomył „hotspotów”: ośrodków w Afryce, gdzie chętni mieli składać podania o azyl we Włoszech. Premier lansowała też „Plan Mattei dla Afryki” (od nazwiska założyciela koncernu energetycznego ENI i przeciwnika kolonizacji), w ramach którego Włosi mieli zapewnić środki na rozwój państw afrykańskich w zamian za obietnicę powstrzymania imigracji.
Czytaj więcej
Takiej tragedii Grecja nie widziała od siedmiu lat. Być może dałoby się jej uniknąć, gdyby istniały lepsze warunki legalnego osiedlenia się w Unii.
Włochy nie są w stanie zorganizować środków pomocowych
Z tego wszystkiego nic nie wyszło. Najszybciej przestano mówić o blokadzie morskiej: okazało się to nierealne. Ale też ucichła debata o „hotspotach”. Stało się bowiem jasne, że Włochy nie są w stanie zorganizować środków pomocowych. Owszem, pod naciskiem Meloni przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen pojechała do Tunezji z planem wsparcia kraju, jednak autorytarny prezydent Kais Saied nie chce słyszeć o reformach, które były warunkiem wypłaty unijnych funduszy. Z tego samego powodu MFW wstrzymał wsparcie da Tunezji. Podobnie jak Stany Zjednoczone.
Tunezja, w 2011 r. wielka nadzieje na to, że i w świecie arabskim możliwa jest demokracja, przekształciła się w kolejną dyktaturę, gdy prezydent zawiesił działalność parlamentu i przeforsował zmianę w konstytucji, która daje mu szerokie uprawnienia. Stan gospodarki kraju jest katastrofalny: miliony osób żyją na granicy nędzy.