Ujgurzy. Naród skazany na wyniszczenie

Obozy koncentracyjne, praca przymusowa, gwałty, sterylizacje, niszczenie dziedzictwa kulturowego i obca kolonizacja – totalitarne potęgi wielokrotnie wdrażały taką politykę wobec prześladowanych narodów. Chiny stosują te same metody.

Publikacja: 12.02.2021 10:00

Czerwiec 2017 r., Ujgurka z dzieckiem na ulicy Kaszgaru. Miasto uważane jest za kulturalną stolicę S

Czerwiec 2017 r., Ujgurka z dzieckiem na ulicy Kaszgaru. Miasto uważane jest za kulturalną stolicę Sinciangu, prowincji zamieszkanej przez 10 mln Ujgurów

Foto: Getty Images, Kevin Frayer

Badania wykazały, że podczas procesu wykorzeniania ekstremizmu umysły ujgurskich kobiet w Sinciangu zostały wyemancypowane, a promocja równości płci i zdrowia reprodukcyjnego sprawiła, że przestały one już być maszynami do robienia dzieci. Są bardziej pewne siebie i niezależne" – taki post zamieściła na Twitterze ambasada ChRL w Waszyngtonie.

Istotnie, polityka chińskiego rządu mocno przyczyniła się do tego, że ujgurskie kobiety rodzą mniej dzieci niż jeszcze kilkanaście lat temu. Liczba porodów w zamieszkałych w większości przez Ujgurów okręgach Kaszgar i Hotan zmniejszyła się w latach 2016–2018 aż o 60 proc., gdy w całych Chinach spadła o około 4 proc. Chiński rząd utrzymuje, że spadek na terenach ujgurskich był związany ze zmianą stylu życia miejscowej ludności oraz „wyciąganiem jej z biedy i ekstremizmu religijnego". Śledztwo dziennikarskie agencji Associated Press wykazało jednak, że zmniejszanie dzietności Ujgurów jest osiągane w dużym stopniu za pomocą działań represyjnych.

Przynajmniej od lat 80. ujgurskie kobiety są poddawane przymusowym badaniom ginekologicznym, zmusza się je do noszenia wkładek domacicznych, sterylizuje i poddaje wymuszonym aborcjom. Te rodziny, które mają „zbyt wiele" dzieci, karane są wysokimi grzywnami lub pobytem w obozie pracy.

Associated Press opisała m.in. historię Abdushukura Umara, handlarza żywnością, który trafił w 2017 r. na siedem lat do obozu koncentracyjnego. Każdy rok odsiadki dostał za jedno posiadane przez siebie dziecko. Do obozów czasem trafiają też ludzie mający trójkę dzieci, czyli tyle, ile było wolno posiadać przedstawicielom mniejszości etnicznych w ramach wdrażanej przez ponad trzy dekady w Chinach polityki kontroli urodzin. Chińskie władze twierdzą oczywiście, że wszelkie doniesienia o drastycznej kontroli urodzin w Sinciangu to „fake newsy" rozsiewane przez wrogą propagandę, a Ujgurzy nigdy w historii nie byli tak szczęśliwi jak pod rządami Komunistycznej Partii Chin.

Pacyfikacja pogranicza

Sinciang" (w międzynarodowej transkrypcji: Xinjiang) to słowo w języku mandaryńskim oznaczające „nowe pogranicze". Składają się na niego Dżungaria i Wschodni Turkiestan, które zostały przyłączone do Cesarstwa Chińskiego dopiero w połowie XVIII wieku. Później miejscowi wielokrotnie buntowali się przeciwko chińskiej władzy i uniezależniali, często zabezpieczając się przed odwetem Chin za pomocą aliansów z Rosją. Choć w 1934 r. Republice Chińskiej udało się zdusić niepodległość powstałej rok wcześniej Pierwszej Republiki Wschodniego Turkiestanu, a w 1946 r. podporządkować sobie Drugą Republikę Wschodniego Turkiestanu, to kontrola chińskich nacjonalistów nad Sinciangiem pozostała iluzoryczna, a region ten był de facto sowiecką strefą wpływów. Chińska władza zaczęła się tam umacniać dopiero pod rządami komunistów, a w 1955 r. Sinciang został ogłoszony jednym z chińskich regionów autonomicznych.

Ta wschodnia prowincja zajmuje aż 1,66 mln km kw., co stanowi aż jedną szóstą powierzchni ChRL. Jest on strategicznie położony – graniczy z Mongolią, Rosją, Kazachstanem, Kirgistanem, Tadżykistanem, Afganistanem, Pakistanem, Indiami, Tybetańskim Regionem Autonomicznym oraz chińskimi prowincjami Gansu i Qinghai. Dla Chin ten obszar stanowi bramę do Azji Centralnej, szczególnie ważną w kontekście projektów transportowych związanych z Nowym Szlakiem Jedwabnym. Liczba jego mieszkańców szacowana jest obecnie na 25 mln, z czego ponad 3 mln mieszka w stolicy regionu, czyli w Urumqi.

Według spisu ludności z 2010 r. blisko 46 proc. mieszkańców Sinciangu stanowili Ujgurowie, czyli ludność autochtoniczna zaliczana do ludów tureckich i wyznająca w większości sunnicki islam (wśród Ujgurów są też jednak chrześcijanie). Dalsze 40,5 proc. mieszkańców to Chińczycy Han, czyli grupa etniczna dominująca w ChRL. Jeszcze w 1949 r. było ich w tym regionie zaledwie 6,7 proc., ale pod rządami komunistów prowadzono akcję masowego osadnictwa wojskowego, mającą prowadzić do sinicyzacji regionu. Obecnie władze w Pekinie kontynuują akcję wspierania chińskiego osadnictwa na tych obszarach. Chińczycy chcący tam zamieszkać kuszeni są dobrze płatnymi posadami, mieszkaniami i różnymi świadczeniami socjalnymi. Ponadto 6,5 proc. mieszkańców Sinciangu stanowią Kazachowie, a 4,5 proc. przedstawiciele chińskiego, muzułmańskiego ludu Hui.

Chińskie władze oficjalnie podkreślają, że Ujgurowie są „braćmi" Chińczyków razem z nimi budującymi nową, wspaniałą przyszłość ChRL. Każdy, kto miał w ręku banknot juanowy, mógł zauważyć, że obok napisów w alfabecie chińskim, mongolskim i tybetańskim znajdują się tam napisy w alfabecie łacińskim – po ujgursku. Ujgurski jest też oficjalnie głównym językiem urzędowym w Sinciangu. Fotel przewodniczącego rządu Regionu Autonomicznego Sinciang-Ujgur przypada zawsze Ujgurowi (od 2015 r. przewodniczącym jest Shohrat Zakir). Faktyczną władzę sprawuje jednak regionalny szef Komunistycznej Partii Chin, którym od 2016 r. jest Chen Quanguo. W lipcu 2020 r. został on przez władzę USA, wraz z kilkoma innymi chińskimi oficjelami z Sinciangu, wpisany na listę osób objętych sankcjami. Administracja Trumpa oskarżyła wówczas Chena o kierowanie programem represji przeciwko Ujgurom. Represji, które były sekretarz stanu Mike Pompeo nazwał „ludobójstwem".

Chińskie władze bronią się, mówiąc, że nie ma mowy o jakimkolwiek ludobójstwie. One jedynie walczą z terroryzmem i separatyzmem. W czasach zimnej wojny ujgurski separatyzm był podsycany przez Sowietów, a później przez fundamentalistów islamskich. Ujgurowie byli wśród dżihadystów w Afganistanie oraz w Syrii. Przeprowadzali też zamachy terrorystyczne w ChRL. To ujgurscy, islamscy terroryści podkładali bomby w 1992 r. i w 1997 r. w autobusach w Urumqi, przeprowadzili w 2010 r. zamach bombowy w Aksu, a islamscy nożownicy atakowali zwykłych Chińczyków w 2011 r. w Kaszgarze, w 2014 r. w Urumqi i w 2015 r. na stacji kolejowej w Kunmingu. Islamski terroryzm w Sinciangu już jednak bardzo mocno osłabł. Od 2017 r. nie zanotowano tam żadnego incydentu, który można by zaliczyć do dość szerokiej chińskiej definicji terroryzmu. A mimo to chińska bezpieka i armia coraz mocniej starają się kontrolować życie zwykłych Ujgurów.

Szpieg w każdym domu

Sinciang to obecnie jedno z najbardziej zmilitaryzowanych i poddanych inwigilacji miejsc na Ziemi. Przy wjazdach do miast i wiosek znajdują się punkty kontrolne, w których prześwietlane są bagaże, skanowane twarze i sprawdzane zawartości smartfonów. Na ulicach roi się od kamer. Według danych firmy Comparitech w 2020 r. w Urumqi było ich 36,6 na 1 tys. mieszkańców. (Dla porównania: w Nowym Jorku: 3,78 na 1 tys. mieszkańców, w Tel Avivie 1,03 na 1 tys. mieszkańców, ale już w Londynie 67,45 na 1 tys. mieszkańców, a w chińskim mieście Tayiuan 119,57 na 1 tys. mieszkańców.) Kamery są oczywiście połączone z systemami rozpoznawania twarzy oraz z Systemem Zaufania Społecznego, w ramach którego sztuczna inteligencja daje lub odbiera obywatelom punkty, na podstawie których się ich nagradza lub karze. Na domach Ujgurów znajdują się kody QR, które zawierają informacje o mieszkających w nich rodzinach. Jest również wymóg ściągnięcia aplikacji skanującej zawartość telefonów pod kątem nieprawomyślnych treści.

Jakby tej inwigilacji było mało, chińskie władze od 2016 r. umieszczają w domach Ujgurów kontrolerów, którzy mieszkają w nich i przyglądają się życiu „goszczących" ich rodzin. Program ten początkowo nosił nazwę „Stając się rodziną". Uczestniczy w nim około miliona funkcjonariuszy Komunistycznej Partii Chin. Początkowo każdy z nich raz na trzy miesiące mieszkał przez tydzień razem z ujgurską rodziną, później częstotliwość tych „odwiedzin" zwiększono do jednej na miesiąc. Zdarza się jednak, że obecność tych niechcianych sublokatorów zamienia się w „rotacyjną". Gdy jeden z nich kończy okres pobytu, na jego miejsce przychodzi inny.

– Władze chcą, by w każdym gospodarstwie domowym zawsze byli jacyś „goście". Mówi się nam, byśmy przeprowadzali wieczorne pogadanki z mieszkańcami i ostrzegali ich, by nie wyrażali żadnego niezadowolenia lub skarg na KPCh. Musimy mówić, by nie posiadali oni żadnych przekonań religijnych, bo inaczej będą musieli drogo zapłacić, jeśli zostaną na tym przyłapani. Nasi zwierzchnicy dzwonią do domów każdej nocy, by sprawdzić, czy wszystko jest w porządku – stwierdził w rozmowie z magazynem „Bitter Winter" Wang Fang, chiński nauczyciel z Sinciangu.

– Mówi nam się, byśmy natychmiast donosili o każdej podejrzanej aktywności. Na przykład, jeśli trzy osoby lub więcej przygotowują autentyczne muzułmańskie jedzenie. Mogą zostać za to aresztowane – wskazuje Li Jing, inny chiński nauczyciel oddelegowany do programu „wizyt domowych". Funkcjonariusze KPCh starają się m.in. zapobiegać poszczeniu przez muzułmanów w Ramadan oraz obchodzeniu tradycyjnych świąt. Zdarzało się też, że za przejaw „działalności terrorystycznej" uznawano obecność w ujgurskich domach tradycyjnego rękodzieła takiego jak... poduszki. Partyjni nadzorcy często czują się panami w ujgurskich domach. Żyją na koszt „goszczących" ich rodzin, a bywa też, że kradną i dopuszczają się molestowania seksualnego.

Zacieśnianiu kontroli nad Ujgurami towarzyszy niszczenie ich dziedzictwa kulturalnego i miejsc kultu religijnego. Chiński rząd oficjalnie deklaruje, że chroni 24 tys. meczetów Sinciangu. Ze zdjęć satelitarnych przeanalizowanych przez Australian Strategic Policy Institute wynika jednak, że liczba meczetów zmniejszyła się w tym regionie do 15 tys., a połowa z tych, które nadal stoją, nosi ślady zniszczeń, takich jak usunięcie minaretów czy kopuł. Zniszczona została m.in. pochodząca z X wieku świątynia w Ordam. W oczach oficjeli z Komunistycznej Partii Chin groźnymi wywrotowcami są nawet wiekowe ruiny na pustyni.

System niewolniczy

Gdy na jesieni 2012 r. Xi Jinping został sekretarzem generalnym KPCh, wielu analityków spodziewało się, że będzie wdrażał w Chinach daleko idące reformy. Niektórym marzyła się nawet liberalizacja systemu. Jej przejawem miało być zlikwidowanie w 2013 r. systemu laojiao („reedukacji przez pracę"), czyli sieci obozów pracy, do których kierowano osoby winne drobnych wykroczeń oraz przewin ideologicznych. Reforma okazała się jednak głównie zmianą nazwy. Powstał bowiem system „Edukacji przez pracę". Przez kilka lat chińskie władze nie chwaliły się nowym programem i zaprzeczały, by w Sinciangu znajdowały się jakiekolwiek obozy pracy. Gdy dowody na ich istnienie zaczęły się mnożyć, nie dało się już zaprzeczać, Chińczycy zaczęli twierdzić, że te obozy to placówki, w których Ujgurowie uczą się przydatnych zawodów i oddają sportowej rekreacji. Poza tym znaczną większość z osadzonych już „zwrócono społeczeństwu".

Obrońcy praw człowieka szacują, że w obozach w Sinciangu przetrzymywanych jest ponad milion ludzi. „Nasze odkrycia wskazują, że w wioskach Południowego Sinciangu około 660 tys. mieszkańców mających ujgurskie korzenie etniczne zostało zabranych z domów i zamkniętych w obozach reedukacji, a kolejne 1,3 mln mogło zostać zmuszonych do uczestnictwa w jednodniowych lub wieczorowych sesjach reedukacyjnych w ich wioskach i miastach" – alarmowała w 2018 r. organizacja Chinese Human Rights Defenders. Oficjalny raport chińskich władz mówi, że „kształceniu zawodowemu" w „specjalnych placówkach" w Sinciangu w latach 2014–2019 poddawanych było co roku średnio 1,29 mln ludzi. Australian Strategic Policy Institute zidentyfikował w 2020 r. na podstawie zdjęć satelitarnych 380 obozów i więzień działających na terenie tego regionu i kolejnych 14 w stadium budowy. „Obozy są często położone obok kompleksów przemysłowych, co wskazuje na bezpośrednie połączenie pomiędzy uwięzieniem w Sinciangu a pracą przymusową" – mówi raport tego think tanku. Dochodzenie portalu Buzzfeednews wykazało natomiast istnienie 135 zakładów przemysłowych znajdujących się na terenie obozów. Raport Centre for Global Policy mówi natomiast, że ponad 0,5 miliona Ujgurów pracuje przymusowo przy zbieraniu bawełny.

Z relacji byłych więźniów wynika, że osadzeni są zmuszani do pracy, bici, torturowani i niedożywieni. Z jednego z obozów wyciekło nagranie pokazujące tłum młodych ludzi siedzących na ziemi z rękami skutymi z tyłu i mających czarne opaski na oczach. Są też relacje mówiące o gwałtach na kobietach przebywających w obozach. – Moją pracą było zdejmowanie im ubrań powyżej pasa i skuwanie im rąk, tak by nie mogły się ruszać. Po tym zostawiałam kobietę w pokoju, a wchodził mężczyzna – jakiś Chińczyk z zewnątrz lub policjant. Siedziałam cicho przy drzwiach, a gdy mężczyzna wychodził z pokoju, zabierałam kobietę pod prysznic. Chińczycy płacili, by móc wybierać najładniejsze młode więźniarki – mówiła BBC Guzira Auelkhan, była funkcjonariuszka obozowa pochodzenia kazachskiego. – Mężczyźni zawsze nosili maski, choć jeszcze wtedy nie było pandemii. Czasem przychodzili po północy do cel wybrać kobiety, które chcieli, i zabrać je na dół, do „czarnego pokoju", w którym nie było kamer – opowiadała Tursunay Ziawudun, była więźniarka obozowa.

Biznes za drutami

Niewolnicza siła robocza przyczyniła się do tego, że Sinciang stał się chińskim regionem z bardzo szybkim wzrostem PKB, a fabryki pracujące przy obozach stały się częścią łańcuchów dostaw dla wielkich korporacji. Gdy w zeszłym roku administracja Trumpa wprowadzała sankcje na bawełnę z Sinciangu, a Kongres przyjmował ustawę zakazującą importu produktów wytwarzanych przez więźniów z tego regionu, wielkie korporacje nie były zadowolone. Według doniesień „New York Timesa" złagodzenia ustawy o sankcjach chciały m.in. Apple, Nike i Coca-Cola. Część z firm niezadowolonych z ograniczenia dostępu do tego zagłębia produkcyjnego w oficjalnej polityce wizerunkowej często podkreśla oddanie idei praw człowieka oraz angażuje się w kampanie piętnujące USA za to, że 160 lat temu istniało w Ameryce niewolnictwo. Ta hipokryzja wielkich korporacji czasem bywa dostrzegana. „Najpierw Żydzi, teraz Ujgurowie: Czemu Volkswagen chce być uczestnikiem kolejnego ludobójstwa?" – brytyjscy działacze żydowscy pytali w liście otwartym do władz firmy. Wcześniej niemiecki koncern motoryzacyjny bronił swojej decyzji o utrzymaniu produkcji samochodów w fabryce w Sinciangu, wskazującej jednak, że nie może być w 100 proc. pewny, czy jego dostawcy nie korzystają z pracy więźniów.

Ujgurowie nie są jedyną mniejszością fatalnie traktowaną w Chinach. Różnego rodzaju szykanom i prześladowaniom poddaje się też Tybetańczyków, Kazachów, Mongołów, wyznawców Falun Gong i chrześcijan. Chiny niszczą również autonomię Hongkongu i co jakiś czas grożą inwazją na Tajwan. Są uwikłane w liczne spory terytorialne na Morzu Południowochińskim, a w zeszłym roku prowadziły w Himalajach wojnę z Indiami.

Agresywna polityka Chin stanowi olbrzymie wyzwanie dla świata. Nie dla wszystkich jest to jednak oczywiste. Unia Europejska próbuje Pekin ugłaskać, czego przejawem jest m.in. wielka bilateralna umowa inwestycyjna. USA w ostatnich latach zaostrzyły kurs wobec Państwa Środka, prowadząc przeciwko niemu wojnę ekonomiczną. Ekipy Trumpa nie ma już jednak u władzy i nie wiadomo, do jakiego stopnia jej działania będą kontynuowane przez obecną administrację. Jeśli jednak USA „odpuszczą" Chinom totalitarne prześladowania mniejszości etnicznych i religijnych, to stracą całkowicie wiarygodność, gdy będą używały praw człowieka do uderzania w mniejsze i słabsze państwa. Ewentualne gniewne pomruki Waszyngtonu dotyczące kwestii LGBT w Polsce czy „zagrożenia demokracji" na Węgrzech będą brzmiały groteskowo, jeśli USA będą milczeć w sprawie obozów koncentracyjnych w Sinciangu.

Badania wykazały, że podczas procesu wykorzeniania ekstremizmu umysły ujgurskich kobiet w Sinciangu zostały wyemancypowane, a promocja równości płci i zdrowia reprodukcyjnego sprawiła, że przestały one już być maszynami do robienia dzieci. Są bardziej pewne siebie i niezależne" – taki post zamieściła na Twitterze ambasada ChRL w Waszyngtonie.

Istotnie, polityka chińskiego rządu mocno przyczyniła się do tego, że ujgurskie kobiety rodzą mniej dzieci niż jeszcze kilkanaście lat temu. Liczba porodów w zamieszkałych w większości przez Ujgurów okręgach Kaszgar i Hotan zmniejszyła się w latach 2016–2018 aż o 60 proc., gdy w całych Chinach spadła o około 4 proc. Chiński rząd utrzymuje, że spadek na terenach ujgurskich był związany ze zmianą stylu życia miejscowej ludności oraz „wyciąganiem jej z biedy i ekstremizmu religijnego". Śledztwo dziennikarskie agencji Associated Press wykazało jednak, że zmniejszanie dzietności Ujgurów jest osiągane w dużym stopniu za pomocą działań represyjnych.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi