Polski rząd sprzeciwia się pomysłowi wspólnego zarządzania imigrantami w UE w obawie przed ich napływem nad Wisłę. Sam jednak otworzył szerzej drzwi dla przybyszy z innych państw.
I nie chodzi tylko o bliskich nam kulturowo Ukraińców, których miliony napłynęły po agresji Rosji na ich ojczyznę. Od 2015 roku, czyli kiedy PiS przejął władzę, pięciokrotnie wzrosła liczba wydanych czasowych praw pobytu dla obywateli 19 państw z odległych kręgów kulturowych – w tym Egiptu, Zimbabwe, Indii oraz byłych republik radzieckich: Gruzji, Tadżykistanu, Uzbekistanu, Kirgistanu.
Masowy napływ imigrantów
W ciągu ośmiu lat liczba pozwoleń na czasowy pobyt dla obywateli tylko 19 państw zwiększyła się z 18 tys. do blisko 86,5 tys. – nie licząc uchodźców z Ukrainy i obywateli Białorusi. Uzyskują je, najpierw otrzymując polską wizę i deklarując podjęcie studiów czy pracy w Polsce. W rzeczywistości wielu chodzi tylko o wjazd do strefy Schengen. – Wpuszczenie do Polski aż tylu cudzoziemców z krajów odległych nam kulturowo pokazuje stosunek rządzących do kwestii imigracji. PiS straszy obywateli groźbą islamizacji, a w praktyce stosuje politykę otwartych drzwi – uważa poseł Koalicji Polskiej Marek Biernacki, były szef MSWiA.
Czytaj więcej
W ciągu ośmiu lat rządów PiS wydano rekordową liczbę praw pobytu dla migrantów spoza Europy – najwięcej dla Gruzinów i Hindusów. W tym samym czasie straszył Polaków napływem uchodźców ramach mechanizmów relokacji w UE.
Temat migracji powrócił za sprawą oprotestowanego przez PiS pakietu azylowego, który obejmuje dwa kluczowe rozporządzenia dotyczące zarządzania falami uchodźców w UE. Zostały one przyjęte w czwartek w Brukseli przy sprzeciwie Polski i Węgier oraz wstrzymującym się głosie Czech. Pakiet przewiduje z jednej strony surowsze procedury na granicach i większą odpowiedzialność krajów wejścia imigrantów do UE (głównie Włoch i Grecji), ale z drugiej strony solidarność innych krajów przejawiającą się zasadą relokacji migrantów.