Rymkiewicz, Tokarczuk, Twardoch. Kto wart mieszkania na Zamku

Zbliżające się stulecie Bitwy Warszawskiej i ponowna lektura reportażu „Na probostwie w Wyszkowie" Stefana Żeromskiego prowokują do pytania, czy mamy dziś pisarza tak mocnego jak on i politycznie bezstronnego.

Publikacja: 24.07.2020 10:00

Stefan Żeromski (1864–1925) w 1919 r., niedługo przed napisaniem „Na probostwie w Wyszkowie”

Stefan Żeromski (1864–1925) w 1919 r., niedługo przed napisaniem „Na probostwie w Wyszkowie”

Foto: Getty Images

Pandemia pokrzyżowała plany spektakularnych obchodów stulecia Bitwy Warszawskiej. Ale koronawirus sprawił, że częściej czytamy, a w bezpośrednim kontakcie z książkami łatwiej o refleksję niż w zgiełku rekonstrukcji działań wojennych, jakie zorganizowano by 15 sierpnia, wiek po odparciu ataku bolszewików na Warszawę.

Wielu pisarzy brało udział w pospolitym ruszeniu, ale tylko jeden zaangażowany w wydarzenia 1920 roku cieszył się takim autorytetem jak Stefan Żeromski, o którym wybitny historyk literatury polskiej Artur Hutnikiewicz napisał, że „już od samego początku swojej twórczości bywał zestawiany z »wieszczami«, przypisywano mu podobne atrybuty". Nikt inny nie znał też prywatnie protagonistów po dwóch stronach konfliktu militarnego i ideowego – zarówno Józefa Piłsudskiego, jak i Juliana Marchlewskiego oraz Feliksa Kohna, którzy chcieli zainstalować w Warszawie sowiecki rząd.

Relacje osobiste łączyły również Żeromskiego z przywódcą endecji Romanem Dmowskim i późniejszym prezydentem RP Stanisławem Wojciechowskim. Z nimi wszystkimi dojrzewał, kolegował się. Nie miał kompleksów ani obaw, by, kiedy trzeba, krytykować zarówno Piłsudskiego, jak i Dmowskiego, a co dopiero Marchlewskiego i Kohna. Mieszkanie pisarza było miejscem konspiracyjnych zebrań, służyło kolporterom rozwożącym bibułę. Bywali tam Józef Piłsudski i Stanisław Wojciechowski właśnie. Przed rewolucją 1905 r. Piłsudski pofatygował się do Zakopanego i prosił pisarza o podpisanie odezwy wzywającej do składania ofiar na polską armię oraz o pomoc w zdobyciu poparcia Stanisława Wyspiańskiego.

Z kolei Roman Dmowski w jednym z listów tytułował pisarza „kochanym Żeremiaszem", a pisał też „Całuję twe oblicze antinousie". Antinous był młodym Grekiem, ulubieńcem cesarza Hadriana, uznawanym za ideał młodzieńczej urody, wielokrotnie przedstawianym na posągach i monetach. Pisarz i przywódca endecji poznali się, gdy byli początkującymi publicystami Związku Młodzieży Polskiej „Zet" i redakcji „Głosu". Razem brali udział w demonstracjach. Później Dmowski krytykował Żeromskiego za to, że nie prezentował w „Syzyfowych pracach" stanowiska narodowego, lecz takie jak rosyjscy socjaliści. Podobnie atakował „Popioły", gdzie jego zdaniem pisarz nie koncentrował się na kwestii narodowej, tylko socjalnej. Pewnie najbardziej zirytował go dramat „Róża" o rewolucji 1905 roku, w którym pada kwestia o endekach chodzących do Rosjan po zgodę na tłumienia rewolucji, publicznie chełpiących się przelewaniem krwi bratniej. Dmowski o swoim rozczarowaniu wobec Żeromskiego mówił nawet po jego śmierci w rozmowie z Wacławem Borowym.

„Róża" nie podobała się także Piłsudskiemu, ponieważ rzekomo szkalowała rewolucjonistów. Ale gdy Ziuk formował Legiony, Żeromski wstąpił w ich szeregi. Nie zaakceptował jednak instrumentalnego traktowania polskich żołnierzy przez Berlin i Wiedeń. Autor „Wiatru od morza" do końca pozostał antyniemiecki, co miało sprawić, że pomimo czterokrotnej nominacji do Nobla w filogermańskiej Szwecji woleli Reymonta i jego „Chłopów".

To wrogi stosunek do Niemców w czasie I wojny ponownie zbliżył Żeromskiego z Dmowskim. Domagał się Polski z Wielkopolską, Śląskiem i Pomorzem. W maju i czerwcu 1920 roku, wraz z poetą Janem Kasprowiczem, przemawiał na wiecach, aktywizując społeczność polską na Warmii, Mazurach i Powiślu przed plebiscytem. O politykę wobec tych ziem pokłócił się z Piłsudskim. Widząc jego lekceważenie w sprawie ziem dawnego zaboru pruskiego, wyszedł z Belwederu, trzaskając drzwiami.

Artyści w Wyszkowie

Kilka dni po tym, gdy udało się odeprzeć atak bolszewików na Warszawę, Żeromski znalazł się na probostwie w Wyszkowie w towarzystwie generała Józefa Hallera, francuskiego ambasadora Jeana Jules'a Jusseranda, notabene historyka literatury elżbietańskiej nagrodzonego Pulitzerem, Adama Grzymały-Siedleckiego, dramatopisarza i kierownika kultury w „Rzeczpospolitej", oraz malarza Ferdynanda Ruszczyca. Tamten czas Żeromski opisał właśnie w wojennym reportażu, wspominając między innymi okres spędzony w Szwajcarii, w Rapperswilu. „Pewnego zimowego dnia przyjmowałem i obsługiwałem, jako bibliotekarz, Różę Luksemburg i Juliana Marchlewskiego. Czyż można było wówczas przypuścić, że w tych niepokaźnych figurach dwojga wywołańców, zbiegów, emigrantów obsługuję przyszłą męczennicę spartakowskiej rewolucji, zamordowaną w bestialski sposób na ulicach Berlina (...) oraz przyszłego wielkorządcę naszej biednej ojczyzny – krótko, co prawda, sprawującego nad nami władzę i, jak dotychczas w niepokaźnym Wyszkowie".

O Marchlewskim pisał z ironią: „przecież dr Julian Marchlewski to jest mój szacowny wydawca. Posiadam stos jego listów, w których na licznych arkuszach spisane są statuty, umowy, kontrakty co do tłumaczenia pewnych moich pisanin na język niemiecki".

W roku 1902 Marchlewski założył w Monachium firmę wydawniczą Dr J.B. Marchlewski and Co, mającą propagować literaturę słowiańską. Niestety, „Popioły" oraz „Rozdziobią nas kruki, wrony..." sprzedały się odpowiednio w 69 i 87 egzemplarzach. Dało to Żeromskiemu 82 marki i 5 fenigów. Właśnie dlatego napisał: „poczułem się, jak powiadam, prawowitym właścicielem cukru, zostawionego przezeń w Wyszkowie i na rachunek ewentualnych, da Bóg doczekać, honorariów wpakowałem do drugiej szklanicy herbaty łaskawie podanej przez domowników księdza Mieczkowskiego nowe trzy kawały bolszewickie".

Drugim znajomym był Feliks Kohn. „Widywałem go na procesie Stanisława Brzozowskiego w Krakowie, jako jednego z sędziów. Postać wywiędła, zniszczona, człowiek jak gdyby ze mgły, o twarzy sympatycznej nerwowego utopisty – bohater warszawskiego »Proletariatu«. Jeden z tych, których dumne cienie w kajdanach widywało się na zbiorowej fotografii »proletariatczyków« w izbach socjalistów". O Dzierżyńskim Żeromski napisał: „(...)Dzierżyńskiego – mam szczęście nie znać osobiście. Nigdy nie byłem w promieniu jego jurysdykcji i cieszę się świadomością, że nigdy nie widziałem ani jego twarzy, ani nie dotykałem ręki krwią umazanej po łokieć, ani słyszałem wyrazów z jego ust wychodzących. Wyznaję, iż to imię i nazwisko, wymówione w mej obecności, sprawia mi obmierzłe wrażenie duszności i jakby torsji".

Oczywiście, nie tylko prywatne znajomości Żeromskiego sprawiły, że z przedstawicielami elity politycznej naszej części Europy rozmawiał jak równy z równym. Na pozycję człowieka instytucji złożył się olbrzymi dorobek pisarski. Choć nie napisał jeszcze najważniejszego dla nas „Przedwiośnia", był autorem fundamentalnych książek: „Syzyfowe prace", „Popioły", „Echa leśne", „Wierna rzeka", „Rozdzióbią nas kruki, wrony...", „Sułkowski", „Duma o hetmanie", którym Polacy zawdzięczali przemyślenia na temat najważniejszych zagadnień historii i współczesności. Takich jak upadek Rzeczypospolitej, zabory, wojny napoleońskie, powstanie styczniowe, walka z rusyfikacją i praca u podstaw. Żeromski bliższy był rzeczywistości niż noblista Henryk Sienkiewicz, odpowiedzialny za „pokrzepienie serc" albo, jak dziś mówią niektórzy, tworzenie narodowych fantazmatów.

Henryk Sienkiewicz, tak jak Bolesław Prus, nie doczekał zresztą odzyskania niepodległości. Tylko Żeromski mógł sobie pozwolić na stwierdzenie, że „Trzeba rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości". I jako jedyny polski pisarz mógł zamieszkać z rodziną w Zamku Królewskim w Warszawie, gdzie od 120 metrów kwadratowych ważniejszy był prestiż artysty i autorytet poniekąd równy królom i prezydentom.

Inne lokalizacje

Przypominając to, warto się zastanowić, czy dziś mamy taką pisarkę lub pisarza, którzy dzięki swojemu dorobkowi i niezależności mogą bezstronnie oceniać i krytykować jednocześnie Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska albo Andrzeja Dudę i Rafała Trzaskowskiego. Czesław Miłosz, Zbigniew Herbert czy Gustaw Herling-Grudziński, który wielokrotnie występował w roli surowego recenzenta naszych polityków, już nie żyją. Janusz Głowacki, jedyny pośród pisarzy, który był podczas sierpniowego strajku w Stoczni Gdańskiej, też nic nam już nie powie, podobnie jak Jerzy Pilch, który od warszawskiego Traktu Królewskiego wolał Kielce.

Kierując się kryterium wieku, trzeba wspomnieć najpierw Jarosława Marka Rymkiewicza, który obchodził 13 lipca 85. urodziny. Ale na łamach „Rzeczpospolitej", jeszcze za Pawła Lisickiego, złożył polityczną deklarację w wierszu „Do Jarosława Kaczyńskiego". A uczynił to również apoteozą Lecha Kaczyńskiego i jednoczesną krytyką Donalda Tuska w książce „Samuel Zborowski". Dlatego można sądzić, że zasługi Jarosława Marka Rymkiewicza dla obecnego obozu rządzącego są tak duże, że gdyby chciał zamieszkać na Zamku Królewskim, byłoby to w zasięgu jego możliwości. Ale autor „Zachodu słońca w Milanówku" woli mieszkać tam, gdzie mieszka, a nawet gdyby chciał się przeprowadzić na plac Zamkowy – nie znaczyłoby to, że jest tak bezstronny wobec władzy, jak był Stefan Żeromski. Nawet jeśli przypomnieć dramaty Rymkiewicza z gierkowskiej dekady „Dwór nad Narwią" i „Ułanów", w których szydził z robienia z Polski martyrologiczno-patriotycznego skansensu.

Honorową mieszkanką Zamku Królewskiego w uznaniu zasług dla polskiej literatury mogłaby być oczywiście noblistka Olga Tokarczuk. Łączą ją ze Stefanem Żeromskim ekologiczne przekonania. To Żeromski pisał w „Puszczy jodłowej": „Żyj wiecznie, świątnico, ogrodzie lilij, serce lasów! (...) Lecz któż może wiedzieć, czy (...) nie wyjdą znów drwale z siekierami, ażeby ściąć do korzenia macierz jodłową na podstawie nowego prawa, w interesie jakiegoś handlu lub czyjegoś niezbędnego zysku. Jakie bądź byłoby prawo, czyjekolwiek by było, do tych przyszłych barbarzyńców poprzez wszystkie czasy wołam z krzykiem: – Nie pozwalam!".

Z Żeromskim łączy też Tokarczuk przekonanie o konieczności rozrywania polskich ran, by nie zarosły błoną podłości, o czym przekonują nagrodzone Noblem „Księgi Jakubowe". Upomniała się w nich o pamięć dla żydowskich obywateli Rzeczypospolitej, którzy marzyli o równości, a nawet przeszli na katolicyzm, ale i to im nie pomogło.

Dla obecnej prawicy trudne do przełknięcia są też feministyczne poglądy Olgi Tokarczuk, krytyczne uwagi na temat rządów PiS oraz wymierzony w mizogiński polski konserwatyzm film „Pokot", ekranizacja jej powieści „Prowadź swój pług przez kości umarłych", zrealizowany przez Agnieszkę Holland, również krytyczną wobec partii Jarosława Kaczyńskiego. Może to właśnie sprawiło, że z dystansem o lekturze „Ksiąg Jakubowych" wyraził się wicepremier Piotr Gliński, składając pisarce gratulacje zaraz po otrzymaniu przez nią Nagrody Nobla. Ale czy skłoniłby się do przekazania pisarce kluczy do mieszkania w podległym mu administracyjnie Zamku Królewskim? Jeśli nawet, Tokarczuk, podobnie jak Rymkiewicz, ma swoje ulubione miejsce z dala od placu Zamkowego – we Wrocławiu i Kotlinie Kłodzkiej. I podobnie jak Rymkiewicz ujawniła swoje sympatie po jednej ze stron polsko-polskiej wojny plemiennej, przyjmując w domu przed wyborami i fotografując się z Rafałem Trzaskowskim.

Naturalnym kandydatem do zamieszkania w Zamku Królewskim jest najwybitniejszy żyjący polski prozaik Wiesław Myśliwski, ale pewnie zamkowa pompa nie byłaby w jego stylu. Autor „Widnokręgu" nie jest też aktywny politycznie w takim znaczeniu jak Stefan Żeromski. I choć czytając jego książki, wiemy, co myśli o Polsce, najbliższe są mu tematy egzystencjalne, uniwersalne, ludzkie.

Z tych samych powodów w Zamku Królewskim nie czułby się chyba dobrze Andrzej Stasiuk, którego bardziej od Warszawy i warszawki interesują podróże na wschód i południe Europy, a nawet poza jej granice. Czekamy na jego spodziewaną od dawna powieść.

Do objęcia literackiego tronu predestynowana jest autorka „Pawia królowej" Dorota Masłowska. Ale i ona apelowaław mediach społecznościowych o głosowania na jednego z kandydatów. Nie jest więc bezstronną obserwatorką „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną", mimo że stała się patronką „Innych ludzi". Innych, czyli wciąż wykluczonych.

O kiełbasie na Instagramie

Kolejne nazwisko trzeba wspomnieć również dlatego, że pojawiło się w trakcie debaty przed wyborami prezydenckimi. Autor, który mógłby się przymierzyć do zamieszkania w Zamku Królewskim, ma pewne tytuły do tego – jako autor „Króla", a nawet „Królestwa". Mowa oczywiście o Szczepanie Twardochu, choć kandydat na prezydenta z liczącym się wynikiem Krzysztof Bosak uznał, że niegdyś jego ulubiony pisarz „przestał być Polakiem". Poseł Konfederacji mówił o swoim rozczarowaniu, a wiele wskazuje na to, że dekadę temu czytał on Twardocha, wówczas autora „Wiecznego Grunwaldu", jako pisarza o podobnej orientacji. Ale potem nastąpiła dla Krzysztofa Bosaka niedająca się już zaakceptować ewolucja poglądów Twardocha, który już w wydanej w 20102 roku „Morfinie" zaczął ironizować na temat patriotyzmu wielkopolskich endeków. W końcu zaś stał się dla prawicowych czytelników pisarzem bokserem, który nie dość, że kibicuje na stronach powieści „Król" z 2016 roku żydowskiemu pięściarzowi Jakubowi Szapiro oraz jego socjalistycznym bojówkom, to na dodatek leje na odlew oenerowców w przedwojennej Warszawie.

Choć na łamach „Plusa Minusa" Jerzy Haszczyński pisał o zastanawiających podobieństwach powieści Twardocha do książki „Aniołowie umierają od naszych ran" algierskiego pisarza Yasminy Khadry, nie miało to dla krajowych recenzentów większego znaczeniu. A tym bardziej dla zagranicznych wydawców i tłumaczy, którzy w czasie pandemii wydali „Króla" po angielsku. Powieść otrzymała entuzjastyczne recenzje w „New York Timesie" i „The Times". Wcześniej „Król" spodobał się Niemcom, co nie dziwi, i został wystawiony w prestiżowym hamburskim Thalia Theater przez Ewelinę Marciniak. Kto wie, może właśnie te sukcesy w Niemczech, przy śląskim pochodzeniu Twardocha, mogłyby stanowić przeszkodę w jego zamieszkaniu w Zamku Królewskim, do którego klucze dzierży obecny rząd. A może nie, ponieważ Twardoch w przerwie żeglowania po chorwackich zatokach, śpiewania i grze na ukulele napisał coś, co mogłoby zaintrygować obecny rząd i jego zwolenników. Wyborców Rafała Trzaskowskiego skomentował na Instagramie następującym wpisem: „Jest to zarzut do tych popierających go osób publicznych, które tradycyjnie nie potrafiły powstrzymać swojej pogardy dla śmierdzących wódką i kiełbasą (ja tam lubię wódkę i kiełbasę bardzo, mi nie śmierdzą), starych, niewykształconych, którzy na dodatek mają czelność głosować (starzy ludzie ze wsi głosują, urządzając kraj młodym! Okropność!), a ich głos, o zgrozo, waży tyle samo, co głos mądrych, oświeconych".

Szczepan Twardoch zauważył też podobieństwa między wyborcami Rafała Trzaskowskiego i amerykańskimi rasistami z czasu po wojnie secesyjnej: „Ta strukturalna pogarda przypomina mi przerażenie, jakie po wojnie secesyjnej przez chwilę przepełniało nie tylko białych posiadaczy ziemskich na Południu, ale również lokalną białą biedotę: jak to możliwe, że ten brzydko pachnący, bosy i brzydko mówiący po angielsku czarny, który w życiu nie widział niczego poza polem bawełny, ma głosować, a jego głos ma być tyle samo wart co głos panicza, który skończył Harvard?".

Jednocześnie Twardoch skrytykował kampanię Andrzeja Dudy wymierzoną w środowiska LGBT, pointując: „To, że Duda jest moim zdaniem jednym z dwóch najgorszych prezydentów od 1989 roku, jest widoczne również dla wielu jego wyborców. Ale jaką alternatywę dają jego wyborcom fellow travelers Platformy, jaką inną możliwość?".

Może więc Twardochowi najbliżej teraz do roli Żeromskiego? Wiele powie nam wrześniowa premiera jego nowej powieści „Pokora". W zapowiedzi Wydawnictwa Literackiego czytamy: „11 listopada 1918. Leutnant Alois Pokora wychodzi ze szpitala na ulice zrewoltowanego Berlina. Stary świat się skończył. La Belle Époque umarła w okopach I wojny światowej. Nowy świat rodzi się w bólach: na froncie zachodnim i podczas rewolucji, przetaczającej się przez pokonane Niemcy. Alois nie należał do starego świata, nie należy też do nowego. Syn górnika z Górnego Śląska, zrządzeniem losu wyrwany z proletariackiej rodziny, wszędzie spotyka się z pogardą i odrzuceniem. Samotny i prześladowany, wierzy tylko w erotyczną relację z perwersyjną, dominującą Agnes. Jednak w świecie, który się skończył, nic nie jest prawdziwe. »Pokora« to porywająca powieść o miłości, wojnie i rewolucji. Epicka historia o Berlinie i Śląsku, o Niemcach i Polakach, o podziałach społecznych i etnicznych. O pożądaniu, władzy, uległości i cenie, jaką płaci się w walce o godność".

Oczywiście Niemcy to temat wciąż trudny. Premier może piętnować niemieckie firmy dostarczające w Warszawie prąd, miejskie rowery i znarkotyzowanych kierowców, a później wręczać Angeli Merkel urodzinowy prezent z prasłowiańskim bursztynem. Twardoch rządowej licencji na taką polityczną grę jeszcze nie uzyskał. Ale nowa książka zyska z pewnością zainteresowanie również polskich widzów największej niemieckiej serialowej produkcji wszech czasów „Babylon Berlin". Można powiedzieć: ta sama epoka i to samo miejsce, gdzie zginęła znajoma Żeromskiego z czasów Rapperswilu – Róża Luksemburg, którą wspomniał w „Na probostwie w Wyszkowie". Dokładnie sto lat temu. 

Pandemia pokrzyżowała plany spektakularnych obchodów stulecia Bitwy Warszawskiej. Ale koronawirus sprawił, że częściej czytamy, a w bezpośrednim kontakcie z książkami łatwiej o refleksję niż w zgiełku rekonstrukcji działań wojennych, jakie zorganizowano by 15 sierpnia, wiek po odparciu ataku bolszewików na Warszawę.

Wielu pisarzy brało udział w pospolitym ruszeniu, ale tylko jeden zaangażowany w wydarzenia 1920 roku cieszył się takim autorytetem jak Stefan Żeromski, o którym wybitny historyk literatury polskiej Artur Hutnikiewicz napisał, że „już od samego początku swojej twórczości bywał zestawiany z »wieszczami«, przypisywano mu podobne atrybuty". Nikt inny nie znał też prywatnie protagonistów po dwóch stronach konfliktu militarnego i ideowego – zarówno Józefa Piłsudskiego, jak i Juliana Marchlewskiego oraz Feliksa Kohna, którzy chcieli zainstalować w Warszawie sowiecki rząd.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS