Plus Minus: Czuje się pan już Kubicą motocykli – człowiekiem, który przeciera szlaki innym chłopakom z Polski?
Może do Kubicy bym się nie porównywał, ale po moich startach wiele osób zaczęło się interesować wyścigami motocyklowymi. Sam wcześniej nie oglądałem MotoGP. Byłem pierwszym kierowcą z Polski w mistrzostwach Europy w klasie Moto2 i najmłodszym, jaki zadebiutował w mistrzostwach świata. Kilku Polaków już jeździ w te same weekendy co ja, ale w innych kategoriach, na przykład chłopaki z Wójcik Racing Team. Choć Moto2 jest mniej zaawansowana technicznie niż MotoGP, to poziom jest bardzo wysoki, a stawka wyrównana.
Karierę zaczął pan dość późno...
Ścigam się od drugiej połowy 2015 roku, czyli od 14. roku życia. Taki Jorge Navarro jeździł już w wieku dziewięciu lat, a i tak wiele osób uważało, że to zdecydowanie za późno. Moje pierwsze spotkanie z motocyklami było związane z przygotowaniem się do egzaminu na kategorię AM, czyli odpowiednik karty motorowerowej. Mój starszy o dwa lata brat chciał mieć skuter, zbierał oszczędności, próbował przekonać do tego rodziców i jakimś cudem po kilku miesiącach mu się to udało. Tata podbierał mu skuter, bo nie chciał tkwić w korkach w drodze do pracy. Skończyło się na tym, że kupił sobie motocykl. Oczywiście mama o niczym nie wiedziała, przez dwa czy trzy miesiące trzymał go w biurze. Sam zacząłem doszkalające lekcje, żeby jak najwcześniej zdobyć prawo jazdy. Razem z tatą pojechaliśmy kilka razy na tor kartingowy, a potem do hiszpańskiej szkółki, w której trenuję do dziś. Zakochaliśmy się w tym miejscu, w ich podejściu do profesjonalnego ścigania i w samej Walencji.
I w cztery lata pokonał pan drogę do mistrzostw świata...