Już wolę pójść do klasztoru

Aż do 1981 roku porwanie i przemoc seksualna wobec nieletniej było na Sycylii przestępstwem wymazywanym automatycznie wraz z „małżeństwem naprawczym”. Nikogo nie oskarżano, nikogo nie karano: małżeństwo eliminowało odpowiedzialność karną.

Publikacja: 31.05.2024 17:00

Na zdjęciu: kadr z filmu „Viola, Franca” z 2017 roku w reżyserii Marty Saviny. Obraz opowiada histor

Na zdjęciu: kadr z filmu „Viola, Franca” z 2017 roku w reżyserii Marty Saviny. Obraz opowiada historię porwanej i zgwałconej siedemnastolatki, która w 1965 roku sprzeciwiła się „małżeństwu naprawczemu”

Foto: materiały prasowe

Wserii wywiadów z 1991 roku autorstwa Beatrice Monroy i zebranych w książce pod tytułem „Noi, i palermitani” [My, palermiańczycy] Giuliana Saladino znalazła się w rozdziale razem z tymi, którzy zostali w Palermo. Jej odpowiedzi są pełne goryczy, choć nie rezygnacji:

„Nauczyłam się już mieszkać w Palermo bez niepokoju. Uważam je nawet za ładne miasto. Nie chciałam go porzucić w młodości, więc co dopiero teraz. Ale zaczynając od Palermo, chciałabym wrócić do pewnej refleksji: wiadomości neutralne są gorsze niż wiadomości kryminalne. W tym sensie, że te ostatnie składają się ze spektakularnych doniesień, tajemnic i silnie emocjonalnych rzezi, podczas gdy te neutralne nie tylko nie przekazują żadnych rewelacji, ale wręcz przemijają szybko i cicho: to są wiadomości ze świata biznesu, polityki, finansów, administracji publicznej, z życia regionów i miast. W Palermo zaś są to wiadomości dotyczące męki mieszkańca, uważanego zawsze za utrapienie, jeśli domaga się jakiegoś prawa, choćby najskromniejszego”.

Wnioski Saladiny są rozbrajające: „Jednego żałuję, i nie jest to sprawa osobista, lecz ogólna: a mianowicie tego, że ani za sprawą polityki, ani za sprawą dziennikarstwa, ani za sprawą postawy obywatelskiej nie zdołaliśmy znacząco zmienić losu tego miasta”.

Wywiad ukazuje się w czerwcu 1991 roku. Uwaga na datę. Bo dwa miesiące później, 29 sierpnia, mafia zabija Libera Grassiego, przedsiębiorcę, który śmiał odmówić płacenia haraczu w Palermo, wyjaśniając swoje powody w liście-skardze opublikowanym na łamach „Giornale di Sicilia”: „Drogi szantażysto. Chciałbym powiadomić naszego nieznanego szantażystę, by oszczędził sobie telefonów z pogróżkami i wydatków na zapalniki, bomby i naboje, ponieważ nie jesteśmy w stanie płacić i znaleźliśmy się pod ochroną policji. Zbudowałem tę fabrykę własnymi rękami, pracuję całe życie i nie zamierzam jej zamknąć […]. Jeśli zapłacimy 50 milionów, później wrócą i zażądają więcej pieniędzy, comiesięcznej opłaty, a my w niedługim czasie będziemy zmuszeni zamknąć interes. Dlatego powiedzieliśmy nie »geodecie Anzalone« i powiemy nie wszystkim takim jak on”. Libero Grassi został sam, odizolowany przez stowarzyszenie przemysłowców z Palermo, uważany za szaleńca. Jego śmierć zdawała się potwierdzeniem pesymistycznych wniosków Giuliany Saladino.

Kilka miesięcy później w Capaci w powietrze wylatują Giovanni Falcone, jego żona i ochroniarze. Niestety w sposób nieunikniony zawsze wraca się do tamtego 23 maja 1992 roku, który stanowi graniczny moment dla Palermo, dla Sycylii, dla całych Włoch. Pogrzeb odbywa się 25 maja. Pośród płaczącego tłumu, w deszczu, jest również Marta Cimino, socjolożka, córka Marcella i Giuliany Saladino. „Następnego dnia w jakiś sposób trzeba będzie robić to, co zawsze” – opowiada pisarzowi Robertowi Alajmo, który rekonstruuje coś w rodzaju obywatelskiego dziennika tamtych dni.

Pobudka, praca, korek na ulicy, codzienność. Ale to nie jest ta sama codzienność, co jeszcze trzy dni wcześniej. W pracy nie da się pracować. W korku dostrzega się zamyślone, cierpiące spojrzenia, każdy zadaje pytanie sobie, zadaje pytanie tobie, szuka odpowiedzi: Co ja mogę zrobić? Co my możemy zrobić? […] Zastanawialiśmy się nad tym następnego poranka pośród złości i łez. W pracy, z kolegami, zatapialiśmy się w lekturze gazet, potem staraliśmy się pracować więcej i lepiej, a później siedzieliśmy w grobowej ciszy. A gdybyśmy tak wywiesili na naszych balkonach prześcieradła z hasłami protestacyjnymi? Gdyby każdy „wystawił” własne oburzenie? Powiedziałam to w ciszy, szeptem, do samej siebie, podczas gdy w sali konferencyjnej siedzieliśmy z oczami spuszczonymi bardziej na nasz wspólny ból niż na gazety. Tiziana podniosła na mnie spojrzenie i powiedziała „można to zrobić…”.

Czytaj więcej

Marcel Woźniak: Nigdy za późno na odkrycia

Bunt białych prześcieradeł

Z tym zdaniem w głowie wracałam do domu. Po drodze wstąpiłam do Giuliany. Byli tam Raffaele, Gabbi, Laura, Wanda. Oni też zadawali sobie to pytanie: co możemy zrobić? Zaproponowałam prześcieradła i zanim zdążyłam wyjaśnić sens tej akcji, trzymaliśmy w rękach nasze prześcieradła i zastanawialiśmy się, co na nich napisać. Niedługo potem przywiązywałam do poręczy balkonu, ostrożnie i ze wzruszeniem, swoje pierwsze prześcieradło z hasłem PALERMO ŻĄDA SPRAWIEDLIWOŚCI. Po drugiej stronie ulicy, na balkonie naprzeciwko, pojawiły się dwie dziewczyny. Skinienie głową, uśmiech i wkrótce potem wywiesiły prześcieradło z hasłem RAZEM DAMY RADĘ.

W ten sposób powstaje, jakbyśmy powiedzieli dziś, ruch wiralowy, który wizualnie oddaje reakcję współwinnego lub zrezygnowanego miasta.

„Zawieszając na balkonie prześcieradło, zerka się na fasady pobliskich budynków – wspomina Alajmo – żeby sprawdzić, czy ktoś inny powiesił już swoje. Jeszcze nikt, ale jest wcześnie. Zostały jeszcze telefony do wykonania. Kilku znajomych podchodzi do tego entuzjastycznie, inni się wahają i podkreślają, że prześcieradło to wspaniały pomysł, pod warunkiem że nie stanie się alibi na wszystko inne. Okej, ale od czegoś trzeba zacząć, zważywszy, że jesteśmy mniej więcej przy zerze. W poszukiwaniu otuchy w kolejnych dniach wychodzi się na ulicę i sprawdza, czy w oknach wiszą prześcieradła. Począwszy od 26 maja, prześcieradła pojawiają się na Borgo, via Giardinaccio, via Sampolo, via Villermosa, via Agrigento, piazza De Gasperi. Fasady budynków przy via Liberta, zbudowanych z grzechem pierworodnym, jakim było wyburzenie willi, pozostają milczące jak zawsze. Od czasu do czasu pojawia się prześcieradło, i to jest ulga. Ale ogólnie jest ich mało. Przyozdobione budynki, zwłaszcza te przy via Maqueda, via Caltanissetta i via Dante, są obowiązkowym przystankiem dla ekip telewizyjnych. Serwisy informacyjne są pełne prześcieradeł. Palermo reaguje? Miejmy nadzieję”.

Promotorki przedsięwzięcia – Marta, jej matka Giuliana i wiele innych kobiet, bo były to głównie kobiety – zawiązują „Komitet prześcieradeł”, który będzie podejmował takie działania przeciwko mafii, jak manifestacje, ludzkie łańcuchy, listy otwarte, wystawy i kodeksy etycznego postępowania. Prześcieradła stają się nowym kanałem komunikacji, prostym i natychmiastowym. Dzięki nim wyrastają kolejne spontaniczne stowarzyszenia i komitety. Prześcieradło jest rzeczą domową, intymną, lecz w Palermo prześcieradło położone na zamordowanym staje się sztandarem, manifestem, głosem. To domowa szata wywieszana podczas procesji religijnych, ze świętymi patronami, z trumną z figurą Chrystusa, na znak szacunku i oddania. To publiczna deklaracja pokazująca, po której stronie się opowiadasz, wraz z twoim imieniem, nazwiskiem i adresem. „Prześcieradło stało się symbolem nowej praktyki politycznej, skupionej na etyce osobistej odpowiedzialności” – wyjaśnia Giovanna Fiume.

Nie do końca podobało się to części lewicowej inteligencji. Rossana Rossanda napisała zgryźliwie: „Pod prześcieradłem nie ma nic”. W tych domowej roboty plakatach dostrzegała wezwanie do działania partii politycznych, zarówno strony rządzącej, jak i opozycji, rozczłonkowanie demokracji pośredniej. Jeśli obywatel włącza się do działania, wyraża swoje zdanie, jednoczy się, to czym skończy się także zasada politycznej reprezentacji? Prześcieradła były wstępną zapowiedzią zjawisk, jakie miały doprowadzić do rozpadu, jeszcze w tym samym 1992 roku, partii okresu Pierwszej Republiki.

Prześcieradła pozostaną symbolem Palermo, może nie całego, lecz na pewno tej części, która chce przemawiać w imieniu miasta, zmęczonego byciem polem bitwy Cosa Nostry. Dwadzieścia lat po rzeziach Alajmo próbował dokonać podsumowania tego, co zostało z okresu prześcieradeł. Kto wygrał? „Nie istnieje łatwa i ostateczna odpowiedź” – stwierdza. „Komitet prześcieradeł” rozwiązał się dawno temu. W 1999 roku zmarła Giuliana Saladino, „która była ukrytym motorem napędowym komitetu” – mówi Alajmo, który na jej pogrzebie czyta „data rozczarowania, o ile nie zniechęcenia: to ona najlepiej utrzymywała ich razem po formalnym rozwiązaniu komitetu”. Nie ma już także jej córki Marty. Pomyślałem o nich, o tych dwóch palermiankach ze skały, kiedy znów zobaczyłem prześcieradła na balkonach podczas pustych tygodni lockdownu. I za każdym razem, gdy widzę prześcieradło złości, protestu, oburzenia lub nadziei, czuję dumę, że ten domowy portal społecznościowy został wymyślony na Sycylii. (…)

Ślub szybko i dyskretnie

Patrząc z perspektywy czasu, dopiero teraz domyślam się, co się mogło wydarzyć. Z dnia na dzień sprzedawca calii i simenzy, prażonej ciecierzycy i solonych pestek dyni, który zawsze stał ze swoim straganem przy piazza Bologni, dwa kroki od Quattro Canti w Palermo, trafił za kratki. Był to dobry człowiek, bez żadnych szczególnych powiązań przestępczych (jak na biednego, ulicznego palermiańskiego sprzedawcę), ale przyjechała policja i wysłała go do więzienia Ucciardone.

W miejskiej panoramie ten sprzedawca był znaną postacią, choćby dlatego że wpisał się w codzienny krajobraz: jego zniknięcie i powody takiego stanu rzeczy stały się małą zagadką. Niedługo potem okazało się, że trafił do więzienia, żeby odsiedzieć wymierzoną karę. Wiele lat wcześniej dopuścił się fujtiny, ucieczki ze swoją narzeczoną – klasyczny sposób, który kiedyś służył temu, by zmusić dziewczynę do małżeństwa, ale w Palermo i na Sycylii w dalszym ciągu był praktykowany z bardziej prozaicznych powodów.

Tak zwane małżeństwo naprawcze po tym, jak dziewczyna okazała się „bezwstydnicą”, odbywało się po cichu (sine pompa, jak pisano w Corpus Scriptorum Ecclesiasticorum Latinorum), z niewielką liczbą gości, dzięki czemu oszczędzano na aparaturze scenicznej i pompatycznych ceremoniach. Fujtina stawała się w ten sposób wybiegiem, mającym na celu postawienie wszystkich przed faktem dokonanym, ale przede wszystkim zwalniała rodzinę nowożeńców z ponoszenia nadmiernych wydatków (stroje, ceremonia, wesele, wszelki sprzęt), ponieważ w takiej sytuacji ślub musiał się odbyć szybko i dyskretnie, oszczędzając krewnym nawet niedogodności związanych z drogimi prezentami, zastępowanymi co najwyżej prezentem „w kopercie”, czyli w postaci szeleszczących banknotów niezbędnych młodej parze na pierwsze wydatki. Krótko mówiąc, fujtina znacząco obniżała wymagania właściwe małżeństwu standardowemu, czyli należycie zaplanowanemu w poprzednich latach i miesiącach.

Sprzedawca ciecierzycy i pestek dyni dopuścił się fujtiny, kiedy jego narzeczona była niepełnoletnia, na początku lat osiemdziesiątych. Dlatego sprawa została zgłoszona przez rodzinę dziewczyny, tak jak przewidywał scenariusz. Scenariusz odtwarzany wielokrotnie. W rzeczywistości aż do 1981 roku porwanie i przemoc seksualna wobec nieletniej było przestępstwem wymazywanym automatycznie wraz z „małżeństwem naprawczym”. Nikogo nie oskarżano, nikogo nie karano: małżeństwo wszystko uzdrawiało i eliminowało odpowiedzialność karną.

Ale sprzedawca może nie miał pojęcia, że ów zwyczaj, usankcjonowany przez prawo, się zmienił. Nie zapytał albo nie wiedział. Efekt: za porwanie swojej narzeczonej został oskarżony, osądzony i skazany zaocznie. Wciąż był przekonany, że po ślubie z dziewczyną wszystko, jak zwykle, zostanie zapomniane. Nigdy nie dostał żadnego zawiadomienia, nigdy nie był obecny na rozprawie. W ten sposób, nie mając o niczym pojęcia, utknął w pół drogi między starym a nowym prawem. A kiedy pod koniec lat osiemdziesiątych sędzia odkrył, że sprzedawca musi odsiedzieć kilka miesięcy w więzieniu, wydano nakaz zatrzymania. Policji nietrudno było odnaleźć zbiega: każdego ranka był na piazza Bologni, niespełna pięćset metrów od komisariatu, za swoim stoiskiem z ciecierzycą i pestkami dyni. Był spokojny. Doniesiono na niego w okresie popełnienia czynu, ale teraz dziewczyna była jego żoną i mieli troje dzieci.

Sprzedawca powinien jednak wiedzieć, że skoro prawo się zmieniło i skoro jego małżeństwo naprawcze nie miało już efektu amnestii, to stało się tak dzięki (czy raczej, z jego punktu widzenia, z winy) pewnej Sycylijce, która zbuntowała się przeciwko fujtinie, za czym kryło się przymusowe małżeństwo. Owa dziewczyna nazywała się Franca Viola, była piękna i miała siedemnaście lat. W dzień Świętego Szczepana 1965 roku została porwana w Alcamo, w prowincji Trapani, przez Filippa Melodię, młodzieńca spokrewnionego z mafijnym bossem Vincenzem Rimim, który to młodzieniec po krótkim narzeczeństwie został przez dziewczynę porzucony.

Czytaj więcej

Niezwykła korespondencja Tadeusza Różewicza. „Pisanie jest tylko dodatkiem”

Niewielu zna jej twarz

Historia Franki Violi wpisuje się do złotego rejestru emancypacji włoskich kobiet. Streszczając całą opowieść: Franca zostaje porwana przez Melodię, któremu pomaga kilku młodych wspólników. Pobita i zgwałcona jest poddana staremu szantażowi: małżeństwo naprawcze albo hańba do końca życia. Niespodziewanie, ze względu na czasy i miejsce, Franca Viola, przy wsparciu rodziców, donosi na Melodię policji i sprzeciwia się zawarciu małżeństwa naprawczego. „Nie poślubię Filippa Melodii. Nie zamierzam ulegać uprzedzeniom i przemocy” – wyjaśnia 5 stycznia 1966 roku w rozmowie z dziennikiem „Ora”. „Wiem, że zawsze tak to wyglądało. Ale dlaczego moje życie ma być uzależnione od jakiegoś barbarzyńskiego zwyczaju? Już mówiłam, że nie zamierzam ulegać pewnym uprzedzeniom, a potem być nieszczęśliwą przez całe życie. Już wolę pójść do klasztoru, niż poślubić mężczyznę, który zmusił mnie, bym spędziła z nim cały tydzień, dopóki nie zostałam uwolniona przez policję”.

Franca Viola stawia swoich porywaczy przed sądem. Melodia zostaje skazany na dziesięć lat więzienia, surowe wyroki dostają także jego wspólnicy. Po odsiedzeniu kary zostanie zastrzelony z obrzynu w okolicy Modeny, gdzie przebywa decyzją sądu. Franca Viola wyszła za mąż za swojego krajana, urodziła dwoje dzieci i przez większość życia mieszkała w Alcamo. Skryta, trzymająca się z dala od mediów, udzieliła bardzo niewielu wywiadów na temat swojego życia. Chcąc nie chcąc, stała się symbolem, jej nazwisko jest niezwykle ważne w historii włoskiej republiki, ale dziś niewielu zna jej głos i twarz. Żadnych wypowiedzi dla telewizji, bardzo mało publicznych wystąpień: może tak powinno być, sztandary i przykłady muszą pozostać wiecznie młode, tak jak Franca na zdjęciu z procesu, który odbył się w Trapani.

Małżeństwo naprawcze zostało zniesione w 1981 roku, piętnaście lat po porwaniu Franki Violi. Również dzięki wytoczonemu porywaczom dziewczyny procesowi, który śledziły gazety i nagłaśniała część polityków.

Fragment książki Gaetana Savatteriego „Sycylijki” w przekładzie Barbary Baradyn, która ukazała się właśnie nakładem Bo.wiem, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2024

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Gaetano Savatteri jest włoskim dziennikarzem i pisarzem, autorem kilku powieści. W 1980 roku współzałożył w Racalmuto na Sycylii małą gazetkę. Potem przeniósł się do Rzymu. Był m.in. korespondentem „Independenta”, dziennikarzem Tg5, dyrektorem artystycznym festiwalu książek o mafii.

Wserii wywiadów z 1991 roku autorstwa Beatrice Monroy i zebranych w książce pod tytułem „Noi, i palermitani” [My, palermiańczycy] Giuliana Saladino znalazła się w rozdziale razem z tymi, którzy zostali w Palermo. Jej odpowiedzi są pełne goryczy, choć nie rezygnacji:

„Nauczyłam się już mieszkać w Palermo bez niepokoju. Uważam je nawet za ładne miasto. Nie chciałam go porzucić w młodości, więc co dopiero teraz. Ale zaczynając od Palermo, chciałabym wrócić do pewnej refleksji: wiadomości neutralne są gorsze niż wiadomości kryminalne. W tym sensie, że te ostatnie składają się ze spektakularnych doniesień, tajemnic i silnie emocjonalnych rzezi, podczas gdy te neutralne nie tylko nie przekazują żadnych rewelacji, ale wręcz przemijają szybko i cicho: to są wiadomości ze świata biznesu, polityki, finansów, administracji publicznej, z życia regionów i miast. W Palermo zaś są to wiadomości dotyczące męki mieszkańca, uważanego zawsze za utrapienie, jeśli domaga się jakiegoś prawa, choćby najskromniejszego”.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi