– To jest mafia sądowa – grzmiała po ogłoszeniu wyroku ta, którą w Buenos Aires zwykło się nazywać po prostu „Cristina”. – Nie będę już ubiegała się o stanowiska publiczne. Za rok wrócę do domu w Patagonii, tego samego, z którego przed blisko 20 laty wyszłam, aby bronić ludu.
To miał być sygnał, że pozostaje osobą biedną, a wysuwane wobec niej oskarżenia są fałszywe. Kirchner została skazana za udział w operacji korupcyjnej, która zdaniem sądu kosztowała państwo miliard dolarów. Mechanizm był prosty: jako prezydent w latach 2007–2015 (wcześniej była pierwszą damą u boku prezydenta Nestora Kirchnera) oskarżona przyznawała intratne kontrakty na roboty publiczne Lazaro Baez, przedsiębiorcy budowlanemu w swojej rodzimej prowincji Santa Cruz (odsiaduje on karę 12 lat więzienia).
Kirchner nieprędko trafi do więzienia. Do wyborów w październiku chroni ją immunitet. Na pewno odwoła się też od wyroku do Sądu Najwyższego, gdzie procedury trwają lata. W tym czasie pozostanie na wolności. Na wiceprezydent ciążą kolejne cztery afery korupcyjne, dlatego argentyńskie media uważają, że jej deklaracja jest szczera i jeśli będzie ubiegać się za rok o jakieś stanowisko z wyboru, to raczej w Senacie. Ono także daje jej immunitet, a jest o wiele łatwiejsze do zdobycia niż powrót do Casa Rosada, siedziby głowy państwa.
Czytaj więcej
Argentyński sąd skazał wiceprezydent Cristinę Fernandez de Kirchner na sześć lat więzienia i pozbawił ją prawa do sprawowania funkcji publicznych w głośnej sprawie korupcyjnej.
To jednak stawia w niezwykle trudnej sytuacji peronizm, nacjonalistyczno-lewicowy populizm utworzony przed blisko stu laty przez pułkownika Juana Perona, który wyniósł już do władzy dziewięciu prezydentów, ale doprowadził do ruiny niegdyś jeden z najbogatszych krajów świata. Kirchner, poważnie skłócona z prezydentem Albertem Fernandezem, jest jedynym politykiem peronistycznym, który zachowuje znaczące wsparcie (około 30 proc.). Gospodarka kraju, z inflacją blisko 100 proc., jest w katastrofalnym stanie.