Czy w Polsce działa lewica uniwersalistyczna, gotowa do tego, by bronić i wspierać w awansie społecznym jak najszersze kręgi społeczne, reprezentująca zarówno realny interes, jak i marzenia i aspiracje obywatelek i obywateli? Czy istnieje siła w Sejmie, z kim zwykła obywatelka, zwykły obywatel „ma wspólny język”, ktoś kto reprezentuje nasze codzienne problemy i nadzieje? Nasza „Grażyna” i nasz „Seba” w ławach poselskich, znajdujący się tam po to, by dać głos każdej i każdemu z nas?
Uważamy, że takiej siły brakuje w naszym kraju, co więcej, już po kilku zdaniach jesteśmy w stanie odróżnić lewicową aktywistkę, lewicowego aktywistę od byłego górnika, od nieprzemysłowego rolnika, których mieli reprezentować. Powinni mówić jednym językiem i śmiać się z tych samych żartów, bo powinni stale ze sobą rozmawiać. Jeśli wyborca czegoś nie wie albo wyraża się bez szacunku o jakiejś dyskryminowanej grupie społecznej, to lewicowcy powinni mieć pomysły na to, jak zapewnić mu edukację i kapitał kulturowy, czyli – w ujęciu francuskiego socjologa i antropologa Pierre’a Bourdieu – idee, przedmioty i wiedzę, w tym przede wszystkim język i kody komunikowania się, nabywane w czasie udziału w życiu społecznym. Posiadanie tego kapitału powoduje szacunek i sprawia, że jego nosicielka lub nosiciel są dopuszczani do mobilności społecznej, czyli np. do awansu klasowego. Jeśli lewicowemu wyborcy brak tego kapitału, to nie dlatego, że jest „gorszy” od aktywistów, ale dlatego, że żyjemy w społeczeństwie ogromnych nierówności, gdzie kapitał symboliczny wykorzystywany jest jako kryterium dalszej segregacji społecznej jako przepustka w miejsca, gdzie dostępne są władza i pieniądze. Lewica uniwersalistyczna walczy o to, by w te miejsca dostęp był powszechny, a nie zarezerwowany dla nielicznych.
Nasz tekst nie jest skierowany do lewicowych aktywistów i aktywistek, lecz do szerokiego grona czytelniczego. Uważamy, że dotyczy wszystkich, którzy chcą poważnie zastanowić się nad przyszłością polityczną polskiego społeczeństwa. Bez refleksji nad rolą lewicy, możemy znaleźć się w sytuacji wielkiego impasu lub przerostu ekstremalnej prawicy wspieranej nie z przekonania, ale dlatego, że wyborczynie i wyborcy nie czują się reprezentowani w ramach demokratycznych instytucji. Również sytuacja, gdy większość społeczeństwa zdaje się utożsamiać się z najbogatszymi przedsiębiorcami jest niepokojąca i wymaga pilnego namysłu – sprawia, że społeczeństwo wyzbywa się empatii, a ludzie stają się sami dla siebie wymagający w stopniu nierealnym i odbierającym zdolność uczenia się, ponieważ oderwanie od rzeczywistości sprawia, że sygnały zwrotne nie są brane pod uwagę. Wreszcie, taka sytuacja powoduje, że głosujemy naszymi mrzonkami, zamiast kierować się realistyczną oceną sytuacji lub empatią, a to nie pomaga przywrócić demokratycznej równowagi w demokratycznych władzach, lecz nawet może rozbudzać tęsknoty za bardziej „skutecznym” autokratyzmem.
Czytaj więcej
Mimo tego, co się działo za rządów poprzedniej władzy, nie powinniśmy odrzucać idei suwerenności informacyjnej.
„Uśmiechnięta Polska” nie jest dla robotnika
Usunięcie barierek sprzed Sejmu, spotkania marszałka z dziennikarzami i jego koncyliacyjny ton, deklaracje o potrzebie słuchania zwykłych obywateli mają zapowiadać powrót do najlepszych wzorców demokracji, jakie znamy z historii III RP. Czuć w tym było ponoć atmosferę czerwca 1989 r. „Szybko poszło” – można by powiedzieć, mając w pamięci to, że Szymon Hołownia jeszcze kilka miesięcy temu był nazywany „ruskim agentem”, a jako społeczeństwo byliśmy podzieleni jak nigdy dotąd i odsuwaliśmy się coraz bardziej od przykładnego demokratycznego państwa prawa.