USA. Kraj rządzony przez starych ludzi

Najwyższe stanowiska w Stanach Zjednoczonych sprawują ludzie, którzy zaczynali kariery polityczne w latach 70. Ostatnie wybory prezydenckie były pojedynkiem 70-latków, a idolem lewicowej młodzieży jest zbliżający się do osiemdziesiątki senator. Czy Stany Zjednoczone zamieniają się więc w gerontokrację?

Publikacja: 09.04.2021 10:00

Amerykańscy liderzy polityczni nie należą do najmłodszych. Prezydent Joe Biden (z lewej) ma 78 lat,

Amerykańscy liderzy polityczni nie należą do najmłodszych. Prezydent Joe Biden (z lewej) ma 78 lat, jego poprzedniczka w walce o prezydencki fotel Hillary Clinton 73 lata (druga z lewej), a rozdająca karty w Partii Demokratycznej spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi w marcu skończyła 81 lat (druga z prawej). Niewiele lepiej jest po drugiej stronie – Donald Trump, który zapowiada start w kolejnych wyborach, niedługo będzie obchodził 75. urodziny, a liderem republikańskiej mniejszości jest 79-letni Mitch McConnell (pierwszy z prawej)

Foto: Reporter

O Leonidzie Breżniewie żartowano, że ma rozrusznik serca napędzany silnikiem Diesla. Stan zdrowia sowieckiego genseka uważnie obserwowały agencje wywiadowcze z całego świata i zastanawiały się, jak jego prawdziwe i domniemane choroby wpływają na zdolności strategiczne ZSRR. Mówiono wówczas, że Związek Sowiecki jest gerontokracją, czyli państwem rządzonym przez starców. Po śmierci Breżniewa w 1982 r. jego następca Jurij Andropow rządził jedynie kilkanaście miesięcy – aż do swojego zgonu. Jego następcą został kolejny starzec, Konstantin Czernienko, który zmarł nieco ponad rok od objęcia przywództwa nad ZSRR. Amerykańscy dyplomaci żartowali sobie z częstotliwości pogrzebów sowieckich przywódców. „You die, we fly" – wy umieracie, my latamy na pogrzeby. Gerontokracja była uznawana za symbol głębokiego kryzysu, w jakim był pogrążony Związek Sowiecki. Atomowe supermocarstwo zaangażowane w beznadziejną wojnę w Afganistanie było postrzegane jako kraj kierowany ku przepaści przez schorowanych starców.

Jak starzy rzeczywiście byli jednak ówcześni przywódcy ZSRR? Czernienko zmarł w wieku 74 lat, Andropow mając 70 lat, a Breżniew w wieku 76 lat. Gdy Breżniew obejmował władzę, miał jednak 57 lat, czyli mniej niż np. Ewa Kopacz, gdy została premierem Polski. Skoro rządy Breżniewa, Andropowa i Czernienki nazywamy gerontokracją, to jak określić obecną sytuację w USA? Prezydent Joe Biden ma 78 lat, a urzędy publiczne na szczeblu federalnym sprawuje nieprzerwanie od 1972 r. Jego wyborczy przeciwnik z 2020 r. – były prezydent Donald Trump – ma 74 lata i chce startować w wyborach prezydenckich w 2024 r. Nancy Pelosi, demokratyczna przewodnicząca Izby Reprezentantów, 26 marca skończyła 81 lat i jest wciąż główną rozgrywającą w swojej partii. Główna postać republikańskiego establishmentu, senator Mitch McConnell, ma 78 lat. Sekretarz skarbu Janet Yellen ma 74 lata. 68-letni szef banku centralnego (FED) Jerome Powell wydaje się w tym gronie wręcz młodzieniaszkiem. Czy USA stały się więc już gerontokracją?

Wujek Joe

Prezydent Biden mrużył oczy, wpatrując się w tekst i nazwiska wyświetlane na prompterze. Wizytował Houston po kryzysie energetycznym w Teksasie. Składał podziękowania kongresmenom i lokalnym politykom. Mylił się jednak przy czytaniu. Zapewne litery nie były wystarczająco wyraźne jak na wzrok 78-latka. – Co ja tu robię? Zaraz stracę wątek – wtrącił w pewnym momencie do swojej przemowy. Jego zagubienie było widać również podczas uroczystości nadania 8 marca dwóm kobietom szarż generalskich. – Chciałbym podziękować sekre..., byłemu generałowi, wciąż nazywam go generałem, mojemu..., kolesiowi, który tym zarządza – mówił prezydent Biden. Najwyraźniej zapomniał nazwiska generała Lloyda Austina, swojego sekretarza obrony, i nazwy departamentu, na którego czele on stoi.

Podczas jednej z serii podpisywania rozporządzeń powiedział: „Nawet nie wiem, co ja teraz podpisuję". Podczas innej miał problem z włożeniem wiecznego pióra do kieszeni marynarki. Podczas niedawnej wizyty prezydenta w sklepie z narzędziami w Waszyngtonie (będącej okazją do pokazania, że troszczy się on o drobnych przedsiębiorców) dziennikarze próbowali zadać mu pytania dotyczące m.in. kryzysu imigracyjnego na granicy z Meksykiem. – Dajcie spokój! Musimy już iść! – odpowiadali im pracownicy Białego Domu. Od rozpoczęcia prezydentury do 25 marca Joe Biden nie brał udziału w żadnej samodzielnej konferencji prasowej. Nie wygłosił też w Kongresie orędzia o stanie państwa, choć każdy prezydent od 1981 r. wygłaszał je w lutym. To wszystko rodzi różne najdziksze spekulacje dotyczące „prawdziwego" stanu zdrowia przywódcy supermocarstwa. Spekulacje te dodatkowo nasiliły się po tym, jak Joe Biden trzykrotnie przewrócił się przed kamerami podczas wchodzenia po schodach do samolotu.

– Porównajcie sobie zdjęcia dawnego Joe Bidena z jego błękitnymi, irlandzkimi, połyskującymi oczami i zdjęcia z wczorajszego przemówienia. Człowieku, to jest straszne! Co jest z jego oczami? Czy to jakieś leki? – spekulował w swoim programie radiowym Steve Bannon, były doradca Donalda Trumpa. Zwrócił on uwagę na „martwe, głęboko ciemne oczy" Joe Bidena widoczne podczas prezydenckiej przemowy poświęconej walce z pandemią.

Takie same „martwe" oczy widać u prezydenta w krążącym po internecie fragmencie wywiadu telewizyjnego z nim. Joe Biden siedzi tam milczący przez dłuższą chwilę i zagryza oraz oblizuje swoje wargi. Jego żona Jill patrzy na niego z niepokojem. Oczywiście, tego typu filmowe „ścinki" mogą być wyrwane z kontekstu, a Biden wykazał się przecież energią w kampanii wyborczej i podczas swojej inauguracji. Są jednak bardzo poważne podstawy, by obawiać się o jego stan zdrowia.

– Kiedy lekarz odkrywa, że jego pacjent miał tętniaka mózgu? Przy stole sekcyjnym – zażartował sobie wiele lat temu Joe Biden. Odnosił się w ten sposób do sytuacji, w której omal nie stracił życia. W 1988 r. miał tętniaka mózgu. Wspomniał, że leżał wówczas skulony z bólu i płakał. Uratowała go interwencja znakomitych chirurgów. Tętniak był w tym obszarze mózgu, który odpowiada za mowę. Niektórzy wiążą chorobę z przeszłości z tym, że Joe Biden przez ostatnich 30 lat znany był jako polityk, który często zaliczał zabawne i dziwaczne przejęzyczenia. Np. gdy stwierdził, że covid zabił „120 mln Amerykanów", lub mówił grupie wyborców z mniejszości, że „biedne dzieci mogą być tak samo mądre jak białe dzieci". – Jestem mężem Joe Bidena – w ten sposób przedstawił się w klipie nakręconym na konwencję demokratów z 2020 r. Podczas wystąpienia w trakcie prawyborów w marcu 2020 r. przedstawił swoją żonę Jill jako swoją siostrę Valerie, a podczas jednego z wieców pocałował w usta swoją 19-letnią wnuczkę. W trakcie kampanii mówił też, że w wyborach „pokonamy George'a", być może mając na myśli zmarłego w 2018 r. prezydenta George'a H.W. Busha, przeciwko któremu próbował startować w wyborach 1988 r.

Zgryźliwi tetrycy

Pół biedy, gdyby to wszystko ograniczało się do drobnych dziwactw i przejęzyczeń starszego człowieka. Sprawa dotyczy jednak prezydenta supermocarstwa, którego słowa są dokładnie analizowane przez decydentów z Moskwy, Pekinu czy Teheranu. Bycie prezydentem to niezwykle wymagająca i stresująca praca, która była ciężka nawet dla o wiele młodszych polityków. A wszelkie sygnały mówiące o słabej kondycji Bidena są wykorzystywane przez republikanów.

– Donald Trump był bardziej skupiony o pierwszej w nocy, niż Joe Biden jest skupiony o pierwszej po południu – wyzłośliwiał się Mark Meadows, szef sztabu Białego Domu za rządów Trumpa. Istotnie, byłemu prezydentowi nie da się zarzucić braku aktywności. Często jego problemem była wręcz nadaktywność – nagłe twitterowe tyrady w środku nocy i decyzje polityczne podejmowane pod wpływem impulsów.

O stanie zdrowia Trumpa też wiele spekulowano. Gdy admirał Ronny Jackson, ówczesny naczelny lekarz Białego Domu (mianowany przez Baracka Obamę), twierdził, że wyniki testów zdrowotnych Trumpa są zadziwiająco dobre, a prezydent ma właściwie jedynie kłopot z nadwagą, to nie za bardzo mu wierzono. Chyba jednak stan zdrowia Trumpa nie był aż taki zły, skoro wkrótce po przejściu Covid-19 tańczył na wiecu wyborczym w rytm „Y.M.C.A.". Czy jednak Trump zachowa swoją sprawność do 2024 roku? Czas, a także zamiłowanie do fast foodów na pewno nie grają na jego korzyść.

Od lat pojawiają się także spekulacje na temat stanu zdrowia Nancy Pelosi. Wielokrotnie zdarzało się jej bowiem na wizji „zamrożenie umysłu", czyli momenty, w których nagle traciła wątek lub zapominała nazwisk. Można jednak też uznać, że zachowuje ona wciąż wystarczającą sprawność umysłu, by grać pierwsze skrzypce w swojej partii. 81-letnia Pelosi nie jest też najstarszą amerykańską parlamentarzystką. W Izbie Reprezentantów zasiada pięciu kongresmenów i trzy kongresmenki starsze od niej, a w izbie wyższej trzech senatorów i jedna senatorka. Najstarszy w tej grupie jest republikański kongresmen z Alaski Don Young urodzony 9 czerwca 1933 r. 13 dni od niego młodsza jest Diane Feinstein, demokratyczna senator z Kalifornii. W jej przypadku również pojawiają się plotki mówiące o demencji. Dała im poważny impuls podczas niedawnych przesłuchań szefów koncernów technologicznych w Senacie. Zadała Jackowi Dorseyowi, prezesowi Twittera, pytanie o tweety prezydenta Trumpa. Po tym, gdy Dorsey jej odpowiedział, spytała o to ponownie. Powtórzyła pytanie słowo w słowo, z uwagą oczekując odpowiedzi.

Oczywiście zdarzało się już wielokrotnie w historii, że w Kongresie i Senacie byli politycy w mocno zaawansowanym wieku. Przykładem na to jest Strom Thurmond. Zasiadał on w Senacie w latach 1954–2003, a wcześniej był m.in. gubernatorem Karoliny Południowej (1947–1951) i kandydatem na prezydenta w 1948 r. Karierę polityczną zakończył w wieku 100 lat, na kilka miesięcy przed śmiercią. W jej trakcie przeszedł z Partii Demokratycznej do Partii Republikańskiej, pozostając konserwatystą. Jest zwykle dobrze oceniany jako senator, choć pod koniec życia wydawał się już być „reliktem starych dobrych czasów". – Jesteście dwiema kupami – powiedział do prezydenta Billa Clintona i jego małżonki Hillary. – Słucham? – odparł Clinton.

Bezcenne doświadczenie

Gdy Joe Biden w 1972 r. po raz pierwszy wygrał wybory do Senatu, prezydentem USA był Richard Nixon, na Kremlu rządził Breżniew, w Pekinie Mao, a w Polsce Gierek. Zamek Królewski w Warszawie jeszcze nie był odbudowany, nie było Dworca Centralnego ani Trasy Łazienkowskiej. Trwała wojna wietnamska, Chiny były pogrążone w nędzy, a Oscara dostał „Ojciec chrzestny". Donald Trump wówczas dopiero od roku kierował rodzinną spółką deweloperską, a Melania miała dopiero dwa lata i żyła w Jugosławii rządzonej przez marszałka Tito. Barack Obama miał wówczas lat jedenaście, a Kamala Harris osiem. Joe Biden od tego momentu jest nieprzerwanie w polityce na szczeblu krajowym. Jego doświadczenie musi być więc ogromne. W każdym razie wystarczyło, by pokonać resztę kandydatów w demokratycznych prawyborach z 2020 r. i zostać prezydentem.

Nancy Pelosi zaczynała karierę polityczną w pierwszej połowie lat 60., będąc stażystką jednego z kongresmenów. Dużo wcześniej jednak pomagała swojemu ojcu, burmistrzowi Baltimore, w kampaniach wyborczych. Na jednej z fotek widać ją razem z prezydentem Johnem F. Kennedym. JFK przygląda się młodej, uśmiechniętej dziewczynie ubranej w suknię wieczorową. Nancy Pelosi z pewnością mogłaby godzinami opowiadać o tym, co widziała w polityce przez blisko 60 lat. Steve Bannon, widząc ją na jednym z pierwszych spotkań po wyborze Trumpa na prezydenta, odniósł wrażenie, że ma ona tyle doświadczenia politycznego, że mogłaby „zjeść żywcem" całą administrację. Wyglądało na to, że cieszy się ona z tego, że będzie miała niedoświadczonego politycznie przeciwnika.

Na amerykańską gerontokrację można narzekać, ale faktem jest, że ci wszyscy seniorzy mają spory mandat społeczny. Biden, Pelosi czy Feinstein są od kilku dekad wybierani na różne urzędy. Trump prowadzi w sondażach wśród republikanów jako potencjalny kandydat w wyborach w 2024 r. Już w 2016 r. zdołał on wywołać entuzjazm wśród młodych prawicowców toczących w internecie wojnę kulturową z lewicą. Okazał się dla nich wówczas atrakcyjniejszym kandydatem niż o wiele młodsi politycy, tacy jak np. senator Marco Rubio. Wygląda również, że lewicowej młodzieży niezbyt przeszkadza gerontokracja. W demokratycznych prawyborach z roku 2016 i 2020 masowo oddawała ona głosy na senatora Berniego Sandersa mającego obecnie 79 lat. Wielu z tych wyborców liczy na to, że Bernie będzie ponownie startował w 2024 r. Jak na razie stał się królem memów – po tym jak na zaprzysiężeniu prezydenckim Bidena sfotografowano go, jak siedział naburmuszony w szarej kurtce i z charakterystycznymi wełnianymi rękawicami na dłoniach.

Machina władzy

To, że wielu spośród wysokiej rangi amerykańskich polityków jest w zaawansowanym wieku, rodzi oczywiście różnego rodzaju domysły na temat tego, kto tak naprawdę sprawuje władzę nad supermocarstwem. Ile bowiem miał rzeczywistej władzy Donald Trump w ostatnich dniach swoich rządów, gdy odcięto go nawet od Twittera? Ile rzeczywistej władzy ma Joe Biden, skoro czasem sprawia wrażenie zagubionego? Czy politycy „ze świecznika" są tylko kimś w rodzaju „aktorów", a za kulisami rządzą różne grupy interesów? – Biden chciał się wspiąć na szczyt, ale mu nie szło. Dostał propozycję pomocy w realizacji ambicji za cenę firmowania działań innych. Być może jak patrzy w lustro, to ma kaca, ale mu przechodzi, kiedy rankiem wchodzi do Gabinetu Owalnego i przyjmuje gości w Ogrodzie Różanym – ocenia doktor Rafał Brzeski, specjalista od służb specjalnych.

Całkiem na poważnie pojawiają się też pomysły, by ograniczyć władzę prezydenta Bidena. Grupa demokratów opowiedziała się za tym, by głowa państwa miała mniejszą swobodę decyzji w kwestii użycia broni nuklearnej. „Poprzedni prezydenci grozili innym krajom atakiem za pomocą broni nuklearnej lub wykazywali zachowania, które sprawiały, że inni oficjele wykazywali wątpliwości w kwestii ich zdolności osądu sytuacji" – mówi list otwarty podpisany przez grupę demokratycznych kongresmenów.

W amerykańskiej konstytucji znajduje się zaś furtka pozwalająca na usunięcie prezydenta z urzędu, jeśli nie jest on w stanie go sprawować, np. ze względów zdrowotnych. „Ilekroć wiceprezydent i większość kierowników resortów lub innego ciała określonego przez Kongres w drodze ustawy złoży prezydentowi ad interim Senatu i przewodniczącemu Izby Reprezentantów pisemne oświadczenie, że prezydent nie może sprawować władzy i zadań swojego urzędu, wiceprezydent niezwłocznie przejmuje władzę i zadania tego urzędu jako pełniący obowiązki prezydenta. Jeżeli następnie prezydent złoży prezydentowi ad interim Senatu i przewodniczącemu Izby Reprezentantów pisemne oświadczenie, że jego niemożność już nie zachodzi, wówczas przejmuje znów władzę i zadania swojego urzędu, chyba że wiceprezydent i większość kierowników resortów lub innego ciała, określonego przez Kongres w drodze ustawy, złoży do dni czterech prezydentowi ad interim Senatu i przewodniczącemu Izby Reprezentantów swoje pisemne oświadczenia, że prezydent nie może sprawować władzy i zadań swojego urzędu" – mówi fragment 25. poprawki.

– Wielu Amerykanów zwraca uwagę, że radykalne skrzydło demokratów prze ku uruchomieniu 25. poprawki do Konstytucji, czyli do usunięcia prezydenta z powodu niezdolności do sprawowania władzy i przekazania jej wiceprezydentowi – Kamali Harris, a ta jest „nasza" – wskazuje Brzeski.

Ludzie, którzy obawiają się wzrostu wpływów radykalnej frakcji Partii Demokratycznej, powinni więc modlić się o to, by Joe Biden cieszył się dobrym zdrowiem do końca swojej pierwszej kadencji i by w 2024 r. ponownie startował w wyborach prezydenckich. Długowieczny przywódca nie musi być przecież złym przywódcą, a z czasem jego rządy są wspominane jako „stare dobre czasy". Tak też było w przypadku Breżniewa, którego władza uważana jest obecnie niemal w całym byłym ZSRR za okres relatywnego dobrobytu i spokoju mocno kontrastujący z nędzą rządów Gorbaczowa i chaosem lat 90. 

O Leonidzie Breżniewie żartowano, że ma rozrusznik serca napędzany silnikiem Diesla. Stan zdrowia sowieckiego genseka uważnie obserwowały agencje wywiadowcze z całego świata i zastanawiały się, jak jego prawdziwe i domniemane choroby wpływają na zdolności strategiczne ZSRR. Mówiono wówczas, że Związek Sowiecki jest gerontokracją, czyli państwem rządzonym przez starców. Po śmierci Breżniewa w 1982 r. jego następca Jurij Andropow rządził jedynie kilkanaście miesięcy – aż do swojego zgonu. Jego następcą został kolejny starzec, Konstantin Czernienko, który zmarł nieco ponad rok od objęcia przywództwa nad ZSRR. Amerykańscy dyplomaci żartowali sobie z częstotliwości pogrzebów sowieckich przywódców. „You die, we fly" – wy umieracie, my latamy na pogrzeby. Gerontokracja była uznawana za symbol głębokiego kryzysu, w jakim był pogrążony Związek Sowiecki. Atomowe supermocarstwo zaangażowane w beznadziejną wojnę w Afganistanie było postrzegane jako kraj kierowany ku przepaści przez schorowanych starców.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi