Po co Tuskowi ten powrót

Pomysł z byłym premierem jako twarzą politycznego zwrotu w Polsce nie budzi w środowiskach opozycyjnych powszechnego entuzjazmu. Trudno się temu dziwić.

Aktualizacja: 26.06.2021 18:45 Publikacja: 25.06.2021 00:01

Po co Tuskowi ten powrót

Foto: REPORTER/east news, Wojciech Stróżyk

Powrót Donalda Tuska do polskiej polityki jawi się jako cokolwiek tajemniczy. Skądinąd wszyscy pamiętamy poprzednie. Wiosną 2019 r. były premier, a urzędujący wtedy szef Rady Europejskiej, podczas triumfalnej w zamyśle wizyty w Warszawie dał się przyćmić antyklerykalnemu publicyście Leszkowi Jażdżewskiemu. W czerwcu tamtego roku zdawał się nawet inicjować ruch społeczny, który rozpłynął się jednak we mgle po jednym zlocie opozycyjnych samorządowców i weteranów pierwszej Solidarności w Gdańsku. Sam Tusk zadziwił mnie wówczas natarczywymi powrotami do retoryki bez mała martyrologicznej. Nie ocaliła ona opozycji przed kolejnymi porażkami wyborczymi.



Między Grzegorzem a Borysem

Pod koniec 2019 r. trzymał przez kilka tygodni swoją dawną partię, Platformę Obywatelską, w niepewności, czy zechce startować na prezydenta. Ostatecznie powiedział „nie". Ludzie z jego dawnego otoczenia tłumaczyli wtedy, że wizja krążenia po Polsce od rana do wieczora po to, aby ścigać się z Andrzejem Dudą, zaglądania w oczy rzeszom Polaków z prowincji to coś nie do przyjęcia dla kogoś, kto zaznał światowego życia. Okazało się, że dobrze znali byłego szefa.

Co stało się teraz? Choć startów, lub może raczej falstartów, było kilka, były premier ani razu nie zabrnął tak daleko, jak teraz, w otwartym przyznawaniu, że chce zrobić coś dla dawnej partii. Wciąż tylko sonduje? Przecieki wypuszczane poprzez media robią wrażenie autoryzowanych przez samego zainteresowanego. Oczywiście, wycofać się wciąż niby może, bo niczego wiążącego nie powiedział. Jednak chyba niełatwo byłoby mu potem ponownie rozważać powrót bez sprawiania wrażenia, że staje się śmieszny.

Wiele wskazuje na to, że doraźnie jest to po prostu skutek gry różnych polityków PO. Paradoksalnie spotykają się tu kalkulacje zaciekłych wrogów w partyjnych bojach. Grzegorz Schetyna, który właśnie przejął w Platformie region dolnośląski, więc wrócił do zarządu partii, oręduje za Tuskiem od dawna. Choć ten niegdyś go upokarzał i odsunął na wiele lat od kierowniczych stanowisk, „Żelazny Grzegorz" kwestionujący przywództwo Borysa Budki wierzy, zdaje się, że możliwe jest wkroczenie dwa razy do tej samej rzeki. To znaczy odrodzenie tandemu, w którym Tusk byłby od błyszczenia, a Schetyna od organizacji i dyscyplinowania.

Ważniejsze wydają się plany obecnego szefa Platformy, czyli właśnie Budki. Wydaje się, że coraz mocniej zagrożony upokarzającą utratą kierownictwa, upatruje w Tusku szansy na honorowe rozwiązanie. Jako ktoś, kto utorowałby drogę dawnemu liderowi, oferując kolegom powrót do czasów symbolicznej i realnej świetności, dostałby szansę na wycofanie się na honorowych warunkach. Zwłaszcza że przenikające do opinii publicznej szczegóły planu zakładają zagwarantowanie Budce pozycji „numeru drugiego", na przykład szefa klubu parlamentarnego.

To jednak wciąż nie jest odpowiedź na pytanie, po co to wszystko samemu Tuskowi. Przecież nie po to, aby zrobić przyjemność Schetynie, czy ratować Budkę. Przed udzieleniem odpowiedzi warto przypomnieć rozliczne kłopoty, jakie mogłyby wyniknąć z tego powrotu: i dla Tuska, i dla opozycji.

Trzaskowski: patrzeć do przodu

Sondaż ośrodka SW Research wskazuje na prawie 45 proc. przeciwników tego powrotu i niespełna 29 proc. zwolenników. Reszta ankietowanych ma nie mieć zdania. Oczywiście, takie badanie to żadna wyrocznia. Ci, co basują powrotowi Tuska, natychmiast znaleźli inne wyniki. Nieznacznie więcej Polaków ma uważać, że sprawiłoby to rządowi kłopot, a nieznacznie mniej, że byłoby korzystne dla PiS.

Jeśli jednak z pomiarów SW Research cokolwiek wynika, warto się nad tym czymś zastanowić. Te 45 proc. to zapewne kombinacja prawicowych wrogów Tuska oraz tych sympatyków opozycji, którzy uważają, że nastały nowe czasy i nie warto oglądać się w przeszłość. Uderzająca jest wśród przeciwników powrotu nieznaczna, ale jednak większość ludzi młodych (między 23. a 34. rokiem życia).

Zarazem fakt, że więcej przeciwników znajdujemy wśród ludzi z mniejszych miejscowości i z niższym wykształceniem, może wskazywać na społeczny kontekst stosunku do byłego premiera. Kiedyś uwodził różne grupy społeczne i środowiska. Dziś może być odbierany w wielu zakątkach Polski jako zbyt establishmentowy.

Co ciekawe, jakby naprzeciw tym wątpliwościom wyszedł także prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, wciąż niewykreowany na lidera opozycji, ale też nierezygnujący z aspirowania do takiej roli. Piotr Witwicki spytał go w rozmowie dla Interii o ewentualny powrót Tuska jeszcze przed najważniejszymi przeciekami. Oto odpowiedź: „Dziś trzeba patrzeć do przodu, ale to jest pytanie do Polek i Polaków. Nikogo nie można wykluczać, choć mi się wydaje, że dziś Polki i Polacy czekają na kogoś, kto niesie ze sobą zmianę. (...) Skądś się bierze stosunkowo wysoki poziom zaufania do mnie i do Szymona Hołowni. Obywatele wierzą, że mogę doprowadzić do prawdziwej zmiany".

Podczas swojej kampanii na prezydenta Trzaskowski wysyłał Tuska na polityczną emeryturę w Polsce. Robił to przyjaźnie, niejako w symetrii do konieczności odsunięcia Jarosława Kaczyńskiego, niemniej tej pokoleniowej logice pozostał, jak widać, wierny.

Recepta na zamęt

Nie jest to tylko kwestia poglądu, ale realnych planów obejmujących tak strategię, jak i taktykę. W Platformie silny był dopiero co mit całkiem innego przełomu. Oto w sierpniu Trzaskowski miał wrócić do idei ruchu politycznego wchłaniającego partię i dokonującego nowego otwarcia. Jak to pogodzić z powrotem Tuska jako zwykłego szefa PO? Kto ma się podporządkować komu? Kto ma być symbolicznym liderem zmiany? I jakiej zmiany?

Nic też dziwnego, że reakcje polityków PO na retransferowanie Tuska z polityki europejskiej do krajowej są więcej niż powściągliwe. Pojawiło się parę entuzjastycznych wpisów, ale przeważnie polityków drugiego planu. Takich jak były europoseł Krzysztof Lisek, który obwieścił na Twitterze, że przecież były szef Rady Europejskiej to jedyny polski polityk, od którego każdy światowy przywódca odbierze bez wahania telefon. Chętnych do wydawania okrzyków poparcia jest niewielu. Może najgłośniej raduje się stary consigliere i przyjaciel domu Roman Giertych, ale wciąż trudno go opisywać jako polityka Platformy.

Co więcej, pojawiły się kuluarowe narzekania. I na zaskakujący terminarz tego planu, i na samego Tuska. Malkontenci nie są przekonani wizją kolejnego blitzkriegu PR-owskiego. Według jednej z wersji intronizacja Tuska, na razie na tymczasowego lidera, miałaby wyprzedzić i przyćmić kongres PiS zaplanowany na 3 lipca.

Za to Tusk jest krytykowany, choćby jako ten, który z bezpiecznej odległości wepchnął Budkę na minę jałowej i niezbyt czytelnej dla elektoratu proeuropejskiego i liberalnego wojny przeciw europejskiemu Funduszowi Odbudowy. Głównym profitentem tej linii PO okazał się po raz kolejny Szymon Hołownia. Trzaskowski próbował nieco łagodzić złe wrażenie z powodu tej awantury. Daremnie.

I tu dochodzimy do kolejnego ważnego pytania. Ile Tusk dziś wie o Polsce, ile rozumie z tego, co się w niej działo? Stara się wpływać na jej politykę systematycznie produkowanymi tweetami. Pochodzą one generalnie z epoki, w której walczy się już wyłącznie przeciw komuś, a nie o coś. W tym sensie nie odbiegają od tego, co robi wielu polityków w samej Polsce.

Uderzające jednak, że ani jeden nie zawierał oferty podjęcia jakiegoś ważnego społecznie tematu czy innowacji. I znów, zapewne Tusk nie różni się tym zasadniczo od swoich kolegów w Polsce. Także Trzaskowski, mimo że wciąż wychwala własną świeżość, nie sypie pomysłami, ograniczając się do reakcji na pisowskie „szaleństwa". Jest zresztą podobny do Tuska i w innych kwestiach. Czy on także nie okazał się zabawnym „Hamletem", przymierzając się do jakiejś nowej politycznej inicjatywy i z tych planów wycofując?

Relikt dawnych czasów

No tak, tylko że Tusk ma być tym lepszym, skuteczniejszym, sprawniejszym. Co przyniesie nowego? Drapieżność kolejnego zwischenrufu? A może też drapieżność rysów swojej starzejącej się twarzy? Jeśli tak, to może już lepsze jest młodzieńcze oblicze Trzaskowskiego? Albo chłopaczkowatość celebryckiego Hołowni? Powrót weterana dawnych bojów może kogoś zmobilizować, ale chyba przede wszystkim tych, którzy są już aż nadto zmobilizowani. Innych Polaków może z kolei zniechęcić czy przestraszyć.

Nie przeceniam roli pisania programów dla kolejnych kampanii politycznych w obecnej Polsce. Nie twierdzę nawet, że PO w ogóle takiego programu nie ma, co jest ulubionym motywem nawet niektórych antypisowskich komentatorów. Ma go, powrót do wielu praktyk i instytucji z dawnych czasów to także jest program. Trudno jednak uniknąć wrażenia, że Tusk, skądinąd piekielnie inteligentny taktyk, został ukształtowany w całkiem innych czasach. Fenomen jego dwóch wyborczych zwycięstw i rządów przez prawie dwie kadencje polegał na inercji, trwaniu połączonych ze zręcznymi grami wizerunkowymi. Jako lider obozu rządzącego podjął niewiele fundamentalnych decyzji, niektóre zresztą akurat mu zaszkodziły – jak podniesienie wieku emerytalnego. Może wytchnienie od fundamentalnych reform było Polakom potrzebne, ale Tusk nie wyczuł momentu, kiedy minęła pora na taką pieredyszkę.

Dzisiejsza polityka, choć nadal przetkana sztuczkami PR-owców, jest zgoła inna. Nie wiemy, jakie wnioski wyciągnął z tej zmiany były premier. Wiemy, że cała Platforma z trudem radzi sobie ze sprzecznościami – nie w szczegółowych zapisach programu, ale w kreśleniu generalnej wizji. Jak pogodzić częściowe przejęcie socjalno-rozdawniczej agendy pisowskich rządów z obroną wolności gospodarczej? Czym przelicytować PiS, lecz pozostać w sferze społeczno-ekonomicznej kimś jednak obliczalnym i wiarygodnym?

Nie znam pomysłu tego akurat polityka na właściwą odpowiedź, wiem za to, że jest z natury rzeczy wplątany w pytania o jego kadencję. Można sobie drwić, że z „winy Tuska" prawica uczyniła coś karykaturalnego, nadużywanego. Ale przecież nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytania o zawartość i o możliwości budżetu za jego czasów. O ułomności polityki fiskalnej. Łatwiej się w tych kwestiach przynajmniej migać komuś mniej umoczonemu. Z pewnością najtrudniej byłoby samemu głównemu sprawcy, przy całej jego legendarnej zręczności, której nie kwestionuję.

Wojowanie europejskością

Donald Tusk ma na podorędziu oczywiście coś jeszcze poza coraz bardziej gryzącym i pozbawionym dawnej lekkości dowcipem. Nikt z polityków opozycji nie odwołuje się tak chętnie i tak totalnie do „europejskości" jako wszechogarniającego mitu, klucza objaśniającego wszystkie zjawiska, otwierającego wszystkie drzwi. W roku 2008 wrzucił bez konsultacji z nikim temat szybkiego wprowadzenia euro. Dziś gotów jest pewnie do takich sztuczek pięć razy dziennie.

Jeśli zwycięży duch owego naiwnego wpisu byłego europosła Liska – prawem kontrastu, odreagowania pisowskiej epoki – Tusk może się także uznawać za zwycięzcę. Czy jednak nie jest w tej sprawie przynajmniej nadgorliwy? Czy choćby porzucenie przez niego dawnego ostrożnego ideowego centryzmu na rzecz aplikowania Polsce wszystkich nowinek politpoprawności nie niesie pewnego ryzyka?

Czy jego nadgorliwy sojusz z liderką Strajku Kobiet Martą Lempart nie zdradza pogubienia? Prawda, cała PO ewoluuje w tym kierunku. Ale Tusk ewoluował już dawno, bo o Polsce myśli z perspektywy brukselskich i berlińskich gabinetów.

Oczywiście, to wszystko są tylko wrażenia. Możliwe, że zachował sporo dawnej zręczności personalnej. Przecież podczas minionych kampanii wyborczych przypisywano mu gry i z Szymonem Hołownią, i z szefem PSL Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem – może więc to on jest bardziej wymarzonym niż ktokolwiek inny jednoczycielem opozycji. Choć chyba nie całej – w uzgodnieniach z Lewicą mógłby być obciążeniem. No i ten sondaż dotyczący reakcji Polaków na jego powrót daje do myślenia.



Lek czy trucizna

Jak pogodzić ambicje Tuska i Trzaskowskiego, to pierwszy poważny dylemat kierownictwa Platformy. Ale są i inne. Lider Lewicy Włodzimierz Czarzasty, cytując zresztą Aleksandra Kwaśniewskiego, pytał, czy Tusk zamierza kłaść się o drugiej w nocy i wstawać o piątej rano. Bo przecież nie zapraszają go tu na dostojnego patrona, ale na głównego gracza. Jeśli on sam jest już gotów.

Na koniec warto ponowić pytanie, po co mu to. Nie mam pewności, ale powtórzę: same zaklęcia tych, co wierzą w potencjał Tuska, lub tych, co – jak Budka – chcą się nim posłużyć, nie wystarczą, by udzielić odpowiedzi. Bardziej już wyobrażam sobie, że Tusk uległ naciskom wpływowych zachodnich polityków, którzy wierzą w jego charyzmę i na dokładkę sądzą, że w Polsce niewiele się zmieniło. A szukają gwarancji, że ta kadencja PiS będzie ostatnią.

Zwłaszcza że PiS nie ma szczególnie lekko w ostatnim czasie. Chyba przeoczono zapowiedź tegoż Czarzastego, że Lewica nie poprze zapowiadanej przez rząd podwyżki składki zdrowotnej „w tej postaci". To przywraca pytanie, czy rządzący mają większość dla Polskiego Ładu. Zdawałoby się, że większe daniny na system ochrony zdrowia to fundament socjaldemokratycznego odruchu. Najwyraźniej jednak słabnąca w sondażach formacja Czarzastego wraca do myślenia o opozycji jako taktycznej całości. I do szkodzenia PiS-owi jako głównego swojego zadania.

Czy w obliczu takich zaburzeń Tusk to lek czy trucizna? Pewnie ani jedno, ani drugie, pożytków i strat nie da się po aptekarsku zważyć. Wstrzymałbym się jednak z entuzjazmem na miejscu kolejnego weterana, publicysty „Polityki" Adama Szostkiewicza, który zachwycony ogłasza, że i prawica, i lewica, i Hołownia maskują swój strach przed Tuskiem, ale przecież go odczuwają. Hmm, mity mają czasem długi żywot. 

Powrót Donalda Tuska do polskiej polityki jawi się jako cokolwiek tajemniczy. Skądinąd wszyscy pamiętamy poprzednie. Wiosną 2019 r. były premier, a urzędujący wtedy szef Rady Europejskiej, podczas triumfalnej w zamyśle wizyty w Warszawie dał się przyćmić antyklerykalnemu publicyście Leszkowi Jażdżewskiemu. W czerwcu tamtego roku zdawał się nawet inicjować ruch społeczny, który rozpłynął się jednak we mgle po jednym zlocie opozycyjnych samorządowców i weteranów pierwszej Solidarności w Gdańsku. Sam Tusk zadziwił mnie wówczas natarczywymi powrotami do retoryki bez mała martyrologicznej. Nie ocaliła ona opozycji przed kolejnymi porażkami wyborczymi.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi