A na razie? Na razie przyglądamy się polskim miodosytniom. Zgoda, to źle zabrzmiało, miody nie są ersatzem wina, są znakomitym trunkiem o wspaniałych tradycjach. Wiem, miód pitny kojarzy się jak najgorzej, ot, słodkie paskudztwo, lepiące ręce i śmierdzące wódką. Owszem, pod nazwą „miód pitny" można spotkać i takie ekstremalne trunki, ale z równym powodzeniem można pić płyn Borygo, do czego przecież nie namawiam. Od lat za to zachęcam do polskich miodów.

Jak powstaje miód pitny? Ano z miodu, wody i drożdży. Gdy jedną trzecią nastawu (tego, co fermentuje) stanowi miód, powstaje trójniak, gdy jedną czwartą – czwórniak. Te ostatnie są naturalnie mniej słodkie i bardziej wyczuwamy w nich wszelkie dodatki.

Zobaczmy to na przykładzie. Miodosytnia Augustowska to twór młody i ambitny, będą z nich ludzie. Mamy tu dwa czwórniaki – Kwarciany jest cynamonowo-imbirowy, z nutami pestki, bardzo ładnie ułożony. Drugi to Podlaska Szeptucha i tu uwagę trzeba poczynić, że wbrew temu, co twierdzą miodosytnicy, szeptuchy nie odczyniają uroków i nie zdejmują klątw „często przez ziołowe napary". Prawdziwa szeptucha to pobożna prawosławna chrześcijanka, która, owszem, poda zioła, ale przede wszystkim modli się; omadla – jak mówią – delikwenta i to Bóg udziela łask. No, ale Augustów to Podlasie wyłącznie z województwa... Jednak miód jest świetny, korzenno-ziołowy, zdecydowanie najlepszy z ich oferty.

Z dwóch trójniaków wybieramy Augustowski Późny. Oba wyraźnie słodkie, ale ten jest zdecydowanie grykowy, ziołowy, leśny. Jakkolwiek miody pijemy zawsze schłodzone, jak białe wino, to Późny polecam zwłaszcza na jesień.