Joanna Szczepkowska: Cisza wyborcza, jak dobrze, jak spokojnie

Jak dobrze, jak spokojnie. Trochę tak, jakby lekarz zapisał nam taki rodzaj diety.

Publikacja: 19.10.2018 19:00

Joanna Szczepkowska: Cisza wyborcza, jak dobrze, jak spokojnie

Foto: Fotorzepa/ Bartosz Jankowski

To nie będzie typowy felieton. Przypomniano mi, i słusznie, że obowiązuje cisza wyborcza, więc trzeba się wystrzegać wszelkiej agitacji. Wakacje od polityki. Inny wymiar. A może tak naprawdę wakacje i bardzo osobisty powrót pamięcią do pewnej podróży? Do pewnej ciszy?

Cisza wyborcza. Jak dobrze, jak spokojnie. Trochę tak, jakby lekarz zapisał nam taki rodzaj diety. A właściwie dlaczego by nie? Dlaczego cisza jako zjawisko nie miałaby być zapisywana przez lekarzy? Każda religia ma wpisane dni powstrzymywania się od posiłków i jest to nie tylko nakaz duchowy, ale także medyczny. Cała przyroda ożywiona ma czas głodówki i to po prostu służy zdrowiu.

Zastanawiam się nad wpływem ciszy na zdrowie. Raczej może nad brakiem hałasu. To oczywiste, że hałas nas niszczy tak samo jak śmieciowe jedzenie, ale czy uświadamiamy to sobie dostatecznie? Nie jedz tego, to niezdrowe, nie idź tam, to niebezpieczne, nie pij, nie wdychaj smogu. A co z hałasem? Co z nieustannie towarzyszącymi nam brutalnymi dźwiękami? Rzadko dzisiaj, zwłaszcza w miastach, można zobaczyć młodego człowieka bez słuchawek w uszach. Dźwięki w nadnaturalnym brzmieniu stają się częścią organizmu. Odcinają od realnego świata zdarzeń i dźwięków z nimi związanych.

Żyjemy w towarzystwie nieustannego hałasu. Czy ktoś z nas zdaje sobie sprawę, że dzień wolny czy dzień święty jest dniem wyciszenia tak samo jak głodówka dniem oczyszczenia? Cisza powinna być zapisywana przez lekarzy. Powinna mieć swoje miejsce w medycynie. Sen jest czasem ciszy.

Oczywiście w przyrodzie cisza nie istnieje. Zwierzęta mogłyby powiedzieć o tym znacznie więcej niż my. Ich podniesione, czujne uszy wyłapują cały hałas przyrody i całkiem możliwe, że też tęsknią za ciszą.

Mam wielką ochotę opowiedzieć dzisiaj o takim doznaniu ciszy. To było w latach, kiedy wielką atrakcją był wypoczynek w krajach egzotycznych, kiedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że jako wczasowicze tak naprawdę niewiele dowiemy się o miejscu, gdzie wybudowano całe osiedla hoteli z basenami. I właśnie lądując w Tunezji, miałam takie wrażenie: znajduję się w rajskim więzieniu, z ogrodami, leżakami i drinkami, całkowicie odgrodzona od życia. Krat nie ma, ani murów, ale na każdym kroku widzisz czujnego strażnika, a od miasta dzieli cię długa droga w spiekocie.

Po kilku dniach zaczęło mnie to drażnić i z wielką ochotą zapisałam się na wycieczkę na Saharę. Coś prawdziwego nareszcie, pomyślałam, tego przecież nie da się ukryć w żywopłotach. A jednak świat turystów jest pilnie strzeżony nawet na pustyni, a można powiedzieć, że zwłaszcza tam. Zajechaliśmy do dobrego hotelu, gdzie jako atrakcja czekała na nas przejażdżka na bardzo zmęczonych wielbłądach. Potem to samo co zawsze. Basen, drinki i jedzenie. Nie mogłam się z tym pogodzić. Piękne więzienie na pustyni doskwierało mi bardziej niż tam, blisko miasta.

Był wieczór, a więc temperatura przyjazna. Niewiele myśląc, a może raczej nie myśląc w ogóle, znalazłam się za bramą hotelu i zaczęłam iść, żeby choć na chwilę znaleźć się na tej przestrzeni. Ściemniało się coraz bardziej, ale nie zatrzymałam się, nie zawróciłam, bo zaczęło mnie wciągać jakieś nieznane doznanie. To była cisza. Niepowtarzalna. Cisza gór, cisza jezior, cisza śniegu... niczego nie można porównać z ciszą pustyni. Nic nie oddycha, nic nie odpoczywa, nic nie śpi. Takie przynajmniej jest wrażenie. Cisza ciemności jest zawsze inna niż cisza w słońcu, ale cisza na ciemnej pustyni to jakby dotknięcie nieskończoności.

Niepokój przyszedł później, o wiele za późno, żeby wiedzieć, w którą stronę tej cichej ciemności mam wracać do hotelu. Jedynym wyjściem było czekanie na pomoc, nie ruszając się ani kroku dalej. Usiadłam na piasku. Potem zaczęłam słyszeć przedziwne dźwięki – może to było wycie hien, ale myślę, że raczej chichot ciszy. Zafundowałam sobie swego rodzaju akustyczną fatamorganę. Słyszałam swoje serce, szum krwi i przełykanie śliny. Cisza zaczęła do mnie mówić. Mówiła o bezmyślności. Mówiła: bój się teraz, skoro brak ci wyobraźni.

Z tej rozmowy wybiło mnie światło latarek. Dzisiaj, w czasie ciszy wyborczej, korzystam z tamtego doświadczenia. Im większa cisza, tym więcej słychać. I znowu słyszę: bój się teraz, skoro nie starczyło ci wyobraźni.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

To nie będzie typowy felieton. Przypomniano mi, i słusznie, że obowiązuje cisza wyborcza, więc trzeba się wystrzegać wszelkiej agitacji. Wakacje od polityki. Inny wymiar. A może tak naprawdę wakacje i bardzo osobisty powrót pamięcią do pewnej podróży? Do pewnej ciszy?

Cisza wyborcza. Jak dobrze, jak spokojnie. Trochę tak, jakby lekarz zapisał nam taki rodzaj diety. A właściwie dlaczego by nie? Dlaczego cisza jako zjawisko nie miałaby być zapisywana przez lekarzy? Każda religia ma wpisane dni powstrzymywania się od posiłków i jest to nie tylko nakaz duchowy, ale także medyczny. Cała przyroda ożywiona ma czas głodówki i to po prostu służy zdrowiu.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi