Co z nami robi jedzenie z pudełek

Diety pudełkowe zawojowały Polskę. Zalążki pomysłu na nie pojawiły już się w starożytnym Rzymie, ale na wielką skalę zastosowano go dopiero niedawno. Odpowiedź na pytanie, czy warto było czekać, nie dla wszystkich jest oczywista.

Publikacja: 31.05.2024 17:00

Co z nami robi jedzenie z pudełek

Foto: insta_photos/AdobeStock

Ludzie niosący papierowe torby z prowiantem na cały dzień przemykają po korytarzach biurowców, stoją w autobusach i w tramwajach, torebki z jedzeniem widać za szybami samochodów przy boku kierowców. Kto przeszedł na dietę pudełkową, wie, o czym mowa. Wegetariańska, paleo, keto, slim, sport, low carb, z kuchnią śródziemnomorską lub polską, z elastycznym wyborem dań… Sporo tego.

Czytaj więcej

Już wolę pójść do klasztoru

Musiałbym poeksperymentować

Dla jednego z moich kolegów przejście na jedzenie na cały dzień dostarczane w pudełkach przez firmę kateringową było „kwestią wolności”, bo nie musiał już szukać przepisów, kupować produktów, samemu gotować, a nawet mógł „kolację jeść na śniadanie i nikt tego nie sprawdzał”. Taka dieta według niego jest też eko, bo nie marnuje się żywności, jest mniej resztek, no, może poza opakowaniami, w których są dostarczane dania.

Niekiedy nawet to się opłaca. – Mniej zapłacisz, niż jak sam zrobisz jedzenie – zapewnia. – Pod warunkiem dobrej promocji – dodaje.

Rozwiązanie bywa dobre dla tych, którzy muszą mieć specjalną dietę. – Miałem dietę wegetariańską o obniżonej zawartości soli, jakieś 2000 kcal, pięć posiłków dziennie, bez weekendów. Raczej nie skusiłbym się na branie diety z weekendami, bo wtedy jest czas na wyjście ze znajomymi i gotowanie samemu – mówi Mateusz Rus, do niedawna programista, a teraz współzałożyciel wydawnictwa z książkami dla najmłodszych.

Wspomina, że kiedy jeszcze jako programista pracował zdalnie, dieta pudełkowa była idealnym rozwiązaniem. – Później zmienił mi się charakter pracy na bardziej mobilny i, niestety, logistyka była zbyt utrudniona przy wyjazdach powyżej trzech dni – tłumaczy, dlaczego z pudełek zrezygnował.

Dla Emila, pracownika warszawskiej korporacji, dieta pudełkowa była krótką przygodą, mimo że kosztowała, jak twierdzi, śmieszne pieniądze – „jakieś 800 zł za pełen pakiet w promocji; dzieliliśmy się z żoną daniami po połowie”. – Lubię jeść to, na co mam ochotę, a nie to, co mi przyniosą. Czasami chcę zjeść coś zdrowszego, a czasami coś, co totalnie mnie niszczy, na przykład bułka drożdżowa z podziemi w centrum – śmieje się.

Niektóre z potraw Emilowi nie smakowały. Tak jak wielu rozmówców przyznaje też, że nudziła go powtarzalność dań. Wspomina i inne problemy. – Zdarzało mi się, że niektóre produkty były pod koniec dnia niezdatne do spożycia. Kurier o trzeciej nad ranem dostarcza ci paczkę, budzisz się o siódmej, wrzucasz to do lodówki. Wcześniej te pudełka spędzają kilka godzin w samochodzie. Więc pod koniec dnia może to być popsute, trudne do spożycia. Poza tym dieta pudełkowa może sprowadzić jedzenie do zwykłej konsumpcji – wylicza. – A jak mieszkasz w nieciekawym miejscu, to może ktoś te paczki w nocy ukraść.

Dominik, pracujący student SGH w Warszawie, przyznaje, że dla niego taka dieta byłaby dobra, bo mógłby zacząć jeść regularnie i w zbilansowany sposób. Chociaż, jak dodaje, i tak nie zdecydował się na pudełka. – Do zaplanowania diety pudełkowej trzeba usiąść, wyliczyć kalorie, a ja nie wiem, ile jem dziennie; jem tyle, ile zjem. Z dietą pudełkową musiałbym poeksperymentować, dowiedzieć się, jaka będzie dla mnie dobra, szczególnie że uprawiam sport. Tak to wygląda ze wszystkim, co jest nowe. Jestem przyzwyczajony, że zjem na uczelni albo kupię coś w sklepie. Nie chce mi się nad tym pochylać – tłumaczy.

A co z gotowaniem

Chociaż sam wielokrotnie kupowałem gotowe dania w sklepach, to jednak przy pracy w domu zdecydowanie wolę gotować. Może gdybym lepiej organizował czas, to w biurze też jadłbym domowe obiady? Tak jak 25-letni Sergiej Podus, który opisuje się jako osoba pracująca i gotująca.

Przyznaje, że kiedyś myślał o diecie pudełkowej. Co go odpycha? Koszty, produkcja śmieci i to, że uprawia sport, więc musi jeść więcej. Za to wielu jego znajomych jest „na pudełkach”.

– Mój znajomy odżywia się już półtora roku na takiej diecie. Kiedy go ostatnio odwiedziłem, pokazał mi w domu ogromne filary z plastikowych pudełek. Jak to się zbiera, to wtedy widać, jaki to ma wpływ na środowisko. Jeśli jesz pięć posiłków dziennie, każde jest w oddzielnym opakowaniu, to po miesiącu masz przynajmniej 100 pudełek – wyjaśnia.

Zdaniem Sergieja dieta pudełkowa usuwa z życia bardzo ważny rytuał gotowania. – Jeśli postrzegasz je jak drugą pracę, to przecież to jest odpychające. A jeśli uznajesz to za hobby i relaks, to miło to robić – mówi Sergiej Podus. – Lubię gotować, lubię jeść to, co zrobię. Mieszkam z partnerką, staramy się przynajmniej jeden posiłek dziennie jeść razem, ona jest barmanką, więc wraca wieczorem. Ja gotuję dla nas i jest to przykładem troski, podziałem obowiązków – dodaje.

Przypomina, że ludzie gotowali od tysięcy lat, to naturalny proces, który zna każdy z nas. A w miastach, jak zauważa, jesteśmy oderwani od natury i dawnych, czasami pierwotnych czynności. – Postrzegamy jedzenie jako zwykłą potrzebę fizjologiczną. Dieta pudełkowa to też taki konsumpcjonizm, bo przecież możesz to wszystko zrobić sam. To nie jest tak, że dostajesz dania z restauracji, ale w pudełkach. Przypomina to trochę odcinek „Black Mirror” – dodaje Sergiej Podus.

Czytaj więcej

Polska była pionkiem w ostatniej rozgrywce zimnej wojny

Czas raczej nie na relaks

Diety pudełkowe nie tylko mnie kojarzą się z oszczędnością czasu, moi rozmówcy powtarzali jak mantrę słowo „czas”. Pudełka z jedzeniem miałyby być remedium na to, że nie ma kiedy gotować. Tylko z drugiej strony trudno było mi znaleźć osobę, która kupiła diety pudełkowe i zaoszczędzone chwile spożytkowała na hobby, czytanie albo wędrówki po lesie.

– Czy rzeczywiście odzyskany czas poświęcamy dla siebie? Wydaje się z obserwacji, że zapracowani wykorzystują go na skupienie się na karierze, a nie na relaks, aktywność fizyczną, hobby, a tym bardziej rodzinę i przyjaciół – mówi Alina Landowska, badaczka trendów społeczno-ekonomicznych z Uniwersytetu SWPS.

Jesteśmy narodem naprawdę zapracowanym, bo według najnowszych danych Eurostatu w Unii więcej od nas w 2022 r. pracowali jedynie Grecy. O ile przeciętny mieszkaniec UE w wieku od 20 do 64 lat spędzał wtedy w pracy 37,5 godziny tygodniowo, o tyle Polak już 40,4.

Może właśnie dlatego diety pudełkowe mają takie wzięcie? Biznes kateringu dietetycznego według analizy firmy Nice To Fit You w 2023 r. był wart 3 mld zł. Rośnie też dostępność takich usług. Kiedy zacząłem wpisywać w wyszukiwarce Cateromarket nazwy najmniejszych miast, ku mojemu zaskoczeniu w kilku z nich mógłbym kupić dietę pudełkową. Wiślica mająca mniej niż 500 mieszkańców i Suraż z nieco ponad 980 mieszkańcami to tylko przykłady z długiej listy blisko 12,5 tys. miast w Polsce, w których dostępny jest katering dietetyczny.

Tak duże nasycenie i rosnący rynek mogą świadczyć o dobrobycie przynajmniej części Polaków. Bo w końcu „outsourcing” tak codziennej czynności, jaką jest gotowanie, to przywilej zamożniejszych. I też krok do jeszcze większego konsumpcjonizmu. Jedzenie to nie tylko liczby lub – jakby wielu chciało – spalanie dla energii, to też proces poznawczy, na przykład dla małych dzieci, a dla dorosłych hobby. Od lat co kilka tygodni poświęcam cały weekend na zrobienie croissantów, od podstaw, z tradycyjnego przepisu, co prawda z różnym skutkiem. Jednak stworzenie tych rogalików daje mi niezwykłą satysfakcję. Może podobne odczucia mieli praludzie, kiedy nad paleniskiem piekli jedzenie?

Ludzki ogień

Interesującą hipotezę dotyczącą gotowania przedstawił Richard Wrangham, brytyjski prymatolog, profesor antropologii biologicznej na Uniwersytecie Harvarda w książce „Catching Fire: How Cooking Made Us Human”. Jak przekonuje, kluczowym czynnikiem, który pozwolił nam na ewolucję, było podgrzewanie jedzenia i „obsługa” ognia.

– Przejście na jedzenie gotowanej żywności, co, jak sądzę, miało miejsce około 2 mln lat temu, miało duży wpływ na naszą biologię, w tym zmniejszenie układu trawiennego, zwiększenie rozmiaru mózgu oraz uwolnienie wielu godzin każdego dnia na inne aktywności niż żucie i trawienie – tłumaczy w rozmowie z „Plusem Minusem”.

Wpłynęło to na rozwój kulturowy i społeczny. Zdaniem badacza przed okresem gotowania nasi przodkowie zachowywali się w sposób podobny do małp człowiekowatych. Po rozpoczęciu używania ognia do gotowania zaszła spora zmiana. – Kontrola nad ogniem pozwoliła naszym przodkom na wygodne spanie na ziemi i tworzenie ochronnych relacji. Kucharze – prawdopodobnie kobiety – mogli przygotowywać posiłki bez obawy o przyciągnięcie złodziei, którzy mieliby ukraść jedzenie. Światło i ciepło dostarczane przez ogień pozwoliły jednostkom prowadzić luźne interakcje społeczne, takie jak pielęgnacja, oraz pewne wczesne formy rozmów czy tańca. Łatwo można sobie wyobrazić, że gotowanie i ogień prowadziły do rozwoju wielu ważnych cech ludzkiego społeczeństwa – dodaje Wrangham.

Może zatem nie warto tak łatwo rezygnować z gotowania samemu na rzecz jedzenia z pudełek? Brytyjski naukowiec zauważa tu, że postęp technologiczny, chociaż przyniósł wiele dobrego, może też sprzyjać otyłości czy pogorszeniu zdrowia.

Nasza ewolucja, którą napędziło gotowane jedzenie, wcale się przy tym nie skończyła i pewnie będzie trwać dalej. – Rosnąca strawność naszych pokarmów, która nastąpiła bardzo szybko w ostatnich 200–300 latach, jest z pewnością zgodna z dalszą ewolucją naszych układów trawiennych w kierunku mniejszych ust, zębów i jelit, szczególnie jelita grubego, oraz większych mózgów – wyjaśnia Richard Wrangham.

Zastrzega przy tym: – Możemy oczekiwać ewolucji w związku z gotowanym jedzeniem, po prostu dlatego, że jakość jedzenia jest tak ważna i zmienia się szybko; ale nie jestem gotów przewidzieć, w jaki sposób będzie przebiegać ta ewolucja.

Powód? W dzisiejszym świecie relacja między zdrowiem a sukcesem reprodukcyjnym nie zawsze jest prosta. Często bywa tak, że najzdrowsze osoby czasami mogą mieć najmniej przeżywających dzieci. – Na przykład populacje w Afryce obecnie rosną szybciej niż inne na świecie, ale przeciętnie są prawdopodobnie najmniej zdrowe na świecie – tłumaczy.

Czytaj więcej

Unijna rozgrywka staje się dla Polski coraz bardziej skomplikowana

Wygoda Rzymianina

Mimo że dieta pudełkowa rozwiązuje sporo problemów organizacyjnych, nie ma tak solidnego fundamentu jak gotowanie. O dużej roli jedzenia w kulturze świadczą m.in. obrządki. W starożytnym Egipcie istotnym etapem pochówku był rytuał tzw. otwarcia ust. W czasie uroczystości zmarłemu do grobu wkładano mięsa, warzywa, pieczywo, wodę, wino czy piwo. W naszym regionie do początku XX wieku na wsiach zostawiano jedzenie na stołach dla dusz zmarłych.

Alina Landowska przyznaje, że tradycyjnie przygotowywanie i spożywanie posiłków było i jest często społecznym doświadczeniem, które łączy ludzi. Jak dodaje, dla niej diety pudełkowe nie są przesadną nowością, a idea gotowych posiłków ma bardzo długą historię.

– W starożytnym Rzymie istniały lokale zwane thermopoliami, które sprzedawały gotowe posiłki na ciepło dla tych, którzy nie mieli możliwości gotowania w domu. Jednak nie miały one dobrej sławy do tego stopnia, że kilku starożytnych autorów o nich wspominało. Znajdziemy wzmianki o tym w komediach Plauta – mówi kulturoznawczyni.

Pozostałości tamtych rzymskich garkuchni można oglądać do dziś. W odsłoniętych ruinach Pompejów, Herkulanum i Ostii znajdziemy sporo dawnych punktów gastronomicznych. I kto wie, może serwowali tam nawet gotowe dania w glinianych pudełkach. Ciekawe, czy w starożytnym Rzymie ludzie też nie mieli czasu gotować. Bo jeśli tak, to znów nie jesteśmy oryginalni.

– W wielu kulturach posiłki były i są okazją do dzielenia się jedzeniem, rozmów i spędzania czasu razem. Jednak wraz z rozwojem technologii, urbanizacją i zmianą stylu życia wiele osób zaczęło szukać wygodniejszych opcji żywieniowych – tłumaczy Alina Landowska.

Jej zdaniem diety pudełkowe są odpowiedzią na te zmiany. Chociaż pomimo popularności diet pudełkowych tradycyjne społeczne aspekty jedzenia nadal są ważne. Wyjaśnia, że wiele osób ceni sobie wspólne posiłki z rodziną i przyjaciółmi jako sposób na nawiązywanie więzi i dzielenie się doświadczeniami. – Są one często kluczowym elementem nawiązywania relacji biznesowych i budowania partnerstw. W wielu kulturach istotne negocjacje biznesowe są prowadzone przy obiedzie. Na przykład w Rosji i Japonii ważne transakcje przeprowadza się prawie wyłącznie podczas wspólnych posiłków i spotkań towarzyskich. W Stanach Zjednoczonych wiele negocjacji zaczyna się od propozycji „zjedzmy razem lunch” – dodaje Alina Landowska.

I w zasadzie nie ma tutaj zaskoczenia, że wspólne posiłki mogą tworzyć bardziej komfortowe środowisko do rozmów, a nawet zdrowia. Bo, jak dodaje Landowska, badania pokazują, że spożywanie posiłków razem zwiększa poziom glukozy, co prowadzi do lepszej samokontroli, zmniejszenia agresji i regulacji uprzedzeń.

Aż chce się napisać, że ostatecznie nieważne jest to, czy jemy z pudełek, czy może z talerza. Najważniejsza będzie po prostu radość z tej pięknie pierwotnej czynności. Setki tysięcy lat temu nasi praprzodkowie wpatrzeni w niebo pełne gwiazd też ze smakiem przełykali kolejny kęs. A przynajmniej chcę w to wierzyć.

Ludzie niosący papierowe torby z prowiantem na cały dzień przemykają po korytarzach biurowców, stoją w autobusach i w tramwajach, torebki z jedzeniem widać za szybami samochodów przy boku kierowców. Kto przeszedł na dietę pudełkową, wie, o czym mowa. Wegetariańska, paleo, keto, slim, sport, low carb, z kuchnią śródziemnomorską lub polską, z elastycznym wyborem dań… Sporo tego.

Musiałbym poeksperymentować

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi