Dobrą chwilę mi zajęło, nim uświadomiłem sobie, że były to komentarze do drugiej tury wyborów we Francji. Ale niestety nasza dość infantylna klasa polityczna patrzyła na to wyłącznie przez pryzmat polskiej polityki. Marine Le Pen to był PiS, przeciw któremu startowali liberałowie i lewica, no wiadomo, że chodzi o Donalda Tuska, który wrócił do polskiej polityki i przegnał pisowców.
Czytaj więcej
Czy trzeba się odwoływać do widza z kosmosu, by zobaczyć jałowość naszych sporów?
Według polskich polityków Marine Le Pen to PiS
Opowieści więc na okoliczność wyniku drugiej tury wyborów były z grubsza dwie. Pierwsza jest taka, że mądrzy Francuzi odrzucili rządy „skrajnej prawicy”. To, że jedną z twarzy lewicowej koalicji był radykalny Jean-Luc Mélenchon, że są tam jeszcze bardziej radykalni od niego zieloni i komuniści, jakoś nie sprawiło, że ktoś mówił o tryumfie „skrajnej lewicy”. Bo przecież słowo „skrajny” zarezerwowane jest dla prawicy. Tak samo jak w Polsce. Przecież skrajna to może być prawica, PiS i Konfederacja. Zaś Razem? Oj, poczciwi idealiści, późne wnuki Marksa. Dobre dzieci, choć może błądzą w swym ideowym zapale. Czy ktokolwiek w mainstreamowych mediach powiedziałby o chłopcach od Mentzena i Bosaka, że to dobre chłopaki, ale może zbyt ideowe? Nie, w debacie uczymy się odruchów warunkowych, słyszysz „Konfederacja” i masz to kojarzyć z brunatną koszulą. Widzisz czerwoną koszulę z wizerunkiem zbrodniarza Che? Och, młodość, młodość.
Nie, w żaden sposób nie dam się zapisać do obozu sympatyków Marine Le Pen. Tak, jej zwycięstwo byłoby na rękę Rosji, która chce rozbić Unię i NATO. Sęk w tym, że Ruscy już dawno obstawili różne strony politycznego spektrum.
Dopiero dobrych kilkadziesiąt godzin po wyborach, gdy potwierdziły się nie tylko wyniki exit poll, ale w dodatku okazało się, że frakcja Mélenchona jest zdobywcą najliczniejszej grupy deputowanych w ramach Nowego Frontu Ludowego, maistreamowe media światowe, a z nimi część naszego komentariatu, zorientowały się, że można używać pod adresem Mélenchona określenia „skrajna lewica” albo „radykalna lewica” (hard-left w artykułach Reutersa czy „Economista”). Ale zwycięstwo nad francuską odmianą PiS i Konfederacji było tak ważną kliszą, że nim zaczęto mówić o kosztach tego zwycięstwa, musiało minąć sporo czasu i sporo głupot w tym czasie napisano, o mądrych i umiarkowanych Francuzach, którzy odrzucili radykalizmy.