A nie są to czasy odległe. Tom „Pisanie jest tylko dodatkiem” zbiera ich korespondencję z lat 1946–2011, docierając do naszego zaledwie „wczoraj”. Pokazuje, w jak szybkim tempie zmienia się postrzeganie etapów życia. Porębski i Różewicz są rówieśnikami, rocznik 1921. W 1969 r. mają po 48 lat i już w kolejnych wysyłanych do siebie kartkach i listach traktują siebie jak bliskich starości. Według dzisiejszego postrzegania – całkowity anachronizm. A trzeba pamiętać, że zarówno Porębski, wybitny krytyk i historyk sztuki, jak i Różewicz, niemniej wyjątkowy dramaturg i poeta – prowadzili bardzo aktywne życie zawodowe, a systematyczne zagraniczne podróże były ich istotną częścią. Do tego obaj mieli szczęśliwe, spełnione życie prywatne jako mężowie i ojcowie. A jednak i ta energia nie usuwała w niebyt smugi cienia, którą obaj mocno odczuwali.
O czym pisali do siebie Tadeusz Różewicz i Mieczysław Porębski?
Tom przedstawia 517 listów, w tym 345 – poety i 85 – profesora. Ta dysproporcja potwierdza jedynie nieposkromioną epistolograficzną pasję Różewicza, który w jednym z listów wyznaje, że zasiada właśnie do napisania 150 pilnych świątecznych kartek.
W tych nieomal codziennie wysyłanych do Porębskiego raportach z dnia codziennego jest równie bezceremonialny, gdy upomina się o zwrot pożyczonych pieniędzy, odesłanie pozostawionych przez nieuwagę rzeczy (od notesu po pędzel do golenia), jak gdy referuje, co zjadł albo i ugotował (dominują jajka, groszek z puszki, śledź i zimna wódka). Ma poczucie humoru, dystans do siebie i więcej jowialności niż jego przyjaciel dzielący się przemyśleniami – rzadziej, lecz w dłuższych i konkretniejszych listach – zdecydowanie bardziej na serio, o większym ciężarze gatunkowym.
Czytaj więcej
Najwszechstronniejszy pośród najwybitniejszych, prozaik, poeta i dramatopisarz, doczekał się świetnej, pisanej pięć lat, biografii Magdaleny Grochowskiej, w której mieści się też powikłana historia Polski.
Wymieniają się lekturami. Porębski pisze w 1968 r., że „zgłębia Wittgensteina” – dwa lata przed pierwszym ukazaniem się po polsku. Ocenia: „staroświeckie, ale pobudzające”. „W Ustroniu przeczytałem »Nieboską« – cóż to za grafomańska chała! A to też był »autorytet« i »arcydzieło«” – pisze Różewicz o utworze Krasińskiego we wrześniu 1964 r., rozważając weryfikacje czasu w stosunku do malarstwa i literatury. Dowiedzieć się można, że „Wesele” Wajdy mu się nie podobało (1973) („dużo kiczu, wrzasku”), przeciwnie niż Porębskiemu. Ten ostatni z zadowoleniem z kolei przyjmuje w 1967 r. film „Westerplatte” Stanisława Różewicza, brata Tadeusza: „nareszcie dał pełnowartościową – w swoim warsztacie – odpowiedź na propozycje Wajdy, które nigdy nie mogły mnie w pełni ani zadowolić, ani przekonać”.