20 czerwca 1940 r. trafił do obozu transport z Wiśnicza Nowego. Razem z 7 tys. skierowanych do tej pracy Żydów z Oświęcimia więźniowie adaptowali 14 parterowych i sześciopiętrowych pokoszarowych budynków mających odtąd stanowić obóz macierzysty. Największą wagę Niemcy przykładali do grodzenia go drutem kolczastym. W początkach lipca teren był gotowy do zasiedlenia.
„Pewnego dnia sformowani w piątki, sprężystym krokiem pomaszerowaliśmy do łaźni, potem przebrani w pasiaste mundury udaliśmy się szeroką aleją w stronę kompleksu budynków ogrodzonych drutem kolczastym i zatrzymaliśmy się przy olbrzymiej żelaznej bramie, na której widniał duży, zachęcający napis: »Arbeit macht frei«. Przeliczeni przez esesmana, wkroczyliśmy do obozu" – wspominał Kazimierz Albin (nr 118). Dostali też czerwone trójkąty – na znak, że polityczni. Zielone winkle, czyli więźniowie 1–30, to byli kryminalni. Wkrótce obóz powiększył się o parę kilkudziesięcioosobowych transportów ze Śląska.
Niedługo po przeniesieniu więźniowie dostali karę stójki – podwieszono ich za związane wcześniej z tyłu ręce. Poza bólem powodowało to zerwanie ścięgien i zwichnięcie stawów ramion. To była kara za ucieczkę Tadeusza – nomen omen – Wiejowskiego (nr 220). Będą tak wisieć, aż któryś przyzna się do pomagania zbiegowi. Nie zadziałało, więc Niemcy ustawili więźniów w szeregi i przesłuchiwali za pomocą nahajów. Krew tryskała przez spodnie już po drugim uderzeniu. Trzymano ich tak – w dzień piekące słońce, od którego puchły ogolone głowy, w nocy prawie przymrozek, od rana znowu żar. Kto nie wytrzymywał, załatwiał się pod siebie.
W nocy, gdy kapo nie patrzyli, więźniowie z tylnych szeregów zamieniali się z pierwszymi rzędami, które ucierpiały najwięcej razów. Rano wielu zemdlało, polewano ich, a gdy to nie pomagało, odnoszono do bloku. Natychmiast zgłaszali się do tego zajęcia ochotnicy z szeregów. Niektórzy symulowali omdlenie, by choć na chwilę zmienić pozycję. Po kilkunastu godzinach apel się zakończył. Więźniowie poczołgali się do bloków. Na przesłuchaniach zostało tylko 11 więźniów, z którymi przy wodociągach pracował Wiejowski. Jeden z nich, podejrzany o pomoc uciekinierowi, otrzymał karę chłosty. Wymierzający ją esesmani zmieniali się w tym męczącym zadaniu kilkakrotnie.
Po pół roku więźniowie wciąż się łudzili, że to się zaraz skończy. Kapo, „weterani" hitlerowskich obozów, „uspokajali" ich, że najtrudniejsze są pierwsze trzy lata. Polacy nie wierzyli. Niektórzy jednak zaczęli tracić siły, a ci, którzy nie mogli pracować, kierowani byli do izby chorych – bez opieki, ze zmniejszonymi racjami żywnościowymi. Mieli tam umrzeć.
Ciała zmarłych wywożono wózkami dwukołowymi do krematorium, które powstało stosunkowo wcześnie. Było ujęte w planach budowlanych już w końcu kwietnia 1940 r. Mogło spalać ok. 100 zwłok dziennie – to więcej niż wszystkie przedwojenne niemieckie obozy koncentracyjne razem wzięte. A i tak w porównaniu z późniejszymi mocami przerobowymi krematoriów Auschwitz-Birkenau było to niewiele. Zakładano, że więzieni tu wrogowie Rzeszy mają żyć w warunkach, które będą powodowały ich wysoką śmiertelność. Na jesieni, gdy wzrosła liczba zgonów, władze obozowe zamówiły drugi piec krematoryjny. Do wiosny 1941 r. w Auschwitz żyło jeszcze 70 proc. więźniów pierwszego transportu. Przez następne miesiące obóz wciąż był miejscem deportacji wyłącznie Polaków. Zaczęło się to zmieniać wiosną 1941 r. Okoliczna niemiecka fabryka kauczuku syntetycznego i paliw płynnych I.G. Farbenindustrie AG potrzebowała rąk do pracy, a w Auschwitz wciąż ich ubywało. Himmler nakazał więc kierować tam Żydów. I tak rozpoczął się nowy rozdział w historii Auschwitz. Dla Żydów – początek Holokaustu, dla Polaków – wcale nie koniec.
Po zakończeniu wojny, jeszcze przed ewakuacją obozów, więźniów z pierwszego transportu wywieziono do obozów w III Rzeszy, w których wielu zginęło. Ci, którym udało się przeżyć, zostali zarejestrowani przez alianckie władze okupacyjne w Niemczech. Jedni starali się wrócić do Polski, wielu odmawiało, nie chcąc żyć w okupowanym kraju.
Materiał przygotowałam na podstawie wykładu „Początki obozu Auschwitz" kierownika Centrum Badań Muzeum Auschwitz dr. Piotra Setkiewicza i lekcji internetowej „Pierwsi Polacy w Auschwitz". Świadectwa więźniów pochodzą z książki „Początki Auschwitz w pamięci pierwszego transportu polskich więźniów politycznych" Piotra M.A. Cywińskiego (Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2015)