Pensje jednak rosną szybciej niż ceny.
Ale inflacja wymyka się NBP spod kontroli.
A dla emerytów trzynastka.
Tylko niech pan weźmie pod uwagę, że emerytury nie są wysokie, a po obniżeniu wieku emerytalnego będą jeszcze niższe. Minimalna płaca, przy braku odpowiedniego finansowania służby zdrowia, doprowadza do sytuacji, że kasjerki w supermarkecie mają takie same pensje jak początkujący lekarz lub wyższe.
Nie ma pani wrażenia, że Platforma zbyt szybko użyła wielkich słów do mówienia o tym, co dzieje się w państwie? Dziś ludzie ziewają, jak słyszą o tym, że kończy się demokracja.
Raczej za późno o tym mówiliśmy. Część nierządowych mediów do tej pory symetryzuje i bagatelizuje to już dziś widoczne wyraźnie zagrożenie. Uważam, że nie ma ludzi idealnych, mają oni jednak różne potrzeby, cele i wartości. Ci, którzy głosują na Platformę, mają duże poczucie indywidualnej wolności i potrzebę decydowania o sobie samych.
To ja zachęcony przez panią będę symetryzował: wyborcy PiS mają silne potrzeby patriotyczne i chcą silnego państwa.
PiS-owskie silne państwo jest dokładnym przeciwieństwem definicji prawdziwego silnego państwa. Państwo to przecież struktury, a PiS dzieli wspólnotę narodową, która z trudem się zjednoczyła w swej różnorodności w ciągu ostatnich 30 lat. Tak się nie godzi działać.
PiS zawsze chciał wzmacniać struktury państwa...
Owszem, chce, żeby te struktury były silniejsze, ale tylko jako miejsce zatrudnienia dla swoich. Kolesiostwo, często przecież opisywane przez media, jest poza skalą demokratycznego państwa. Bliżej nam do republik poradzieckich władanych przez watażków niż do krajów europejskich, które przecież były dotychczas wzorem dla Polski zarówno w zakresie bogacenia się społeczeństwa, jak i organizacji przyjaznego i sprawnego aparatu państwowego.
Struktury powinny być budowane z dołu do góry, a nie z góry na dół. Społeczeństwo przed państwem. Państwo powinno być silne siłą i bogactwem swoich obywateli. Wszystkie ustroje totalitarne stawiały silne państwo ponad prawami jednostek. A z tym patriotyzmem to jest odwieczna dyskusja, która toczy się w Polsce. Kto był bardziej patriotyczny: romantycy czy pozytywiści?
Tylko jeszcze trzeba umieć opowiadać o swojej wizji patriotyzmu.
Wersja pozytywistyczna wzbudza mniej emocji, jest jak „ciepła woda w kranie". A w polityce coraz bardziej widać, że liczą się emocje.
Na pani biurku leży książka Donalda Tuska „Szczerze". Czytała już pani?
Tak. Zwłaszcza to, co jest o mnie. (śmiech)
Tusk pisze o pani tak: „Mówiła mi zawszę prawdę prosto w oczy, czasami przykrą, okazała się osobą na wskroś uczciwą. Liberalne media jej nie znoszą, nigdy jej nie doceniały, może dlatego, że jest bardzo religijna".
Ocenił mnie chyba najlepiej ze wszystkich.
A ja zawsze myślałem, że się nie lubiliście.
To nieprawda, choć od czasu do czasu się ścieraliśmy, o czym zresztą napisał.
Nie ma pani wrażenia, że prezydentura Warszawy przytłoczyła Rafała Trzaskowskiego?
Wyznaję zasadę: umarł król, niech żyje król. Jedno, o co go ostatnio zapytałam, to czy spuścili maski tlenowe w samolocie, który miał awarię, a on nim leciał. Żadnych rad nie daję, bo nie chcę się nikomu wtrącać.
A on sam nie prosi o te rady?
Ma własną ekipę, która mu doradza. Zostawił sobie jako wiceprezydentów Michała Olszewskiego i Renatę Kaznowską, więc trochę korzysta z naszych doświadczeń.
Myśli pani, że Trzaskowski czuje sprawy lokalne?
Coraz bardziej. Chodzi po wszystkich dzielnicach i spotyka się z mieszkańcami. Ale ważne jest jego doświadczenie międzynarodowe, zwłaszcza kontakty z Unią Europejską, tak działają też prezydenci innych stolic.
Pani często bywa w sądzie?
Raczej nie, ale jak trzeba, to bywam.
Jak umawialiśmy się na wywiad, to był przez to problem z pani terminami.
Codziennie mam rehabilitację po wypadku. A wtedy akurat byłam wezwana na świadka do sądu pracy w sprawie osób, które dyscyplinarnie zwolniłam za reprywatyzację. Toczą się również sprawy z czasów, gdy byłam prezesem NBP.
Przecież pani przestała być prezesem NBP 19 lat temu.
Tak, ale niektóre sprawy jeszcze trwają.
Pani stawi się przed komisją weryfikacyjną?
Ta komisja nie jest po to, aby cokolwiek weryfikować, tylko po to, aby PiS mógł pisane pod siebie prawo wykorzystywać do gnębienia przeciwników. Większość – o ile nie wszystkie – rozstrzygnięć upada przed sądem. A obiecanej przez Patryka Jakiego ustawy reprywatyzacyjnej, która zakończyłaby żywot dekretu Bieruta, jak nie było, tak nie ma.
Jan Śpiewak mówi, że powinna mieć pani za tę sprawę zarzuty.
Pan Śpiewak słynie z tego, że mówi dużo i głośno. I nie zawsze rzeczy prawdziwe. Na razie to właśnie doprowadziło do jego skazania. A teraz prosi PiS o prawo łaski. Potwierdza się moja teza, że był i jest cynglem PiS.
Korzysta z momentu, gdy PiS wygodnie jest mówić o sądach. Ale są też potrzeby społeczne.
Wydaje mi się, że zdaje sobie sprawę, iż wchodzi w rolę narzędzia PiS przeciw władzy sądowniczej. Robi to świadomie, byle uniknąć konsekwencji swojego działania.
Chciałem zapytać panią jako byłą prezes Narodowego Banku Polskiego...
...od razu panu powiem, że stopy powinny być podniesione. Jeśli oni wykraczają poza cel inflacyjny i się tym nie przejmują, nie reagują, to znaczy, że jest to działanie o charakterze politycznym. Konsekwencją tego będzie inflacja.
Podniesienie stóp zahamowałoby konsumpcję.
Zgodnie ze sztuką, jak się nie podnosi długo, to potem trzeba drastycznie. Jak ktoś ma katar i nie bierze aspiryny, nie zostaje w domu, to potem musi brać antybiotyk.
Tylko ile lat można zaciskać pasa? PiS wychodzi naprzeciw oczekiwaniom społecznym.
Populizm i rozdawnictwo nigdy długo się nie utrzymają, finalnie przecież trzeba będzie za to zapłacić, a budżet nie jest niczym innym jak pieniędzmi, które wszyscy wrzucamy do jednego worka.
Chciałem panią zapytać o aktualną pracę w Brukseli. Jest pani specjalistką od inteligentnych miast w jednej z pięciu misji powołanych przez komisarza Unii. Tabloidy pisały, że ma pani 450 euro diety dziennie.
Takie są zasady wynagradzania w instytucjach europejskich. Poza dietą nie mam dodatkowego wynagrodzenia za bycie przewodniczącą. Pracuję również w domu i muszę się z tego dokładnie rozliczyć. Ale chyba ważniejsze jest, co robi nasza misja. Jestem szefem misji do spraw neutralności klimatycznej i inteligentnych miast.
Przede wszystkim mamy działać tak, by miasta podjęły się zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych. Mamy takie hasło: 100 klimatycznie neutralnych miast do 2030 roku dla mieszkańców i dzięki mieszkańcom. Mamy rekomendować te miasta, które się zgłoszą, by podpisać kontrakt klimatyczny z Komisją Europejską. Jesteśmy ciałem doradczym, a w ramach programu Horizon będzie do wydania ok. 100 mld euro.
Warszawa się zgłosi?
Sądzę, że tak. W tym konkursie nie musi koniecznie stawać miasto. Zaproponowaliśmy, by mogła też być dzielnica.
I pani, i ja mieszkamy w Wawrze. Niech się Wawer zgłosi, bo to najbardziej zielona dzielnica Warszawy, w której jest straszny smog. Są dni, gdy nie da się oddychać.
To jest nasz problem. Dopiero od kilku lat organizujemy akcję zachęcającą, by ludzie nie palili plastikami. Sama się zapisałam na fotowoltaikę.
– rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl
Hanna Gronkiewicz-Waltz jest prawniczką, byłą prezes Narodowego Banku Polskiego (1992–2001), wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (2001–2004) i prezydent Warszawy (2006–2018)